❤️7❤️

38 4 7
                                    

Wszyscy ustawiliśmy się wokół Jedenastki. Nagle zaczęły mrugać światła, a dziewczynka wyszeptała ciche „przepraszam".

- Co... co się stało? - odezwała się Joyce.

- Nie mogę... - powiedziała ze łzami w oczach. Dziewczynka poszła do toalety, a my zostaliśmy w pokoju.

- To na nic. Tyle czasu zmarnowanego, na nic! - Hopper zaczął dramatyzować. Wywróciłam oczami i zaczęłam chodzić po pokoju.

- Gdy używa mocy słabnie, im więcej tym jest słabsza. - zignorował Hopper'a, Dustin. 

- Jak rzuciła vanem. - dodał Lucas.

- Co zrobiła?! - wrzasnęłam stając w miejscu. Złapałam się za czoło i znowu zaczęłam chodzić bez celu. - Dustin w coś ty się wpakował?...

- Jak jej pomóc? - spytała pani Byers.

- Nijak... Trzeba poczekać i znów spróbować. - odpowiedział Wheeler.

- Długo? - zapytał ktoś. Mike wzruszył ramionami.

- Kąpiel. - bąknęła Nastka. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdezorientowani nie wiedząc kiedy przyszła.

- Co?

- Znajdę ich. - odetchnęłam.

Podczas rozmowy przez telefon Dustin'a z panem Clark'iem ja siedziałam na kanapie i tępo patrzyłam w sufit. Nagle poczułam jak sofa się ugina, więc spojrzałam w tamtą stronę. Jonathan usiadł obok mnie. Prychnęłam i zwróciłam wzrok na sufit.

- Oh, no nie obrażaj się. - przysunął się bliżej. Ja się oddaliłam. Znowu się przybliżył, a ja znowu oddaliłam. Niestety nie przewidziałam tego, że kanapa może się kończyć. Zleciałam uderzając tylnią częścią o podłogę. Syknęłam cicho, a Byers zaczął mnie przepraszać i pomógł mi usiąść znowu.

- Czego chcesz? - fuknęłam. Wyglądał na nieco dotkniętego, ale to ja się powinnam tak czuć.

- Głupio wyszło, nie chciałem... - mruknął. Parsknęłam. Machnęłam ręką w jego stronę pokazując moją irytację i wstałam z kanapy słysząc, że Dustin skończył rozmawiać.

- Macie jeszcze ten plastikowy basen? - zwrócił się do pani Byers.

- Chyba tak.

- Będzie potrzebne mnóstwo soli.

- Czyli ile? - spytał Hopper.

- 680 kilo... - powiedział po namyśle Dustin.

- Skąd wziąć aż tyle?! - zapytała za nas wszystkich Nancy.

- Ja chyba wiem. - wszyscy popatrzyli na mnie.

Po moich słowach pojechaliśmy na wskazane miejsce dwoma samochodami.

- Zaraz... - zaczął Jonathan między przekładaniem soli. - Nie zapowiadali śniegu?

- Najwyżej odwołają lekcje. - bąknęłam podając mu kolejną paczkę.

- A jeśli znajdziemy Will'a... - zadał kolejne pytanie. - ...co z tym stworem?

- Żadne my. - wciął Hopper. - Trzymaj się od tego z daleka. Wasza mama już dość przeszła.

- To mój brat. - zbulwersował się.

- Znajdę go. - podszedł do nas bliżej . - Jasne? Zaufaj mi. Znajdę go. - powtórzył.

- Przepraszam. - odchrząknęłam, a chłopcy się na mnie spojrzeli. - Dlaczego tylko ja i Jonathan pracujemy? Jeszcze mi go rozkojarzysz! - warknął coś niezrozumiałego i odszedł trochę na bok.

W międzyczasie Dustin i Lucas rozkładali basen na hali sportowej, Nancy i Mike znaleźli węża ogrodowego, a Joyce porozmawiała z Nastką. Po zrobieniu swojej części wszyscy zajęliśmy się przygotowaniem „kąpieli" dla dziewczynki. Wszyscy obeszliśmy basen dookoła i czekaliśmy. Nagle oświetlenie wysiadło.

- Barb, jesteś tam? - szepnęła po czasie dziewczynka. Światła mrugnęły.

- Co z Barbą? - spytała niespokojnie Nancy. Powtórzyła swoje pytanie.

- Umarła, umarła... - powtarzała w kółko. W szoku zasłoniłam sobie ręką usta. Pani Joyce zaczęła uspokajać Nastkę. Zamknęłam oczy czując jak napływają mi łzy. Niby nie znałam Barby, ale chodziła ze mną do szkoły i widziałam ją na korytarzach.

- Zamek Byers'ów. - wyszeptała po chwili. - Will. - kolejne słowo. Poczułam ogromną ulgę. Spojrzałam krótko na Jonathan'a. Wyglądał na załamanego.

- Powiedz mu, że już nadchodzę. - odetchnęła pani Byers.

- Szybko. - wydusił z siebie chłopiec. Usłyszeliśmy to z urządzenia, które stało niedaleko basenu.

- Dobrze, niech zostanie tam gdzie jest, idziemy. - niedługo po tym Jedenastka wróciła do naszego świata. Odetchnęłam głośno.

- Dustin, w coś ty nas wpakował... - szepnęłam do brata. Lubiłam to powtarzać.

Siedziałam z dzieciakami na trybunach intensywnie wpatrując się w ścianę.

- Gdzie jest ten fort? - zapytał Hopper.

- W lesie za domem.

- Często się tam chował. - po tych słowach szeryf wyszedł bez słowa. Byers'owie wyszli za nim. Słysząc silnik auta wybiegłam ze szkoły.

- Co do- - spojrzałam pretensjonalnie na Jonathan'a. - Gdzie oni pojechali?!

- A jak myślisz? - fuknął. Głośno stawiając kroki wróciłam do budynku. Byers ruszył tuż za mną.

- Wracajmy na posterunek. - rzuciła Wheeler.

- Co? - odparliśmy obydwoje jednocześnie.

- Twoja mama i Hopper idą tam jak przynęta. - znowu mnie zignorowała. - Ten stwór wciąż tam jest. Mamy siedzieć i czekać aż ich też dorwie?

- Wciąż chcesz spróbować?

- Dokończyć co zaczęliśmy. - wybałuszyłam oczy. - I zabić to. - nawiązali kontakt wzrokowy.

- Do końca was powaliło?! - wydarłam się. Czemu to zrobiłam? Przecież... Czy mi odbija? Oni muszą tam iść. - To znaczy... Co chcecie zrobić? - bez słowa wstali i poszli w stronę wyjścia. Westchnęłam i poszłam za nimi. Jonathan poszedł po pudło, po czym zaraz wrócił. Ja i Nancy wzięłyśmy jakieś kwiatki, które leżały na korytarzu jako „samoobronę". Może nienajlepsza broń, ale zawsze coś.

W końcu wysiedliśmy z auta. Byliśmy przed domem Byers'ów. Rozglądałam się na wszystkie strony.

Czy to naprawdę Hawkins?

Czy ja naprawdę żyję w jakiejś symulacji?

W pośpiechu weszliśmy do domu z wszystkimi rzeczami. Bez słowa poszli wkręcać z powrotem lampki, a ja usiadłam i czekałam na swój koniec.

- Może byś pomogła? - odezwał się Jonathan po raz pierwszy od dobrych kilkunastu minut. Wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem jak bym miała pomóc skoro nawet nie wiem co tu się dzieje. - wyjaśniłam. Westchnął i z politowaniem spojrzał się na mnie. - No dobraa... - przedłożyłam ostatnie „a". - Jak mogę pomóc?
_________________________
821 słowa

Co tam robicie na Wielkanoc?

Ja? Harrington, król imprez skarbie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz