Rozdział 6

380 46 0
                                    

No więc na początek taka krótka notka, a mianowicie zauważyłam, że w poprzednich rozdziałach jest dużo błędów ortograficznych i nie tylko. Chciałam was za to przeprosić (jeśli ktoś w ogóle czyta te moje wypociny), ale niestety nie panuje nad tym mimo, że się staram jak mogę. Wynika to z mojej dysleksji, mam nadzieję, że rozumiecie. I to by było na tyle chyba. Napisałabym, iż zachęcam do komentowania itp. Ale podejrzewam, że naczytaliście się już takich wpisów, więc nie będę was tym zanudzać. Powiem tylko, że jestem bardzo wdzięczna za wszystkie komentarze i gwiazdki. No to czas na rozdział. ;)

Co to jest!? Warczy i ogląda mnie od stóp do głowy, każdą część mojego ciała z osobna, jakby chciała wszystko dokładnie zapamiętać. Jej żelazny uścisk sprawia, że nie mogę się ruszyć. Przegrałam, nie mam szans na ucieczkę. To koniec... Niech chociaż skróci moje męki i zrobi to szybko.

Przejeżdża ogonem przez bluzkę rozcinając ją, a za razem drażniąc przy tym skórę. Ustawia go na wprost mojego brzucha, aby się wbić. Z małych ranek zadanych żądłem polało się kilka kropel krwi, które ona szybko zlizuje, a rany znikają. Przybliża głowę do mojej szyi i przejeżdża zębami, czerpiąc satysfakcje z mojego strachu. Już myślę, że to koniec, że zaraz odgryzie mi głowę, ale jestem w błędzie. Nie robi tego. Zniknęła. Tak szybko jak się pojawiła, tak szybo zniknęła. Już mnie nie trzyma, już nie rani, nie ogląda. Nie ma jej.

Gdy otrząsam się z szoku, szybko wstaję. Dopiero teraz orientuję się, że ta Gołodupa szarpie się z wilkiem.

"Czyli, że legendy mówią prawdę o wilkach z tego lasu? Szkoda, że nie wspominają o innych cudownych istotach tego miejsca." kpię z zaistniałej sytuacji.

Stoję sparaliżowana i przyglądam się tej niecodziennej scenie odgrywanej kilka kroków przede mną. Obaj próbują dorwać się do swoich gardeł.
"No tak w końcu walczą o śniadanie, którym jestem ja." Turlają się po trawie raz jeden raz drugi na górze, chociaż zdecydowanie częściej góruje wilk.

Powoli odzyskuje zdolność logicznego myślenia, a nogi już nie są przykute do ziemi. Zauważam jeszcze jak moja Nowa Znajoma zrzuca z siebie czworonoga i zaczyna warczeć. Na dalszy bieg rzeczy nie patrzę, zaczynam uciekać.

O dziwo nie potykam się, nie przewracam, biegnę zwinnie, szybko, bezszelestnie, niezauważalnie, jakbym znała każdy szczegół, zakątek, nawet najmniejszy kamyczek tego lasu.

Oczy zaczynają mnie boleć, jakby paliły się żywym ogniem, wszytko jest dziwnie rozmazane, a jednocześnie tak wyraźne. Zatrzymuje się ból jest coraz silniejszy, upadam na kolana i próbuję wydobyć chociaż jedną łzę na ujarzmienie tego ognia. Niestety nie potrafię. Zwijam się z bólu, chce krzyczeć, ale wiem że nie mogę. Pulsujący ból przeszywa moją głowę z podwójną siłą, aby po chwili zniknąć. Pozostawia mnie w oszołomieniu. Tak po prostu. Nie zostawia po sobie ani śladu.

Otwieram oczy i widzę wszytko jak przez lupę, każdy szczegół, każde zgięcie, krople wody, mrówki chodzące po drzewie, najmniejszy ruch gałęzi. Jest ciemno, a ja widzę wszytko jak za dnia. Tak samo jest z moim słuchem, słyszę nawet najcichszy dźwięk, którego nie potrafię określić, ponieważ nigdy go nie słyszałam. Wyostrzył się także węch, czuję wszystko z osobna i pomieszane razem, także nie potrafię wyodrębić żadnego zapachu. Co jest? Co się ze mną dzieje?!

Nie zastanawiam się nad tym dłużej, ponieważ przede mną pojawia się ten sam czarny jak smoła wilk, o złotych oczach, ten który mnie uratował. Patrzy na mnie z troską, smutkiem, ulgą? Sama nie wiem. Ma bardzo hipnotyzujące spojrzenie.

Jednak po chwili jego oczy zmieniają kolor na brązowy, który teraz wydaje się czarne, sierść wrasta pod skórę, zamiast łap kształtują się ręce i nogi, pysk zmienia się w twarz. Co się dzieje? Ja mam zwidy? A może faktycznie jestem naćpana i nic nie pamiętam. Nieźle musiałam walnąć w ten kamień na polu.

Przerażona odskakuje do tyłu tak, że plecami dotykam drzewa. Na przeciwko mnie staje nie kto inny jak Grajek. Z tym, że jest nagi, gdybym nie była w takim szoku po tym co przed chwilą zobaczyłam, z pewnością skupiłabym wzrok na innych częściach jego ciała, nie zwracając uwagi na oczy.

Chłopak nie spuszczając ze mnie wzroku sięga za jakiś krzak i wyciąga spodenki. "Fajna szafka..." chyba nie muszę wspominać, że je założył.

Ostrożnie, tak jak wtedy gdy go pierwszy raz widziałam, podchodzi do mnie i przykłada ciepłą dłoń do mojego policzka. Tam gdzie jeszcze niedawno znajdowało się żądło. Nie ukrywam, że trochę się go boję, chociaż wiem, że nie zrobi mi krzywdy. Podciągam kolana pod brodę i siedzę tak obserwując, każdy jego ruch. Jednak on wzdycha ciężko i bierze mnie na ręce, a ja nie protestuje. Oplatam jego szyje rękami, a brodę opieram o ramię, wpatrując się w dal.

- Chcę wrócić do domu.- oznajmiam wykorzystując chwile jego słabości.

Grajek staje jak wryty i sztywnieje, ale mnie nie puszcza. Odsuwam się od jego ramienia, aby sprawdzić reakcje. Ta spanikowana twarz wyraża więcej niż myśli. Kręci głowa, odpowiadając na moje słowa. "Czyli jednak mnie słucha. Nowość."

- Proszę, boję się tu zostać. - silę się na płaczliwy ton głosu i zbolałą minę. Nawet mi się udaje. Wiem, gram na jego uczuciach, ale nie mogę tu dłużej zostać.

Wygląda na rozdartego, zagubionego, spanikowanego. Chyba mi się nie udało, szkoda. Nie jestem zbyt dobrą aktorką, ale udawanie focha mi wychodzi, więc dlaczego ze smutkiem nie wyszło? Co zrobiłam nie tak? A może on jest odporny na te gierki?

Stawia mnie na polu, a ja lekko zaspana trochę się chwieje. Po chwili orientuję się, że jestem na skraju lasu. Nie wieże, udało się! Wrócę do domu!

- Dziękuję i do zobaczenia - uśmiecham się do niego promiennie. Odwzajemnia uśmiech, ale z nutką smutku?

"Uważaj na siebie." rozlega się męski głos w mojej głowie, który automatycznie sprawia, że czuję przypływ energii. Zdezorientowana wpatruje się w Grajka, a on kiwa głową, odpowiadając na moje niewypowiedziane pytanie. Niestety po chwili znów powraca to uporczywe mrowienie z tyłu głowy. O co z tym chodzi?

Odwracam się w poszukiwaniu gdzieś w oddali mojego domu. Jestem miło zaskoczona, gdy orientuję się, że jest tak blisko. Spoglądam na miejsce między drzewami gdzie stał Grajek, ale jego już tam nie było.

"To było do przewidzenia." uśmiecham się pod nosem i ruszam w stronę miasta. Muszę przejść przez pole, obwodnice i łąkę, aby przeskoczyć płot oddzielający posesje mojego domu od tej dziczyzny. Strzelam, że jest około drugiej w nocy.

Gdy jestem już na końcu pola przypominam sobie o moich rzeczach, telefonie i plecaku, który prawdopodobnie został gdzieś w lesie, a konkretniej w jego domu. O nie, nie wrócę tam, niech sobie zatrzyma te rzeczy. Nie są mi aż tak potrzebne.

Kolejna kwestia to jak wytłumaczę to zniknięcie rodzicom? Byłam u koleżanki, poszłam na spacer, porwali mnie. Nie wiem chyba już za późno na to aby się nad tym zastanawiać, ponieważ jestem przed drzwiami domu.

Gdy tylko przekraczam próg drzwi zasypuje mnie lawina pytań.

-Gdzie ty byłaś?! Wiesz która godzina?! Wiesz w ogóle co jest za dzień?! - krzyczy mama.

Tak też się cieszę, ze ją widzę, nie ma to jak miłe powitanie na początek rozmowy.

- Nie, nie wiem która godzina, nie wiem jaki dziś dzień, a byłam w wariatkowie. - odpowiadam zła i ruszam do swojego pokoju.

Niestety nie jest mi dane dotrzeć do moich czterech ścian, gdyż rodzice postanawiają mnie uświadomić w kwestii daty i nie tylko.

Werewolf forestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz