Zabiłam ją? Co teraz będzie? Złapią mnie i zamkną. Zaczynam panikować, łapie się za głowę wyrywając kilka włosów. Mam głupia nadzieję, że to jakoś pomoże, uciszy sumienie. Niestety okazuje się złudne. Zaczynam szaleć, biegam w tą i z powrotem, z kuchni do salonu, z salonu na schody. I tak w kółko. Nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Stoję właśnie na środku holu, gdy słyszę jakieś dziwne odgłosy, jakby ktoś jęczał z bólu. Odwracam się i wbiegam do salonu patrząc w miejsce gdzie leży ciało starszej pani. Ona się rusza! Żyje! Stoję wstrzymując oddech i nie ukazując żadnych emocji, chociaż w środku aż rozpiera mnie z radości. Kobieta z trudem podnosi się z podłogi lekko się zataczając.
- O rany, ale pierdolnęłam... - mówi sama do siebie i spogląda na mnie uśmiechając się miło. Jej oczy wróciły do "normalności". W jednym momencie spływa ze mnie całe napięcie i zalewa mnie fala radości.
Swoją drogą nie wiedziałam, że tak miła staruszka zna takie słownictwo...
- Nic pani nie jest? - pytam zdenerwowana, ale jednocześnie szczęśliwa.
- Nie nic mi nie jest. Masz dziecko siłę. - uśmiecha się promiennie i siada na fotelu. Natomiast ja zajmuje moje wcześniejsze miejsce wzdychając ciężko.
- Chciałam Cię uprzedzić, że coś takiego może się zdarzyć, ale już nie zdążyłam. Mam nadzieję że nic Ci nie zrobiłam. - tłumaczy się.
- Nic mi nie jest. Skąd pani tyle wie o tej książce?
- To długa historia, kiedyś zabrała mi męża, a ja chcąc go ratować także ucierpiałam. Później tak jak Ty szukałam informacji o niej. - przerwała na chwilę. Po czym kontynuowała- Czy Ty też jesteś wpisana w Księgę Istnień?
A więc tak się nazywa, za dużo tego wszystkiego już nic nie rozumiem.
- Tak jestem tam.
Moje słowa spowodowały głucha ciszę między nami. To chyba nie oznacza nic dobrego... Rozmawiałyśmy długo na różne luźne tematy, ale musiałam już wracać do domu. Pani Carrey, bo tak ma na nazwisko, okazała się bardzo ciekawą i towarzyską osobą.
Droga powrotna do domu zajęła mi godzinę, w sumie nie spieszyłam się. Potrzebowałam pobyć sama. Mam dziwne wrażenie, że to jeszcze nie koniec wrażeń na dziś. Jestem strasznie zmęczona i marzę tylko o moim ciepłym łóżku. Niestety moje plany popsuł zapach lasu, łąki, który roznosił się wokół mojego domu.
Książkę która miałam w siatce z Netto postanowiłam wrzucić na balkon. O dziwo udało się za pierwszym razem. Wróciłam do drzwi gdzie zapach się nasilil. Słyszałam dziwną rozmowę mojej mamy z jakąś dziewczyną, a od czasu do czasu odzywał się jakiś mężczyzna. Nie znałam tych głosów, zaciekawiona weszłam do domu, kierując się do pokoju skąd dochodziła rozmowa.
- Dzień dobry. - mówię automatycznie zwracając na siebie uwagę mamy, ponieważ jej rozmówcy zauważyli mnie kiedy przekroczyłam piróg domu. Jest to strasznie niekomfortowy moment, gdyż nasi goście świdrują mnie wzrokiem. Kobieta, którą słyszałam okazała się być czerwonooką dziewczyna z lasu, natomiast mężczyzna wygląda na trzydziestopięciolatka, o zielonych oczach, czarnych włosach i lekko opalonej cerze. Lekkie rysy twarzy powodowały, że wydaje się miłą osobą jednak umięśniona podstawa i ostry wzrok, skutecznie maskuje pierwsze wrażenie.
- O! To jest właśnie Melody. A to są osoby z twojej szkoły przeprowadzają ankietę na temat nauki w Różowej, a później odbędzie się losowanie. O ile dobrze zrozumiałam to wygrani wyjadą na praktyki za granicę. Chyba do Stanów. Fajnie prawda? - mówi mama, cała w skowronkach. Jednak ja nie podzielam jej entuzjazmu.