Wszyscy ustawiliśmy się wokół Jedenastki. Nagle zaczęły mrugać światła, a dziewczynka wyszeptała ciche „przepraszam".
- Co... co się stało? - odezwała się Joyce.
- Nie mogę... - powiedziała ze łzami w oczach. Dziewczynka poszła do toalety, a my zostaliśmy w pokoju.
- To na nic. Tyle czasu zmarnowanego, na nic! - Hopper zaczął dramatyzować. Wywróciłam oczami i zaczęłam chodzić po pokoju.
- Gdy używa mocy słabnie, im więcej tym jest słabsza. - zignorował Hopper'a, Dustin.
- Jak rzuciła vanem. - dodał Lucas.
- Co zrobiła?! - wrzasnęłam stając w miejscu. Złapałam się za czoło i znowu zaczęłam chodzić bez celu. - Dustin w coś ty się wpakował?...
- Jak jej pomóc? - spytała pani Byers.
- Nijak... Trzeba poczekać i znów spróbować. - odpowiedział Wheeler.
- Długo? - zapytał ktoś. Mike wzruszył ramionami.
- Kąpiel. - bąknęła Nastka. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdezorientowani nie wiedząc kiedy przyszła.
- Co?
- Znajdę ich. - odetchnęłam.
Podczas rozmowy przez telefon Dustin'a z panem Clark'iem ja siedziałam na kanapie i tępo patrzyłam w sufit. Nagle poczułam jak sofa się ugina, więc spojrzałam w tamtą stronę. Jonathan usiadł obok mnie. Prychnęłam i zwróciłam wzrok na sufit.
- Oh, no nie obrażaj się. - przysunął się bliżej. Ja się oddaliłam. Znowu się przybliżył, a ja znowu oddaliłam. Niestety nie przewidziałam tego, że kanapa może się kończyć. Zleciałam uderzając tylnią częścią o podłogę. Syknęłam cicho, a Byers zaczął mnie przepraszać i pomógł mi usiąść znowu.
- Czego chcesz? - fuknęłam. Wyglądał na nieco dotkniętego, ale to ja się powinnam tak czuć.
- Głupio wyszło, nie chciałem... - mruknął. Parsknęłam. Machnęłam ręką w jego stronę pokazując moją irytację i wstałam z kanapy słysząc, że Dustin skończył rozmawiać.
- Macie jeszcze ten plastikowy basen? - zwrócił się do pani Byers.
- Chyba tak.
- Będzie potrzebne mnóstwo soli.
- Czyli ile? - spytał Hopper.
- 680 kilo... - powiedział po namyśle Dustin.
- Skąd wziąć aż tyle?! - zapytała za nas wszystkich Nancy.
- Ja chyba wiem. - wszyscy popatrzyli na mnie.
Po moich słowach pojechaliśmy na wskazane miejsce dwoma samochodami.
- Zaraz... - zaczął Jonathan między przekładaniem soli. - Nie zapowiadali śniegu?
- Najwyżej odwołają lekcje. - bąknęłam podając mu kolejną paczkę.
- A jeśli znajdziemy Will'a... - zadał kolejne pytanie. - ...co z tym stworem?
- Żadne my. - wciął Hopper. - Trzymaj się od tego z daleka. Wasza mama już dość przeszła.
- To mój brat. - zbulwersował się.
- Znajdę go. - podszedł do nas bliżej . - Jasne? Zaufaj mi. Znajdę go. - powtórzył.
- Przepraszam. - odchrząknęłam, a chłopcy się na mnie spojrzeli. - Dlaczego tylko ja i Jonathan pracujemy? Jeszcze mi go rozkojarzysz! - warknął coś niezrozumiałego i odszedł trochę na bok.
W międzyczasie Dustin i Lucas rozkładali basen na hali sportowej, Nancy i Mike znaleźli węża ogrodowego, a Joyce porozmawiała z Nastką. Po zrobieniu swojej części wszyscy zajęliśmy się przygotowaniem „kąpieli" dla dziewczynki. Wszyscy obeszliśmy basen dookoła i czekaliśmy. Nagle oświetlenie wysiadło.
- Barb, jesteś tam? - szepnęła po czasie dziewczynka. Światła mrugnęły.
- Co z Barbą? - spytała niespokojnie Nancy. Powtórzyła swoje pytanie.
- Umarła, umarła... - powtarzała w kółko. W szoku zasłoniłam sobie ręką usta. Pani Joyce zaczęła uspokajać Nastkę. Zamknęłam oczy czując jak napływają mi łzy. Niby nie znałam Barby, ale chodziła ze mną do szkoły i widziałam ją na korytarzach.
- Zamek Byers'ów. - wyszeptała po chwili. - Will. - kolejne słowo. Poczułam ogromną ulgę. Spojrzałam krótko na Jonathan'a. Wyglądał na załamanego.
- Powiedz mu, że już nadchodzę. - odetchnęła pani Byers.
- Szybko. - wydusił z siebie chłopiec. Usłyszeliśmy to z urządzenia, które stało niedaleko basenu.
- Dobrze, niech zostanie tam gdzie jest, idziemy. - niedługo po tym Jedenastka wróciła do naszego świata. Odetchnęłam głośno.
- Dustin, w coś ty nas wpakował... - szepnęłam do brata. Lubiłam to powtarzać.
Siedziałam z dzieciakami na trybunach intensywnie wpatrując się w ścianę.
- Gdzie jest ten fort? - zapytał Hopper.
- W lesie za domem.
- Często się tam chował. - po tych słowach szeryf wyszedł bez słowa. Byers'owie wyszli za nim. Słysząc silnik auta wybiegłam ze szkoły.
- Co do- - spojrzałam pretensjonalnie na Jonathan'a. - Gdzie oni pojechali?!
- A jak myślisz? - fuknął. Głośno stawiając kroki wróciłam do budynku. Byers ruszył tuż za mną.
- Wracajmy na posterunek. - rzuciła Wheeler.
- Co? - odparliśmy obydwoje jednocześnie.
- Twoja mama i Hopper idą tam jak przynęta. - znowu mnie zignorowała. - Ten stwór wciąż tam jest. Mamy siedzieć i czekać aż ich też dorwie?
- Wciąż chcesz spróbować?
- Dokończyć co zaczęliśmy. - wybałuszyłam oczy. - I zabić to. - nawiązali kontakt wzrokowy.
- Do końca was powaliło?! - wydarłam się. Czemu to zrobiłam? Przecież... Czy mi odbija? Oni muszą tam iść. - To znaczy... Co chcecie zrobić? - bez słowa wstali i poszli w stronę wyjścia. Westchnęłam i poszłam za nimi. Jonathan poszedł po pudło, po czym zaraz wrócił. Ja i Nancy wzięłyśmy jakieś kwiatki, które leżały na korytarzu jako „samoobronę". Może nienajlepsza broń, ale zawsze coś.
W końcu wysiedliśmy z auta. Byliśmy przed domem Byers'ów. Rozglądałam się na wszystkie strony.
Czy to naprawdę Hawkins?
Czy ja naprawdę żyję w jakiejś symulacji?
W pośpiechu weszliśmy do domu z wszystkimi rzeczami. Bez słowa poszli wkręcać z powrotem lampki, a ja usiadłam i czekałam na swój koniec.
- Może byś pomogła? - odezwał się Jonathan po raz pierwszy od dobrych kilkunastu minut. Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem jak bym miała pomóc skoro nawet nie wiem co tu się dzieje. - wyjaśniłam. Westchnął i z politowaniem spojrzał się na mnie. - No dobraa... - przedłożyłam ostatnie „a". - Jak mogę pomóc?
_________________________
821 słowaCo tam robicie na Wielkanoc?
CZYTASZ
Ja? Harrington, król imprez skarbie!
RomanceCała historia zaczyna się przed wywiadem głównej bohaterki - Robin Morgan i jej przyjaciela - Joego Keery'ego. Robin Morgan - aktorka, dwudziestodziewięciolatka, która grała w niewielu, lecz dosyć sławnych filmach. Jej aktorskim debiutem było zagran...