Rozdział 4

520 50 3
                                    

Ehh... Kurde, ale boli, nieźle musiałam się poturbować. Nadal leżę, dałam radę podnieść rękę i dotknąć głowy. Tylko tyle, a tak strasznie boli. Wszystkie mięśnie, kości dosłownie wszystko. Czuje jakbym się nie ruszała ze sto lat.

Otwieram powoli oczy i nie widzę już nieba i rażącego słońca. Wręcz przeciwnie, jestem w jakimś ciemnym pokoju. Wygląda na stary. Podnoszę się na łokciach i zaczynam rozglądać.

W nogach łóżka stoi wielka, prawie czarna, dwudrzwiowa szafa. Sprawia wrażenie jakby pochodziła z innej epoki. Bogate niegdyś złote zdobienia teraz, w niektórych miejscach zadrapane, obok stoi komoda zrobiona w tym samym stylu oraz dębowe drzwi. Pod ścianą równoległą do tej pod którą leżę, znajduje się stół i dwa krzesła, są zupełnym zaprzeczeniem szafy i komody. Zero zdobień, narzuty czy czegokolwiek do ozdoby, tylko kilka kartek, kubek i kurz. Nad stołem wisi obraz przedstawiający pasterza w kapeluszu ubranego na czarno oraz psa. Znajdują się na pięknej łące, gdzie pasą się owce. Na prostopadłej ścianie do łóżka znajduje się okno z czarnymi zasłonami przez, które przebijają się promienie słońca. Natomiast ja leżę na prostym, małym, ciemnym, jednoosobowym łóżku z białą pościelą. Ściany są szare, a podłoga wyłożona jasnymi panelami.

Wstaje. Dopiero teraz dostrzegam, że jestem przebrana i opatrzono mi ranę na głowie. Mam na sobie czarną bluzkę z krótkim rękawem, który sięga mi do łokci, a bluzka do połowy ud. Ten ktoś, kto mnie przebrał ma szczęście, że nie ruszył bielizny.

Chwiejnym krokiem podchodzę do drzwi i otwieram je. Lekko skrzypią. Wychodzę i jestem na wąskim korytarzu z pięcioma drzwiami, prowadzącymi do różnych pomieszczeń. Przez chwilę rozmyślam nad otworzeniem każdych z nich, ale szybko rezygnuję.

Skradam się w stronę schodów i zaczynam schodzić na dół. One także skrzypią. Na horyzoncie nie widzę żadnej żywej duszy. Od razu zauważam drzwi wejściowe.

"Muszę uciec... "

Schodzę z ostatniego stopnia i zaglądam w pierwsze drzwi - kuchnia, pusto, nikogo niema. Przechodzę dalej, mijam lustro i ledwo powstrzymuje krzyk.

Bosz... jak ja wyglądam. Sińce pod oczami i rozmazany tusz do rzęs. Niebieskie oczy przybrały barwę żywego, czystego błękitu z nutką złota. Jak to możliwe?! Włosy... Masakra, każdy w inną stronę, a do tego bandaż uciskający ranę. Wyglądam jakbym miała czapek na głowie! Blada cera jest teraz okurzona i ogólnie zabrudzona. Lepiej na to nie patrzeć...

I z takim postanowieniem zaglądam w kolejne wejście, tym razem bez drzwi. Jest to pokój dzienny, także pusty. Takim oto sposobem znalazłam się przy starych drzwiach frontowych.

Otwieram je i oślepia mnie fala zbyt jasnego światła, a przyjemny podmuch lekkiego wiatru oplata moje ciało.

Robię dwa kroki w przód i rozglądam się, a moje oczy nadal przyzwyczają się do światła. Jejku jak tu ślicznie. Przede mną rozciąga się mała słoneczna polanka otoczona lasem. Miejscami widać skupisko białych kwiatków, których nazwy nie znam. Jeszcze chwilę zachwycam się tym pięknem.

Mój spokój przerywa dźwięk gry na flecie. Zaciekawiona spoglądam w tamtą stronę, w cieniu przy linii drzew, na konarze siedzi jakaś szczupła postać. Z postawy wnioskuję, że jest to chłopak niewiele starszy ode mnie. Na głowie ma czarny kalelusz, do tego marynarkę taką jak nosi magik na przedstawieniu, rurki i elfickie buty. Wszystko to w kolorze czarnym.

Grał pięknie, ale po chwili przestał. Podniósł wzrok i przyjrzał mi się uważnie. Chcę jeszcze, żądam więcej jego magicznej muzyki! Była to bardzo skoczna i zachęcająca do tańca melodia.

Nie rusza się tylko siedzi i patrzy. Nie wiem co robić, więc przekrzywiam głowę lekko w prawo, w geście przeglądania się. Nie wiem czy mi się wydawało czy przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu.

W końcu wstaje i podąża w moją stronę. Teraz widzę jaki jest wysoki i chudy. Osobiście należę do osób szczupłych, ale przy nim mogę z czystym sumieniem stwierdzić iż jestem gruba.

Cały czas stoję jak kołek i patrzę jak Grajek z lasu podchodzi, powoli i z gracją. Jego ruchy są bardzo eleganckie. Dystans między nami szybko się zmniejsza, a mnie ogarnia coraz większą panika. Przez chwilę rozważam możliwość ucieczki, ale zaraz dociera do mnie, że to tylko pogorszyłoby moja aktualna sytuację.

Chłopak staje przede mną i spogląda spod kapelusza. Jest bardzo blisko przez co czuje się trochę nieswojo. Dopiero teraz dostrzegam, że ma brązowe oczy i miedziane lekko przydługawe włosy wystające spod niecodziennego nakrycia jego głowy. Szczupła twarz z mocnymi rysami, idealnie prosty nos i pełne usta. Ma około osiemnastu lat i jest bardzo przystojny. Chyba się rumienie... Nie to złe określenie, jestem czerwona jak burak.

Grajek posyła mi kpiący uśmiech i patrzy prosto w moje oczy. Nie no w tym stroju na pewno prezentuje się cudownie, nie wspominając o tym, że jestem cała brudna.

Lekko speszona jego wzrokiem chce spojrzeć w inną stronę, jednak chłopak wykonuje rzecz, która przykuwa moją uwagę. A mianowicie zaczyna poruszać ustami jakby coś mówił, ale nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, a ja w tym samym czasie zaczynam odczuwać dziwne, natarczywe mrowienie z tylu głowy. Przez to spuszczam wzrok, a zaraz potem podnoszę go spowrotem rzucając chłopakowi pytające spojrzenie. Jednak na jego twarzy dostrzegam zdziwienie, niestety po chwili powraca maska obojętności, a młodzieniec powtarza czynność jeszcze dwa razy z tym samym efektem.

Tym razem na jego twarzy zagościło zdezorientowanie i niepokój. Odsuwa się odemnie o krok. Przecież nie gryzę! No chyba ze muszę. W końcu nie wytrzymuje i odzywam się pierwsza.

- Kim jesteś? - głupie pytanie, ale lepsze to niż nic. Osiemnastolatek nadal patrzy na mnie zdezorientowany ignorując moje słowa.

- Kim jesteś? Co ja tu robię? Co to w ogóle za miejsce? - powtarzam i znów nie uzyskuje odpowiedzi. Przykłada flet do ust i gra kilka nut po czym odkłada go i wpatruje sie we mnie. Co z nim jest nie tak?

Patrzę na niego jak na idiote, natomiast nastolatek wzdycha i gestem pokazuje mi żebym wróciła do domu.

Teraz dostrzegam, że dom jest praktycznie niezauważalny. Idealnie wtapia się w otoczenie. Wygląda jak wzgórze pokryte drzewami i trawą. Ciekawe... bardzo orginalne.

Nie mam czasu dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ mój niezwykle rozmowny towarzysz popycha mnie w stronę drzwi i zniecierpliwiony czeka aż wejdę do środka.

Werewolf forestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz