Nie mogę znaleźć sobie miejsca, chodzę w tą i z powrotem. Przebierałam się już pięć razy, ponieważ każdy strój wydawał mi się nieodpowiedni na spotkanie z bezoką staruszką. W końcu zdecydowałam się na szarą bluzkę z napisem "hug me!" i motywem myszki miki oraz krótkie, dżinsowe, poszarpane spodenki, a do tego czarne vansy.
Zastanawiam się jak wynieść książkę z domu tak żeby nikt nie widział. Dlaczego? Z dwóch prostych powodów, boję się, że jak ktoś z rodziny ją zobaczy to wpadnie w to samo bagno co ja. Jestem dopiero na początku, ale wydaje mi się, że ta sytuacja ciągnie się za mną od wieków. Natomiast drugi powód to chce uniknąć zbędnych pytań członków rodziny, wiadomo jak to moja mama.
Jest szesnasta, a stwierdziłam, że staruszkę odwiedzę o osiemnastej. Po raz kolejny studiuję mapę, mimo, iż drogę znam już na pamięć. Myślę, że nie powinna zająć więcej niż pół godziny.
Aby się trochę uspokoić wyciągam słuchawki i włączam muzykę w telefonie. Tak mija mi godzina... tylko godzina. Pakuje książkę do torby wraz z mapą, ostatnie pakunki, kolejne kłamstwo, że idę do koleżanki i wychodzę z domu. Powolnym krokiem zmierzam w stronę mojego celu. Zastanawiam się co może mi powiedzieć, czy to wpłynie jakoś na mnie, czy okaże się tylko stratą czasu.
Napięcie we mnie rośnie mimo, iż staram się uspokoić jak tylko mogę. W myślach karcę się za swoje tchórzostwo, zawsze chciałam być odważna, ale jakoś nigdy mi się to nie udawało. Docieram pod dom bezokiej kobiety. Myślałam, że będzie to jakaś mała chatka, ale się myliłam. Przede mną stoi naprawdę ładny, drewniany, dwupiętrowy dom z skośnym dachem. Przed nim jest brązowy płot oddzielający ogród od ulicy. Trzeba przyznać, że posesja robi wrażenie.
Przekraczam próg furtki, zalewa mnie fala zimnego potu powodując dreszcze na całym ciele. Dzielnie podążam dalej, aż staje przed drzwiami. Gdy naciskam dzwonek rozlega się bardzo piskliwa melodia. "Ała... Moje uszy..." krzywię się, a moja torba robi się ciepła. Dziwne...
Drzwi otwiera mi ta sama staruszka w granatowej sukience w białe kropki oraz czerwonym fartuszku. W myślach dziękuję, że ma założone okulary.
- Dzień dobry. - mówię niepewnie, a ona obdarza mnie szerokim uśmiechem.
- Witaj, wilczku. Wejdź do środka, nie krepuj się. - ta kobieta jest chodzącą radością. Jeszcze nie widziałam nikogo tak radosnego na mój widok.
Wchodzę do środka, znajduję się w ogromnym holu. Tu jest prawie jak w pałacu, lśniąca podłoga wyłożona brązowymi i kremowym płytkami. W tych samych kolorach ściany oraz bogate zdobienia obrazów i szafek. Na przeciwko mnie rozciągają się wielkie, brązowe schody ze złoconą poręczą. Po mojej prawej stronie znajduje się czarny wieszak i duże lustro, a tuż obok wejście do równie dużej kuchni. Natomiast po lewej hol otwiera się na salon utrzymany w tym samym stylu.
Kobieta wskazuje abym poszła do salonu i usiadła na sofie. Grzecznie wykonuje polecenie i rozglądam się po pomieszczeniu. Na przeciwko mnie wisi plazma, a pod nią stoi ciemna komoda. Po lewej znajduje się okno i wiele innych pięknych ozdób, takich jak sztuczne kwiaty, drewniane figurki zwierząt, porcelanowe słonie oraz różnego rodzaju malowidła na ścianie. Po prawej znajduje się wielki stół na dwanaście osób, a za nim także ozdoby. Koło bogato zdobionej sofy, znajdują się tak samo zdobione fotele oraz stolik. Zastanawiam się czy dom to aby na pewno dobre określenie tego miejsca. Według mnie bardziej pasuje pałac. Fakt, faktem jest piękny, ale jak dla mnie za dużo tego wszystkiego, styl renesansowo barokowy jest bardzo przytłaczający.
Starsza kobieta postawiła przede mną ciastka i herbatę, a sama zajęła miejsce na fotelu.
- Częstuj się śmiało. - nakłania mnie, a ja lustruje słodkości wzrokiem. Nie wyglądają zbyt apetycznie.
- Może później... - mówię nie chcąc jej urazić - dlaczego kazała mi Pani tu przyjść? - przechodzę od razu do rzeczy, gdyż nie czuje się dobrze w tym miejscu.
- Oj dziecko niecierpliwa jesteś. - mówi z uśmiechem - Dobra nie będę się nad tobą znęcać. Powiedz mi skąd masz tą książkę.
- Ja... znalazłam ją i zabrałam.
- Ale gdzie? Gdzie ją znalazłaś?
- No w lesie. W takiej chatce.
- Chatce? Jakiej Chatce? - zamyśliła się.
W sumie to jej się nie dziwię, też bym jej pewnie nie zauważyła tak od razu. Zaczęło robić się gorąco, przez to, że odczuwam coraz większą presję spowodowaną jej pytaniami. Jednakże do moich nozdrzy dotarł zapach spalenizny oraz z prawej strony, gdzie leżała moja torba docierało gorące powietrze, prawie tak jak przy ognisku. Odwróciłam się w tamtą stronę, a z mojego gardła wydobył się niekontrolowany pisk. Szybko wzięłam torbę, która płonęła wielkimi, rwącymi płomieniami.
Nie wierzę w to co widzę, jak to możliwe, że ona tak... sama z siebie... a ja wcześniej tego nie wyczułam. Ruszyłam biegiem do kuchni, nie zważając na staruszkę mówiąca coś do mnie, wrzuciłam resztki spalonej torby do zlewu i zalałam zimną wodą. Nad sufitem unosił się ciemny dym powodując gorące i ciężkie powietrze, chcąc zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się go otworzyłam okno.
- Przyniosłaś ją ze sobą, prawda? - odezwała się starsza pani, stojąc na środku zadymionego pomieszczenia.
Zamyślona podeszłam do pozostałości mojej własności, aby sprawdzić w jakim jest stanie. Niestety do użytku już się nie nadawała, pozostały z niej tylko skrawki czarnego spalonego materiału. Wśród nich znalazłam, prawdopodobnie sprawczynie całego zamieszania, czyli książkę, której tak nienawidzę. O dziwo była w stanie nienaruszonym, jedynie troszkę bardziej rozgrzana. Wyciągnęłam ją z wody, przyglądając się uważnie. Temperatura trochę z niej zeszła wyrównując się z temperaturą powietrza. Żadna strona nie miała nawet śladu po wcześniejszym kontakcie z wodą i ogniem.
- Oddaj mi ją. - zwróciła się do mnie staruszka.
Zachowywała się trochę dziwnie, wcześniej jej ruchy sprawiały wrażenie typowej starszej kobiety, tak samo głos. Natomiast teraz porusza się jakby miała dwadzieścia lat. Tak samo też mówi. Podejrzane było także to iż zachowywała się tak jakby mnie widziała, a dobrze wiedziałam, że nie ma oczu. Wpatrywalam się w nią tak dłuższą chwilę, jednak ona stała z wyciągnięta ręką w oczekiwaniu na papierową rzecz trzymana przezemnie.
- Daj mi tą książkę. - powtarzała już trzeci raz, chyba traciła cierpliwość.
Powinnam ją oddać? Z jednej strony chciałam się jej pozbyć, a z drugiej nie ufam tej kobiecie. Nie wiem co chcę zrobić. Boję się, że będzie to miało fatalne konsekwencje.
- Daj mi tą cholerna książkę! - krzyczy, ale ja słyszę tak jakby potrójne echo tego głosu.
Robi krok w moja stronę, a ja odruchowo stawiam krok do tylu i wtedy wpadam na szafkę. Staruszka ściąga okulary. Jej oczy są całe białe jakby zaszły mgłą, jakby nie była sobą.
Rzuca się na mnie, jednak ja robię unik, a ona ląduje na szafce. Omijam ją i biegnę w stronę pokoju gościnnego i zatrzymuje się koło sofy, obserwując jej poczynania. Szarowłosa w mgnieniu oka znajduje się obok mnie i łapie za szyję. Ale ona szybka...
Wyrzucam książkę gdzieś w bok mając nadzieję, że pobiegnie za nią, niestety myliłam się, przed oczami pojawiają mi się mroczki i brakuje mi powietrza. Czuje ból z prawej strony twarzy i upadam na podłogę łapczywie łapiąc powietrze. Moja rywalka jak opętana znów rzuca się na mnie, jednak ja blokuję ją, kopię w brzuch. Po czym dokładam drugą nogę, odpychając starszą panią od siebie tak, że ta przelatuje pół pokoju, lądując na stole, który łamie się w pół.
O matko jak ja to zrobiłam? Kiedy mija pierwszy szok zrywam się na równe nogi i chowam za ścianą. Kiedy przez dłuższą chwilę nic nie następuje postanawiam sprawdzić co się dzieje. Zapieram się rękami o ścianę i wystawiam głowę poza ścianę. Ona cały czas tam leży. Nie rusza się. O rany co ja zrobiłam...