#2

36 26 1
                                    

3.07.1997

Dziś też muszę przelać uczucia na papier. Może w trakcie pisania spłynie na mnie oświecenie.
Rano śniadanie zjadłam sama. Mamy jak zwykle nie było. Acha, pojechała na jarmark do Szumina. Dziś środa. Tata przysyła kasę, więc ma co wydawać. Mnie czasami też zabiera na targ. Kiedy przypomni sobie, że ma nastoletnią córkę. Albo kiedy nagle poczuje ochotę na odegranie roli kochającej matki.

Nie ważne. Wendsday z ,,Rodziny Adamsów,, bawi się piłką na podwórku. A ja walczę z uczuciami. Chcę iść do sklepu. Chcę go zobaczyć. Moje serce nagle rwie się ku jego sercu. Tylko rozum kalkuluje lodowato- nie idź tam. Zapomnij. Znasz go. On nie jest poważny. Będziesz cierpiała.
A jeśli nie? Może na prawdę poczuł coś do mnie? Trudno mi usiedzieć na miejscu. Pójdę- będę żałować. Nie pójdę- też będę żałować, nawet jeszcze bardziej. Idę. Raz kurze śmierć. Trzeba złapać królika za uszy.

*************************************

Jak wygląda balon z którego właśnie zeszło powietrze? Jak pomięty flak. Tak się czuję. Poszłam do sklepu. Wzięłam drobne na oranżadę i kroczyłam przed siebie. Nie pewna swojej decyzji, z sercem nabrzmiałym od sprzecznych uczuć. I huczącym rozumem- wracaj do domu i zapomnij o nim!

Chyba jakaś siła, która mnie za hipnotyzowała, wiodła na oślep w prost do paszczy... Miło by było, żeby to była milusia mordka królika. No nie tym razem.

W tym tygodniu Tomek miał pierwsze zmiany i siedział do czternastej w sklepie. Wiedząc, że przed południem jest największy ruch, pozwoliłam tej tajemniczej sile, by powiodła mnie o przeklętej godzinie do jaskini hieny. Wyobraźnia wbrew rozsądkowi podsuwała mi obrazy stojącego samotnie za ladą chłopaka, który układa towar na półkach. Uwierzyłam tym obrazom. I kiedy dwa kroki dzieliły mnie od blaszanego budynku byłam pewna, że Tomek jest w środku sam.

-O, Ala! Cześć. Długo cię nie widziałam. Zaczynałam się martwić, że ktoś cię porwał na tym ognisku.

Potok radosnych słów Anety zalał mnie jak wodospad Niagara. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Od razu kupić oranżadę i wyjść jak najszybciej? Tomek w ogóle na mnie nie spojrzał. Sprawiał wrażenie totalnie głuchego. Rzeczywiście układał towar na półkach zwrócony plecami do wejścia i do mnie. Aneta metkowała makarony w kartonowym pudle. Zerkała raz na mnie raz na kolejną paczkę makaronu Lubella, którą akurat pieczętowała zieloną naklejką.

- Co ci podać?

W odległości pięciu centymetrów od mojego nosa znalazł się on. Niebezpiecznie blisko. Niebezpiecznie obojętny. Znów znane mi igiełki zaczęły wbijać się w moje serce. Po co to ja tu tak wogóle przyszłam? Coś kupić!- Podpowiedział szczępek pamięci. Ale co kupić?

- Oranżadę. Poproszę- wydukałam.

masz 7 lat, że kupujesz tylko oranżadę? Usłyszałam jego drwiący głos w swojej głowie. Popatrzyłam jak sięga do skrzynki pełnej kolorowych butelek.

-Jaką chcesz?- spytał przez ramie

- Czerwoną.

- Na miejscu?

-Yyyy...

Bóg mi świadkiem, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. A on bez słowa sięgną po otwieracz do butelek. Pstryk! Kapsel nie miał szans w starciu z jego silną dłonią. Podsunął mi butelkę i wrócił do przerwanej pracy.

I co ja miałam zrobić? Ani razu na mnie nie spojrzał sprzedając tą przeklętą oranżadę. Aneta pochłonięta swoim zajęciem nie interesowała się mną. Mieli dużo pudeł z towarem, które musieli rozpakować. Na pogaduchy nie było czasu. Odwróciłam się więc na pięcie zdecydowana, że oranżadę wypiję na zewnątrz siedząc na ławce.

- Ala, to jednak ciebie widziałem w sobotę na ognisku- rzucił niczym od niechcenia.

- No co ty, Ali nie poznałeś?- zaśmiała się Aneta.

- Pomylić się nie można?- warknął jak zirytowane psisko. Szkoda, że jeszcze kłów nie pokazał. wrócił do układania towaru.

Usiadłam na ławce zrezygnowana. Dlaczego to powiedział? Nie poznał mnie?! Przecież nie przebrałam się za Madonnę, żeby nie mozna bylo mnie poznać. Co miało to znaczyć?

Bez ochoty wypiłam oranżadę, a pustą butelkę odłożyłam do skrzynki stojącej przy drzwiach. Żadne z nich nie zauważyło, kiedy poszłam. Zamierzam wrócić wieczorem, żeby pograć w siatkówkę i jeszcze raz się z nim skonfrontować. Tomek zawsze wieczorami też jest w sklepie. Już nie sprzedaje. Spędza czas z kolegami i koleżankami. Czasami dołącza się do gry w siatkę. Może dzisiaj też zagra? Fajnie by było...

CZERWONE TULIPANYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz