Chwila prawdy. Strasznie się stresuje, zupełnie bez powodu, przecież to moja rodzina. Przyjmą mnie spotowem, prawda?
Już od pięciu minut tkwię jak kołek przed drzwiami wielkiego domu. Kiedyś był czerwony, teraz wyblakł i podchodzi pod róż. Przydało by się go pomalować.
Zdążyłam już przeanalizować każdy szczegół drzwi. Ciemno brązowe z jakimiś prostokatami do ozdoby, klamka koloru brudnej miedzi i nieużywany wizjer. Są tylko trochę bardziej zabrudzone niż ostatnim razem.
Okej. Wypadało by zapukać albo zadzwonić. Czy mam wejść jak do siebie? Głupia sytuacja.
Unoszę rękę i dotykam dzwonka. Jest postęp, jeszcze tylko nadusić. Serce łomocze mi jak szalone. Żołądek podchodzi do gardła. Zadzwoniłam. Słyszę jak w domu dźwięk odbija się echem. Miejmy to już za sobą.
Brązowe wrota otwierają się, a w drzwiach ukazuje się mała postać chłopca o jasnych włosach, czysto niebieskich oczach i bladej cerze, ma około 130cm wzrostu. Jak na swój wiek jest bardzo drobny, a ma dziewięć lat. Patrzy na mnie przerażony i zdziwiony jednocześnie.
Nie wiem co robić, chyba nie powinnam tu przychodzić.
Jednak po chwili na twarz chłopaka wypływa szeroki uśmiech.- Mel! - krzyczy i rzuca się w moja stronę.
Przytula tak mocno, jakby chciał mnie udusić.
- No hej mały. - mówię radośnie.
A wtedy w domu rozlega się huk spadających naczyń i słyszę jak ktoś biegnie do drzwi. Odstawiam brata na ziemię i podnoszę wzrok.
Przede mną stoi kobieta o szarych oczach, w których ma łzy. Czarne, proste włosy ułożone w artystycznym nieładzie, ma na sobie granatowy fartuch w białe groszki, przewiązany w szczupłych biodrach. Ma trzydzieści osiem lat. Jest jedną z niższych przedstawicielek płci pięknej, jednak niczego jej nie brakuje. Mam na myśli atrybuty kobiety oraz urodę.
Ona także zaczyna mnie ściskać i całować, jest to trochę dziwna sytuacja. Nie przywykłam do takiego okazywania uczuć, ale lepiej nie będę się odzywać.
- Melody wróciłaś. - szepcze mi do ucha.
Przytłacza mnie ta sytuacja.
Nagle obok pojawią się szczupły mężczyzna z małym bojlerem jest o głowę wyższy ode mnie. Ma piwne oczy i włosy koloru drzwi wejściowych, a pod nosem rośnie mu wąs. Zawsze uważałam, że mógłby go zgolić.
Przytula mnie szybko, jakbym go parzyła i bierze moja walizkę.
Wszyscy razem wchodzimy do domu. Przyglądają mi sie jakbym była jakąś kosmitką... Aż taka zła chyba nie jestem, a może.?
Pod wpływem ich spojrzeń robię się czerwona jak burak, dosłownie. Siadam przy stole i rozglądam się po kuchni, nic się tu nie zmieniło. Te same brązowe szafki i biały blat pasujący do białych płytek na ścianie, z motywem pomarańczy. Ściany koloru kawy z mlekiem i zegar, który sama wybrałam w sklepie. Mogę się pochwalić, bo pasuje idealnie. Wszystko współgra ze sobą i jest w zasięgu ręki.
Co jak co, ale mama zawsze była dobra architetką i organizatorką mimo, że to nie jest jej zawód. Zazdrosciłam jej tego talentu i pomysłowości.Mówi do mnie coś o tęsknocie, bólu, miłości, braku kochanych osób, obiedzie i reszcie rodziny, ale nie słucham jej. Wiem, kompletny brak kultury, ale kto by się tam przejmował.
Dlaczego nie słucham? Jestem zbyt pochłonięta oglądaniem rysunków mojego brata, które są przyczepione na lodówce. Swoją drogą trochę ich przybyło. Na każdym z nich powtarza się motyw róży. Tej róży. Zawsze wygląda tak samo, różni się tylko wielkością i pozycją zajmowaną na kartce. Pamiętam jak uczyłam brata rysować, właśnie tę różę.
W pewnym momencie ktoś podstawia mi przed nos coś złotego. Nie widzę co to, jest zbyt bisko. Odruchowo chwytam lśniąca rzecz ręką i zaczynam oglądać. Jest to medal, za pierwsze miejsce w turnieju piłki nożnej. Od razu domysliłam się do kogo należy.
Przeniosłam wzrok na szczerzacego się do mnie chłopca. Zaśmiałam się i złożyłam mu gratulacje, po czym Matt, bo tak miał na imie, zaczął wdrążać mnie w szczegóły meczu.Nigdy nie lubiłam piłki nożnej. Bez obrazy, ale moim zdaniem to dziwny sport. Banda facetów w różnym wieku biega za piłką... Czy to nie powinno być tak, że zamiast piłki powinni gonić jakąś odstawioną laskę? Chociaż jakby się nad tym głębiej zastanowić mogłoby to budzić wiele kontrowersji oraz kobiety byłyby złe, ze gonią inną zamiast nich i niewiadomo do czego to by doprowadziło... Zmieniam zdanie zostańmy lepiej przy piłce. Tak będzie bezpieczniej.
Reszta dnia minęła mi spokojnie. Słuchałam nowinek o rodzinie, znajomych i pracy rodziców oraz sukcesach brata itp.
Gdy Matt poszedł spać, rodzice zaczęli wypytywać się o pobyt w ośrodku, uczucia itp. Oni nadal twierdzą, ze ćpałam! Ale trudno się dziwić. Przecież nie każdy normalny człowiek, siedzący w domu, słyszy o czym rozmawiają sąsiedzi. A tak z innej beczki to właśnie mnie obgadują. Ghrr.. Już ich nie lubię.
Byłam w niebo wzięta, gdy ta rozmowa dobiegła końca. Pod pretekstem zmęczenia podróżą poszłam do swojego pokoju.
Znajdował się na piętrze, więc nikt mi nie przeszkadzał. Prawie go nie poznałam, był zbyt czysty jak na mnie, ale to sie naprawi.
Na ciemno brązowych meblach nie było ani grama kurzu. Wiśniowy dywan idealnie odkurzony, łóżko z wiśniową pościelą idealnie pościelone. Wszystko tu pasowało do wiśniowo zielonych ścian. Nawet na telewizorze i laptopie, szklanej gablocie oraz porcelanowych słoniach nie było kurzu, nie wspominając o moich trzech pluszakach.Tak, mam siedemnaście lat i mam pluszaki. A konkretniej to mały misiek i pół metrowy miś oraz metrowy pies. Lubiłam je. Przypominały mi o rodzinie.
Jeszcze chwilę stałam w drzwiach i podziwialam pokój. W końcu zauważyłam, że na biurku leży moja teczka z rysunkami. To oznaczało tylko jedno, ktoś przeszukiwał moje rzeczy. Przeraziłam się, nie lubię jak ktoś bez mojej wiedzy rusza moje rzeczy.
Podejrzewałam, że to mama, ale myśl ze mogła znaleźć zeszyt z moimi przemysleniami była paraliżująca. Tak, pisałam coś na wzór pamiętnika.
Otworzyłam teczkę i na widok pierwszego rysunku na mojej twarzy pojawił się najbardziej szczery uśmiech na jaki było mnie stać w tym momencie. Rysunek przedstawiał obrazonego smerfy z dopiskiem "Pierdole nie robię!". Pamiętam jak to rysowalam. Byłam wtedy strasznie zła, ponieważ nie potrafiłam rozwiązać zadania domowego z matmy. Mimo to nie skończyłam tego rysunku.
Nigdy ich nie oglądam. Dlatego zamknęłam teczkę i otworzyłam szafkę, aby ja schować. Zatkało mnie. W mojej szafce wszystko było w idealnej harmonii!
"Czyli znalazła ten zeszyt... " pomyślałam i zaczęłam zaglądać do każdej szafki w pokoju.
Poczynilam obserwacje:
- nic nie zginęło,
- wszystko jest idealnie posegregowane, poukładane i posprzatane.Wnioski:
"Mama tu była... "I z tą straszną myślą położyłam się i odpłynęłam do krainy snów.