❤️6❤️

37 4 0
                                    

Chwilę później do posterunku policji weszła jakaś blondyna z dzieckiem.

- Proszę się uspokoić. - nalegał policjant w okularach.

- Pana nazwisko? - spytała blondynka.

- Jestem policjantem! - oburzył się. Wkroczył Hopper. Zdziwiony wysłał mi spojrzenie „co ty tu jeszcze robisz" i poszedł dalej.

- Nazwiska i numery odznak! - krzyczała kobieta.

- Co się tu dzieje?! - przekrzyczał wszystkich komendant.

- Wyśmiewają mojego syna! - wyjaśniła jak się okazało matka.

- Nieprawda. - zaprzeczył.

- Wdał się w jakąś bójkę. - podczas tej całej kłótni przyjrzałam się chłopakowi.

- Zaraz, zaraz. - mruknęłam do siebie. - Czy ty nie jesteś tym chłopcem co dręczy mojego brata?! - podeszłam do niego. Patrzył się na mnie wystraszony. - W końcu dali ci popalić co? - uśmiechnęłam się drwiąco i cała jego pewność siebie uleciała przez otwarte okno.

- Chory psychicznie dzieciak złamał mu rękę! - darła się w niebogłosy kobieta.

- Mała dziewczynka-

- Znowu! Słyszy pan?

- Ustalam tylko fakty!

- Nie mam czasu. - przerwał im. - Spiszcie zeznania i niech idą.

- Jak wyglądała?

- Nie miała włosów i krwawiła z nosa. - odpowiedział chłopak, a szeryf się zatrzymał w pół kroku.

- Co ja tu jeszcze robię... - gadałam do siebie.

- To wariatka. - dodał.

- Co powiedziałeś? - wszyscy spojrzeli na Hoppera.

- Że to wariatka. - powtórzył.

- O włosach, co z włosami?

- Była ogolona, nie wyglądała jak dziewczyna i... - zaciął się. - Umie... różne rzeczy.

- Jakie?

- Żeby latać... albo się posikać. - nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, ale na szczęście nikt nie zauważył.

- Była sama? - teraz ja spoważniałam.

- Szwęda się z tymi ofermami.

- Z ofermami, czyli?... - wyszłam stamtąd trzaskając drzwiami.

Poszłam do Fair Mart'u. Nie wiedziałam co miałam zrobić. Do domu nie poszłam, bo i tak nie miałabym co robić. Zauważyłam Harrington'a, który siedział na bagażniku samochodu.

- I jak tam? Już dostał wyrok od sądu? - zaczepił mnie, gdy chciałam wejść do sklepu. Zatrzymałam się w miejscu i poukładałam sobie wszystko, żeby nie wybuchnąć.

- Wiesz o tym, że to ty zacząłeś? - nawiązałam najbardziej nienawistny kontakt wzrokowy na jaki mogłam się zdobyć. - Nieźle cię zlał. - uważnie obejrzałam jego twarz.

- Nie zgubiłaś zeszytu od chemii? - zmienił temat.

Zamarłam.

Miałam nadzieję, że on go nie czytał.

Jeżeli czytał, to już po mnie.

Na pewno czytał.

- Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Chcesz go odzyskać?

- Głupie pytanie. Oczywiście, że chcę. - fuknęłam.

- Po szkole mogę ci go oddać. - zaproponował. W osłupieniu patrzyłam na niego. Czy on właśnie był dla mnie uprzejmy?

Ja? Harrington, król imprez skarbie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz