~Jughead pov~
Ledwo Veronica weszła dobrze do budynku szkoły, dopadła mnie i chwyciła za kurtkę, pchając do ściany. Lekkie deja vù ale co tam.
- Ty... ty cymbale! - wściekłość aż odebrała jej zdolność wyciągania wniosków i układania logicznych zdań. Co ona niby do mnie miała?
- O co ci chodzi, Ronnie? - zapytałem, patrząc pytającym wzrokiem na stojących za jej plecami Reggiego i Kevina. Kev wzruszył ramionami.
- Trochę się wkurzyła, jak się dowiedziała, że wiesz o tamtej sytuacji ze szpitala. - odpowiedział Reggie, podczas gdy Veronica okładała mnie pięściami z idealnie pomalowanymi paznokciami, uważając jednocześnie żeby żadnego nie złamać.
- Ale co mi do tego? - zapytałem zrezygnowany, odsuwając dziewczynę do siebie i oddając ją pod opiekę Kevina.
- Skąd my mamy to wiedzieć?
- Andrews, do cholery! - wrzasnąłem ze złością. - Czy ten rudy dzban zawsze musi mi wszystko psuć?
- Słucham? - nie wiem skąd, nagle wyłonił się Archie. - Coś mówiłeś, Jughead? - wyglądał na wściekłego i nieco zagrażającego otoczeniu (czytaj: mi). Jeszcze chwila, a bym wziął nogi za pas, ale wtedy rudy się zaśmiał.
- Nabrałem cię! - zawołał, poklepując mnie po ramieniu.
- Archie Andrews! - wcięła się Veronica, chwytając tym razem Andrewsa za jego kurtkę Buldogów. - Co to miało znaczyć, czemu powiedziałeś Jugheadowi! Kto jeszcze o tym wie?! - wyrzuciła z siebie te pytania. Archie cofnął się kilka kroków, zdejmując ręce Ronnie ze swoich ciuchów.
- Ronnie, nikt. Tylko Jugheadowi powiedziałem, bo to nasz przyjaciel, a na dodatek działo się to w jego sali szpitalnej. Więc...
- Ale co się stało? - wtrącił Kevin, wodząc wzrokiem po naszych twarzach. - O czymś nie wiem? Jakieś Veggie się tu robi za moimi plecami? - jego uśmiech był naprawdę upiorny, jak wspomniał kolejny ship. Zaczynam się poważnie martwić o jego zdrowie psychiczne.
- Tak, dokładnie. - wypalił Reggie, zanim Veronica zdążyła odpowiedzieć. Archie zrobił przepraszający uśmiech w jej stronę. Wtedy postanowiłem opuścić tą sytuację. Niech się dogadają beze mnie.
Postanowiłem zerwać się z ostatnich lekcji i udać się do domu Betty, żeby sprawdzić co u niej. Jedyną słabą stroną było to, że jej matka, czyli znana dobrze wszystkim Alice Cooper, nie znosiła mnie. Trzeba by było ją jakoś ominąć...
- Hej, Julio. - parę minut później pukałem do okna Betts, stojąc na drabinie przystawionej do ściany jej domu. - Strażnicy w środku?
- Juggie? - jeszcze parę tygodni temu bym się nie spodziewał, że Betty Cooper mogłaby być taka szczęśliwa na mój widok. A jednak. - Co ty tu robisz?
- Stoję na drabinie. I cholernie piździ zimnem, więc walić romantyzm. Mogłabyś otworzyć szerzej to okno? - zapytałem. Kiedy tylko Betts spełniła moją prośbę, wszedłem do jej pokoju.
- Co ty tu robisz? - blondynka powtórzyła pytanie, zamykając jednocześnie drzwi swojego pokoju na klucz.
- Chciałem sprawdzić, co u mojej teraz już chyba dziewczyny. - uśmiechnęła się. Wyglądała uroczo, nawet mimo podkrążonych oczu i roztrzepanych na wszystkie strony włosów.
- No więc, jak widzisz, wszystko w porządku. Właśnie wstałam.
- To dlatego cię nie było w szkole. - zaśmiałem się, patrząc jak Betty się potknęła o dywan i o mało nie wylądowała na podłodze. - Przez ciebie musiałem pracować z Cheryl. Nawet nie wiesz, jakie niekomfortowe to było, dla nas obojga.
- Oj, domyślam się, Jug. Ale czemu z Cheryl? A Ronnie, Archie, Kevin? - zapytała, grzebiąc w szafie z ubraniami. Kiedy się ubierała, odwróciłem się w stronę okna, podziwiając śnieg, opadający powoli z szaro burego nieba i tworzący na chodnikach ponurą szarą zupę...
- Ich też nie było.
- Możesz się już odwrócić. - zawiadomiła mnie Betts, chwytając mnie za rękę. Spojrzałem na nią.
- Wyglądasz pięknie. - zauważyłem. Betty zbliżyła się do mnie. Pocałowaliśmy się, i w tym dokładnie momencie usłyszeliśmy dźwięk naciskanej klamki.
- Elizabeth, jesteś tam? - rozległ się głos jej matki. - Otwórz te drzwi!
- Spadam. Spotkamy się jutro, mam nadzieję? - podszedłem do okna i stanąłem na pierwszym stopniu drabiny.
- Jasne. - uśmiechnęła się Betty, zamykając okno.
- Tylko nie spadnij! - usłyszałem nagle głos Archiego, co oczywiście sprawiło, że o mało nie spadłem z rzeczonej drabiny. Chwyciłem się mocniej szczebli i poczekałem chwilę, dając sercu się uspokoić. Zaraz potem zszedłem na dół.
- Co ty tu robisz, Arch? - zapytałem, wkładając w te słowa całą moją (w sumie niewielką) wściekłość.
- Mieszkam. - odpowiedział, szczerząc zęby. - Jestem sąsiadem Betty, pamiętasz? To ja raczej powinienem się pytać ciebie, co robiłeś na drabinie przy jej chacie.
- Odwiedziłem ją. A co, Archie robi się zazdrosny? - zaśmiałem się.
- Nie, Archie nie jest zazdrosny. Archie ma dziewczynę. I Archie nie lubi, jak się mówi o nim w trzeciej osobie. - odpowiedział ze śmiechem rudzielec.
- Masz dziewczynę? - zainteresowałem się. To było coś nowego.
- No sam nie wiem, wszyscy tak mówią. Miałem dziewczynę przed, no wiesz...? - no i jak ja mam mu teraz to powiedzieć...
- Arch... - zacząłem ostrożnie, cofając się odruchowo o kroczek czy dwa. - Jakby ci to powiedzieć... owszem, miałeś dziewczynę...
- Miałem?
- Tak... w zasadzie twoja dziewczyna to teraz moja dziewczyna.
- Że Betty? - zapytał z głupią miną.
- No... tak. - Archie zawiesił się na chwilę, po czym potrząsnął gwałtownie głową. - Nie... Dobra, nie moja sprawa. Spoko. Naprawdę spoko. - uśmiechnął się sztucznie, po czym odwrócił się i odszedł. Trochę było mi go żal, ale co poradzić, to Betts zerwała z jego sobowtórem, nie ja...
CZYTASZ
you're dead, freak ~ Bughead - ZAKOŃCZONE
FanfictionW TRAKCIE POPRAWEK Bohaterami tej opowieści są zwyczajni ludzie. On. Jughead Jones. Zwyczajny chłopak, oceny przeciętne, outsider i szkolne popychadło. A także ona. Betty Cooper. Zwyczajna dziewczyna z wzorową średnią. I inni mieszkańcy Riverdale. C...