Rozdział 5 ~ i'm with you till the end of the line

35 3 0
                                    

~Sweet Pea pov~

Starałem się nie myśleć o Josie, ani o tym, jak mocno mnie zraniła. Przed Fangsem udawałem, że wszystko w porządku, żeby go dodatkowo nie martwić. I tak już miał problem z zebraniem pieniędzy na leczenie jego chorej matki, nie powinien się przejmować jeszcze moim zrąbanym życiem miłosnym.

Kiedy Fangs poszedł do Pop's po jedzenie, którego nie zdążyliśmy nawet zamówić, próbowałem się czymś zająć, ale nie mogłem się niczego chwycić. W końcu zacząłem robić listę rzeczy, które zacząłem robić i nie mogłem się na nich skupić.

" Czytanie - odpada
Rysowanie - nie ma mowy
Gadanie sam do siebie - a w życiu!
Oglądanie Netflixa - nope
Granie w gry na konsoli - niestety, to nie to."

Moja lista się powiększała, i powiększała i powiększała. Kiedy miałem zapisaną już całą kartkę A4 (z dwóch stron!), zorientowałem się, że Fangsa dosyć długo nie ma. Wstałem z kanapy i wyjrzałem na zewnątrz. Nigdzie go nie było. Wyszedłem z przyczepy i poszedłem powoli w stronę Pop's. Ani śladu.

Kiedy przechodziłem obok lasu Fox Forest, usłyszałem jakieś hałasy i krzyki. Zaintrygowany zajrzałem pomiędzy drzewa. Nie byłem jednak gotowy na to, co tam zobaczyłem.

Na ziemi leżał Fangs, cały we krwi, a nad nim stało kilku członków Ghoulies z Penny Peabody i Malachaiem na czele. Kilku innych członków gangu zajadało się NASZYM! żarciem. Pobiegłem do nich, wyciągając po drodze nóż z kieszeni. Prawie sam wskoczył mi do ręki, by po chwili znaleźć się w boku Malachaia. Mężczyzna zawył dziko i zamachnął się, żeby mnie uderzyć, ale nie trafił. Debil.

- Brać go! No na co czekacie?! - wrzeszczała Penny, dopóki nie wepchnąłem jej garści liści naprędce zgarniętych z ziemi do ust i jej nie przewróciłem. Reszta ludzi stała niezdecydowana, tak że miałem czas, żeby spokojnie podejść do na wpół przytomnego przyjaciela i go podnieść. Dobrze że mam takie mięśnie...

- Sweets? Co ty tu... robisz? - wycharczał cicho Fangs, opluwając mnie przy okazji krwią.

- Cicho bądź, ratuję ci skórę, a myślisz, że co? - na to już nie odpowiedział. Spojrzałem na niego, oceniając, jak źle jest.

Rozbita głowa. Pocięte ramię z tatuażem. Prawdopodobnie złamana ręka i nos oraz kilkanaście sporych siniaków. Auć.

Udało mi się go jakoś donieść do przyczepy, gdzie spotkałem Jugheada. Miał w ręce jakąś kartkę, ale odłożył ją na stół i natychmiast pobiegł po FP. Kiedy starszy Jones w końcu przyszedł, błyskawicznie wyjął kluczyki do samochodu.

- Jughead, siadasz ze mną z przodu, Sweet Pea, bierz Fangsa do tyłu. - zakomenderował, odpalając silnik.

FP złamał przynajmniej z pięć przepisów drogowych, w tym przekroczył prędkość prawie dwukrotnie i przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle. Tak szybko, że radar nawet nie zdążył nas złapać. Dojechaliśmy do szpitala po drugiej stronie miasta w zaledwie siedem minut. Cały czas jednak się modliłem, żeby nie było za późno...

~Betty pov~

Kiedy tylko wyszłam z Pop's, wpadłam na Archiego.

- Czemu gadałaś z tymi wężowymi ścierwami? - zapytał od razu i właśnie wtedy zauważyłam coś dziwnego...

Oczy Archiego zawsze były brązowe. A teraz ewidentnie miały odcień ciemnego błękitu.

- A...Archie? Zacząłeś nosić soczewki? - zająknęłam się, automatycznie się odsuwając od Andrewsa.

- Tak, kochanie... to coś złego? Betts, wszystko w porządku?

- Nie nazywaj mnie tak. - wymsknęło mi się.

- Słucham? - Archie zmrużył oczy, a ja zaczęłam się go obawiać.

- Widziałam, co zrobiłeś Jugheadowi. Jak możesz, Archie? Co on ci zrobił?

- Ośmieszył mnie przed całą szkołą. - warknął. - A na dodatek istnieje, jeśli wiesz o czym mówię.

- I to jest powód? Jak ty byś się czuł?

- Chuj mnie obchodzi, co czuje ten śmieć z Southside!

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Postanowiłam. Nie będę dłużej bronić mojego (teraz już eks) chłopaka. Będę stać po słusznej stronie. Czyli w tym wypadku - po stronie Jugheada. On niczym sobie nie zasłużył na takie traktowanie.

Wyciągnęłam telefon. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie mam nawet numeru Jugheada, mimo że w pamięci mojego telefonu znajdowały się numery reszty szkoły. Łzy zapiekły mnie w oczach, kiedy pomyślałam, jaką suką musiałam być, i co musiał czuć Jug przez cały ten czas...

- Betty?! - usłyszałam głos Veronici. - Kochana, co się stało?

- Rzuciłam Archiego. I... byłam okropna, V...

- Co? O czym ty mówisz, B? - przyjaciółka objęła mnie ramieniem, kiedy rozryczałam się na dobre.

- O Jugheadzie... przecież on na to nie zasłużył...

- O mój Boże... Kto by pomyślał... Elizabeth Cooper ma głębsze uczucia! Chcesz gdzieś pojechać?

- Do jego domu. O ile wiesz, gdzie to jest...

- Tak, mieszka w parku przyczep.

- Co? - podniosłam głowę zapłakana. - W parku przyczep...? My wszyscy... mieszkamy sobie w luksusowych apartamentach, a on w jebanej przyczepie, a my się jeszcze nad nim znęcamy?

- Chodź, B. - Ronnie zaprowadziła mnie do swojego nowiutkiego chevroleta i zapaliła silnik. Pięć minut później byłyśmy na miejscu.

W środku nikogo nie było. Drzwi były otwarte. Już miałam podzielić się z V podejrzeniami, kiedy nagle usłyszałam głos Jugheada zza moich pleców.

- Cooper? Co ty tu robisz? - odwróciłam się.

- Chciałam... - spojrzałam na Veronicę, która uniósł oba kciuki do góry. - Chciałyśmy cię przeprosić. - chłopak uniósł brwi.

- Serio? To naprawdę nie jest dobry moment...

- Juggie, proszę cię! - łzy znów pociekły mi po policzkach, ale ich nie otarłam. - Przynajmniej mnie wysłuchaj!

- W porządku, zamieniam się w słuch.

you're dead, freak ~ Bughead - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz