🧡2🧡

33 5 1
                                    

Victoria Henderson pov (czas przeszły)

- Hej, mały. - zagadnęłam swojego „brata", gdy schodziłam po schodach. Pożerał swoje śniadanie z zapałem.

- Cześć. - posłał mi krótkie spojrzenie, po czym powrócił do jedzenia. Westchnęłam i usiadłam obok niego, prawie się wywalając. Ledwo odzyskałam równowagę.

- Co robiliście wczoraj? - zmusiłam go do rozmowy. Odłożył łyżkę (jadł płatki) i w końcu na mnie spojrzał.

- Pojechaliśmy na rowerach do Arcade. Jakiś „Madmax" pobił mój wynik! - dramatycznie wyrzucił ręce w powietrze. Parsknęłam.

- Przykro mi, Dustin. Może „Madmax" to fajny koleś? - wspierająco poklepałam go po ramieniu. Wstałam od stołu, po chwili słysząc głośne westchnięcie.

- Nikt mnie nie rozumie. - burknął i (znowu) powrócił do jedzenia. Wywróciłam oczami i poszłam do kuchni zrobić sobie jedzenie.

Podczas mojej nieobecności w jadalni, młody gdzieś przepadł, ale zbytnio mnie to nie zdziwiło. Najpewniej poszedł do szkoły.

Szybko pozbierałam rzeczy i biegiem ruszyłam do drzwi. Upewniłam się, że zamknęłam drzwi, a już po chwili podjechał Steve i Nancy.

- Heeej! - wsiadłam cała w skowronkach do auta na tylne siedzenie. Przypomniała mi się nasza wieczorna rozmowa, więc mój entuzjazm po chwili trochę zgasł. - Hej Steve, hej Nancy. - poprawiłam się.

- No cześć. - odparł Steve lekko spięty. Prychnęłam, a Harrington wyjechał z podjazdu Henderson'ów.

Zauważyłam, że Wheeler coś czyta, więc postanowiłam ją o to zapytać.

- Co tam czytasz, Nancy? - spojrzałam jej przez ramię. Wyglądało jak rozprawka.

- Podanie Steve'a. - odpowiedziała. Zagwizdałam. Bez patrzenia na bruneta mogłam wyczuć, że wywrócił oczami.

- Bardzo źle? - spytałam retorycznie. Podczas tamtego roku większość czasu spędziłam właśnie z nim. Nie było wysiłkiem zauważyć, że chłopakowi nie idzie najlepiej z pisania podań. Nancy była zbyt skupiona na czytaniu, żeby usłyszeć moje pytanie.

- Wiem, że do kitu. - powiedział, gdy dojechaliśmy na parking szkolny.

- Wcale nie. - zawahała się obracając kartki. Już zdążyłam przeczytać to podanie i szczerze mówiąc... nie było najlepsze.

- Ale nie jest dobre. - odwrócił wzrok.

- Będzie. Po prostu potrzebuje zmiany układu. - uśmiechnęła się krzywo. - Mogę na tym pisać?

- Tak. - przysunął się bliżej, co zrobiłam i ja.

- W pierwszym akapicie świetnie użyłeś meczu w koszykówkę przeciwko Northern, jako przenośni twojego życia. - nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Zaczęłam dusić się na tylnych siedzeniach, co trochę zirytowało zakochaną parę. Popatrzyła na mnie z pogardą i wrócili do rozmowy. Widziałam, że Steve ledwo wytrzymywał, aby nie wybuchnąć śmiechem. - Ale tutaj... - zaznaczyła coś w kółko. - Zaczynasz mówić o wojennych doświadczeniach twojego dziadka... Nie wiem jaki to ma związek. - dusiłam w sobie śmiech. Wzięłam głęboki wdech.

- To jest powiązane. - próbował obronić swoje arcydzieło. - Bo... Obaj wygraliśmy. - opuściłam głowę i udałam, że wiążę buty. Cicho wypuściłam duszony śmiech. Gdy poczułam, że się w miarę uspokoiłam, wyprostowałam się. Chwilę patrzyli na siebie w ciszy, gdy Nancy opadła na swoje siedzenie poddając się. - Powinienem zacząć od nowa. - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Nie. - przerwała. Czuć nutkę nieprzekonania. - Kiedy mija termin? - znowu na siebie patrzą.

- Wczesne jutro... Mogłabyś wpaść i mi pomóc? - już poczułam satysfakcję z postępu przyjaciela, gdy nagle Nancy...

- Dziś mamy tę kolację... - Steve zrezygnowany opadł na swoje siedzenie. Dziwne, że samochód był w jednym kawałku. - Nie byliśmy tydzień temu! - widząc minę swojego chłopaka odwróciła wzrok. - Nie musisz przychodzić. Zajmę się tym. - na te słowa Steve wyrwał kartki z ręki dziewczyny papiery.

- Jaki to ma sens? - schował papiery i zaczął się zbierać.

- Uspokój się! - powiedziałam zauważając w jakim był humorze.

- Jestem spokojny, ale i tak pewnie skończę pracując dla ojca. - patrzył na mnie, gdy to mówił. Znowu zrobiło mi się go szkoda.

- To nieprawda. - odparłam zdecydowanie. Tego byłam pewna. Co jak co, ale tak na pewno by nie skończył.

- Czy to takie złe wyjście? - wciąż na siebie patrzyliśmy. Ja na niego z niedowierzaniem, a on na mnie ze zrezygnowaniem. - Miałbym ubezpieczenie, korzyści. I mógłbym spędzić ostatni rok przy tobie. - ostatnie zdanie zostało skierowane do Nancy. Wow.

Stwierdziłam, że nie chciałam im przeszkadzać, więc bez słowa wyszłam z auta i zarzuciłam plecak przez ramię. Nikt nie próbował mnie zatrzymać.

Poszłam kilka kroków, nagle z piskiem opon podjechało niebieskie camaro. Wszyscy obserwowali to niezwykłe zjawisko. Nowy uczeń? Rejestracja była z Kalifornii. Z miejsca kierowcy wyszedł długowłosy blondyn z papierosem. Z miejsca przedniego pasażera wysiadła rudowłosa nastolatka z deskorolką. Uniosłam brwi ze zdziwienia. Dziewczyna podjechała do szkoły na deskorolce, a chłopak patrzył prosto na mnie. Posłał mi obrzydliwy uśmiech, poszedł w stronę szkoły i po chwili mogłam usłyszeć szepty na temat blondyna.

- Kto to był? - zza pleców usłyszałam głos Harrington'a.

Oprócz szeptów na temat blondyna, nic ciekawego się nie działo w szkole. Dowiedziałam się, że imię ów blondyna brzmiało "Billy".

Przechodziłam korytarzem z Nancy i Jonathan'em, gdy nagle zaczepiła nas jakaś dziewczyna. Najprawdopodniej była to Tina. Sama nie byłam pewna...

- Cześć, przychodź. - wręczyła mi i Nancy zaproszenia na imprezę halloweenową. Byers ją zręcznie wyminął. Cofnęłam się kilka kroków.

- Mogę jeszcze jedno? - podałam drugie zaproszenie Jonathan'owi. - Przychodzisz. - oznajmiłam.

- „Wpadnij się nawalić"? - przeczytał na głos zaproszenie. Nancy uśmiechnęła się do niego przekonująco. - Nie. - również się uśmiechnął, ale niezbyt prawdziwie.

- Nie pozwolimy żebyś spędził Halloween sam. - fuknęłam. - To nie do przyjęcia!

- Spokojnie, nie będę sam.

- A z kim? Ze swoim odbiciem w lustrze? - mruknęłam do siebie mając nadzieję, że nikt nie usłyszy.

- Idę zbierać słodycze z Will'em. - odparł, a ja westchnęłam cicho. Posłał mi zdziwione spojrzenie.

- Chłopie! - walnęłam go w ramię. Cicho syknął, a ja kontynuowałam. - Nie masz dziesięciu lat! Poza tym... całą noc?

- Tak. - odpowiedział szybko.

- Akurat. - prychnęłam.

- Wrócisz do domu przed ósmą i będziesz słuchał Talking Heads oraz czytał Vonneguta. - rozgryzła go. Uśmiechnęłam się cwaniacko.

- Zapowiada się miły wieczór. - nie słuchałam dalej ich rozmowy, żeby nie puściły mi nerwy i podbiegłam do najbliższego zakrętu. Przy okazji walnęłam się ze Steve'm ramionami. Oddałam mu mocniej, żeby mieć satysfakcję. Wywrócił oczami i poszedł dalej. Prychnęłam.

Stwierdziłam, że pójdę do toalety, bo czemu nie? Szkoła miała połączone dwie toalety, dlaczego? Nie mam bladego pojęcia. Weszłam niczego nieświadoma i zamknęłam za sobą drzwi.

- Ładna jesteś. - usłyszałam głos zza drzwi. Nie popatrzyłam w stronę osoby, która to powiedziała, bo myślałam, że nie było to do mnie. Zignorowałam więc (jak się okazało) go i weszłam do toalety. - Hej, nie ignoruj mnie! - ktoś wszedł mi do kabiny toaletowej!

- Halo?! Zaję- - przerwałam, gdy zobaczyłam kto to był.
_________________________
Wesołych świąt 2022 roku!

Tak, pisałam to w Wigilię, a mamy kwiecień... ale co z tego?

1016 słowa

Ja? Harrington, król imprez skarbie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz