Rozdział 22 ~ no named man

13 0 0
                                    

~Jughead pov~

Ledwo Veronica weszła dobrze do budynku szkoły, dopadła mnie i chwyciła za kurtkę, pchając do ściany. Lekkie deja vù ale co tam.

- Ty... ty cymbale! - wściekłość aż odebrała jej zdolność wyciągania wniosków i układania logicznych zdań. Co ona niby do mnie miała?

- O co ci chodzi, Ronnie? - zapytałem, patrząc pytającym wzrokiem na stojących za jej plecami Reggiego i Kevina. Kev wzruszył ramionami.

- Trochę się wkurzyła, jak się dowiedziała, że wiesz o tamtej sytuacji ze szpitala. - odpowiedział Reggie, podczas gdy Veronica okładała mnie pięściami z idealnie pomalowanymi paznokciami, uważając jednocześnie żeby żadnego nie złamać.

- Ale co mi do tego? - zapytałem zrezygnowany, odsuwając dziewczynę do siebie i oddając ją pod opiekę Kevina.

- Skąd my mamy to wiedzieć?

- Andrews, do cholery! - wrzasnąłem ze złością. - Czy ten rudy dzban zawsze musi mi wszystko psuć?

- Słucham? - nie wiem skąd, nagle wyłonił się Archie. - Coś mówiłeś, Jughead? - wyglądał na wściekłego i nieco zagrażającego otoczeniu (czytaj: mi). Jeszcze chwila, a bym wziął nogi za pas, ale wtedy rudy się zaśmiał.

- Nabrałem cię! - zawołał, poklepując mnie po ramieniu.

- Archie Andrews! - wcięła się Veronica, chwytając tym razem Andrewsa za jego kurtkę Buldogów. - Co to miało znaczyć, czemu powiedziałeś Jugheadowi! Kto jeszcze o tym wie?! - wyrzuciła z siebie te pytania. Archie cofnął się kilka kroków, zdejmując ręce Ronnie ze swoich ciuchów.

- Ronnie, nikt. Tylko Jugheadowi powiedziałem, bo to nasz przyjaciel, a na dodatek działo się to w jego sali szpitalnej. Więc...

- Ale co się stało? - wtrącił Kevin, wodząc wzrokiem po naszych twarzach. - O czymś nie wiem? Jakieś Veggie się tu robi za moimi plecami? - jego uśmiech był naprawdę upiorny, jak wspomniał kolejny ship. Zaczynam się poważnie martwić o jego zdrowie psychiczne.

- Tak, dokładnie. - wypalił Reggie, zanim Veronica zdążyła odpowiedzieć. Archie zrobił przepraszający uśmiech w jej stronę. Wtedy postanowiłem opuścić tą sytuację. Niech się dogadają beze mnie.

Postanowiłem zerwać się z ostatnich lekcji i udać się do domu Betty, żeby sprawdzić co u niej. Jedyną słabą stroną było to, że jej matka, czyli znana dobrze wszystkim Alice Cooper, nie znosiła mnie. Trzeba by było ją jakoś ominąć...

- Hej, Julio. - parę minut później pukałem do okna Betts, stojąc na drabinie przystawionej do ściany jej domu. - Strażnicy w środku?

- Juggie? - jeszcze parę tygodni temu bym się nie spodziewał, że Betty Cooper mogłaby być taka szczęśliwa na mój widok. A jednak. - Co ty tu robisz?

- Stoję na drabinie. I cholernie piździ zimnem, więc walić romantyzm. Mogłabyś otworzyć szerzej to okno? - zapytałem. Kiedy tylko Betts spełniła moją prośbę, wszedłem do jej pokoju.

- Co ty tu robisz? - blondynka powtórzyła pytanie, zamykając jednocześnie drzwi swojego pokoju na klucz.

- Chciałem sprawdzić, co u mojej teraz już chyba dziewczyny. - uśmiechnęła się. Wyglądała uroczo, nawet mimo podkrążonych oczu i roztrzepanych na wszystkie strony włosów.

- No więc, jak widzisz, wszystko w porządku. Właśnie wstałam.

- To dlatego cię nie było w szkole. - zaśmiałem się, patrząc jak Betty się potknęła o dywan i o mało nie wylądowała na podłodze. - Przez ciebie musiałem pracować z Cheryl. Nawet nie wiesz, jakie niekomfortowe to było, dla nas obojga.

- Oj, domyślam się, Jug. Ale czemu z Cheryl? A Ronnie, Archie, Kevin? - zapytała, grzebiąc w szafie z ubraniami. Kiedy się ubierała, odwróciłem się w stronę okna, podziwiając śnieg, opadający powoli z szaro burego nieba i tworzący na chodnikach ponurą szarą zupę...

- Ich też nie było.

- Możesz się już odwrócić. - zawiadomiła mnie Betts, chwytając mnie za rękę. Spojrzałem na nią.

- Wyglądasz pięknie. - zauważyłem. Betty zbliżyła się do mnie. Pocałowaliśmy się, i w tym dokładnie momencie usłyszeliśmy dźwięk naciskanej klamki.

- Elizabeth, jesteś tam? - rozległ się głos jej matki. - Otwórz te drzwi!

- Spadam. Spotkamy się jutro, mam nadzieję? - podszedłem do okna i stanąłem na pierwszym stopniu drabiny.

- Jasne. - uśmiechnęła się Betty, zamykając okno.

- Tylko nie spadnij! - usłyszałem nagle głos Archiego, co oczywiście sprawiło, że o mało nie spadłem z rzeczonej drabiny. Chwyciłem się mocniej szczebli i poczekałem chwilę, dając sercu się uspokoić. Zaraz potem zszedłem na dół.

- Co ty tu robisz, Arch? - zapytałem, wkładając w te słowa całą moją (w sumie niewielką) wściekłość.

- Mieszkam. - odpowiedział, szczerząc zęby. - Jestem sąsiadem Betty, pamiętasz? To ja raczej powinienem się pytać ciebie, co robiłeś na drabinie przy jej chacie.

- Odwiedziłem ją. A co, Archie robi się zazdrosny? - zaśmiałem się.

- Nie, Archie nie jest zazdrosny. Archie ma dziewczynę. I Archie nie lubi, jak się mówi o nim w trzeciej osobie. - odpowiedział ze śmiechem rudzielec.

- Masz dziewczynę? - zainteresowałem się. To było coś nowego.

- No sam nie wiem, wszyscy tak mówią. Miałem dziewczynę przed, no wiesz...? - no i jak ja mam mu teraz to powiedzieć...

- Arch... - zacząłem ostrożnie, cofając się odruchowo o kroczek czy dwa. - Jakby ci to powiedzieć... owszem, miałeś dziewczynę...

- Miałem?

- Tak... w zasadzie twoja dziewczyna to teraz moja dziewczyna.

- Że Betty? - zapytał z głupią miną.

- No... tak. - Archie zawiesił się na chwilę, po czym potrząsnął gwałtownie głową. - Nie... Dobra, nie moja sprawa. Spoko. Naprawdę spoko. - uśmiechnął się sztucznie, po czym odwrócił się i odszedł. Trochę było mi go żal, ale co poradzić, to Betts zerwała z jego sobowtórem, nie ja...

you're dead, freak ~ Bughead - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz