Rozdział 20 ~ could be better

11 0 0
                                    

~Veronica pov~

Następnego dnia w szkole nie było ani Archiego ani Reggiego. Nie zdziwiłam się specjalnie po wczorajszej klapie z meczem, do której bezpośrednio przyczynił się mój Archiekins, ale jednak z kim Veronica Lodge ma teraz flirtować?

- Na ich miejscu też bym się nie pojawiał w szkole - skomentował Kevin, widząc, jak szukam wzrokiem Andrewsa. - Przecież Archie jest odpowiedzialny za tą przegraną, a Reggie to jednak kapitan Buldogów, nie? Wstyd.

- Nie pomagasz, Keller. - warknęłam, po czym uśmiechnęłam się uprzejmie w odpowiedzi na zdumioną minę chłopaka. - No co, Veronisia też ma ciemną stronę.

- No co ty, do tej pory ani trochę o tym nie wiedziałem. - przewrócił oczami. - Masz ochotę na małe śledztwo?

- Jeszcze pytasz, Kevinkins? - zapytałam, śmiejąc się. - Oczywiście że tak!

Wstaliśmy od stołu i, po krótkim porozumieniu, poszliśmy najpierw do domu Andrewsów. Zasłony okna Archiego były zasłonięte, drzwi zamknięte na klucz, wyglądało to, jakby nikogo nie było w środku. Zapukałam, jednak nikt mi nie odpowiedział.

- Widać wszyscy Andrewsowie tego świata zniknęli z domu. Idziemy do Reggiego? - zapytał Kevin, patrząc na moje próby dostania się do środka.

- Jasne że tak, Kevinie. - uśmiechnęłam się znowu.

- Ronnie, bez przesady, kto jeszcze używa wołacza? - zaśmiał się, po czym odszedł w kierunku mieszkania Mantle'ów. Podążyłam za nim i ostrożnie zapukałam do drzwi.

Nie zgadniecie - nikt nie otworzył.

- Historia lubi się powtarzać. - skomentowałam, zerkając w okno domu. Zasłony nie były zasłonięte, jednak i tak nikogo nie było widać. Wyciągnęłam telefon.

"Jesteś w domu?" - napisałam na numer Reggiego. Kevin patrzył mi cały czas przez ramię. Po chwili wyskoczyło mi okienko z odpowiedzią.

"Tak, a co?"

"To otwórz może drzwi damie, Reggiekins?" - Kevin parsknął śmiechem. Trzepnęłam go przez ramię i wróciłam do konwersacji.

"Nie mogę."

"Dlaczegóż to wielki Reggie nie może otworzyć zwykłych drzwi? Czyżby coś się stało?" - zapytałam, marszcząc lekko równo podkreślone brązową kredką brwi.

"Nic się nie stało, po prostu nie mam kluczy."

"Co? Znowu je gdzieś posiałeś?"

"Można tak powiedzieć."

- Ronnie, spójrz w okno. - oderwałam wzrok od telefonu na dźwięk głosu Kevina. Uniosłam głowę. W oknie stał Reggie z telefonem przy uchu. Poczułam wibracje swojej komórki i odebrałam połączenie.

- Hej, przystojniaku, co jest? Nie pojawiasz się w szkole, a teraz usiłujesz mi wmówić, że nie masz kluczy? Znam te sztuczki. - Kevin szturchnął mnie lekko, pokazując na migi, żebym włączyła głośnomówiący. Spełniłam jego prośbę.

- No proszę, kto by się spodziewał, że Veronica Lodge jest taka domyślna?

- Emm... każdy? - zaryzykowałam. Kevin westchnął.

- Dobra, tak naprawdę to mam szlaban.

- Szlaban? W tym wieku? - zdziwiłam się. To chyba nie jest normalne, żeby zamykać szesnastolatka w domu na klucz?

- Tak. Ojciec nieźle się wkurzył na ten wczorajszy mecz, zwłaszcza że włożył sporo kasy w jakieś zakłady i teraz wszystko przepadło. Więc uważa, że to moja wina.

- Chyba sobie jaja robisz... - usłyszałam cichy głos Kevina. Tym razem ja go szturchnęłam. Jęknął z bólu, pocierając ramię.

- I co teraz? Do kiedy masz ten... areszt domowy?

- Dopóki mu się nie znudzi. - westchnął przystojniak, odgarniając z czoła nażelowane włosy.

- W takim razie do zobaczenia za jakiś czas. - uśmiechnęłam się do okna.  - Daj znać, jakbyś czegoś potrzebował. Veronica wszystko załatwi. Słowo Lodge'ów.

- A ile to słowo jest warte? - zaśmiał się Kevin, więc walnęłam go dodatkowo w bolącą rękę. Przynajmniej zapamięta.

~Jughead pov~ 

Uparłem się, żeby pójść do szkoły, mimo że dalej głowa mi pękała. No ale co tam, nie będę cieniasem, Fangs i Kevin przeżyli, to ja też mogę.

Pożałowałem tego jednak, kiedy zorientowałem się, że na lekcjach nie pojawili się ani Archie, ani Veronica, nawet Betty zrezygnowała tego dnia z edukacji. Westchnąłem więc i zająłem swoją ostatnią ławkę.

W sali ostatecznie do dzwonka zgromadziło się całe 6 osób w postaci mnie, Cheryl, Sweet Pea, Fangsa, Chucka i Ethel. Ha. Ha. Ha.

- A wam co się stało? - zapytał dyrektor, wchodząc do klasy. - Jakaś epidemia?

- Nie wiadomo. - odpowiedział Chuck, patrząc wymownie na Ethel. Nie wiem, o co im chodzi, ale co tam, nie moja sprawa.

-  W takim razie popracujecie sobie dzisiaj w parach. Może i jest to zastępstwo, ale nie zwalnia was to z lekcji.

Oczywiście pary dobrały się same. Sweet Pea i Fangs. Chuck i Ethel. No i Cheryl i...

- Kmiotek! - uśmiechnęła się szyderczo rudowłosa na powitanie.

- Cześć, Cheryl, też się cieszę, że cię widzę. - westchnąłem.

- Czemu też? Ja się wcale nie cieszę. - poprawiła mnie dziewczyna, zarzucając te swoje idealnie perfekcyjne włosy na ramię. - Swoją drogą, co się dzieje z twoją Betunią, co? Zwykle nie opuszcza lekcji.

- Nie mam pojęcia, Cheryl. Też mnie to zastanawia, ale nie musisz się tym martwić. Betty potrafi o siebie zadbać. W przeciwieństwie do niektórych... - dodałem pod nosem.

- A Archie? Veronica? Kevin? Z tego co wiem, to się z nimi przyjaźnisz. Nie wiesz co się z nimi dzieje? Może cię po prostu tu zostawili i poszli na jakieś spotkanie tylko dla prawdziwych przyjaciół? - zaśmiała się ironicznie. Zabolało. Auć.

- Spierdalaj... - odwróciłem się, i o mało nie wpadłem na Weatherbee'go.

- Słucham? Co pan powiedział, panie Jones? - zapytał mężczyzna, patrząc na mnie wilkiem.

- Nic takiego, proszę pana. - odpowiedziałem ostrożnie, odchodząc parę kroków w kierunku drzwi.

- A gdzieś się pan wybiera?

- Nie. - westchnąłem i wróciłem na swoje miejsce. Najwidoczniej utknąłem tu z rudą burzą w postaci Cheryl Blossom. Obym to przeżył.

~~~~~
Wracam do publikacji w poniedziałki i piątki ^^ niewiele zostało, wyrobię się więc przed świętami  :D

you're dead, freak ~ Bughead - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz