Rozdział 2

472 30 2
                                    

— Wiesz, jestem zaintrygowany faktem, że żyjesz. Z pewnością dokładasz wszelkich starań, żeby pozostać w ukryciu, prawda...? — zaszydził lekko z niego. Jakoś tak gdy wcześniej chłopak wypowiedział imię Rzeszy, mężczyzna poczuł w środku takie dziwne uczucie, jakby to połaskotało jego ego. Uśmiechnął się szerzej. — Teraz ja ci coś powiem o niebezpieczeństwach w lesie... w tym miejscu prawda bardzo łatwo może wyjść na jaw

Starszy z nich zaśmiał się cicho.
— Widzisz mój drogi... ta prawda wcale nie musi ujrzeć światła dziennego — w tym momencie starszy z dwójki wyskoczył zza krzewu i przewrócił chłopaka na ziemię. Przyszło mu to z o wiele za dużą łatwością, w końcu PRL niewiele ważył, dlatego dość mocno uderzył w ziemię. Spojrzał z niepokojem na postać zakrytą kapturem. Wywierał on bardzo duże wrażenie - pomimo lat spędzonych w lesie jego górująca sylwetka nadal imponowała swoją wielkością. Mężczyzna patrzył na niego z ukosa, przekrzywiając lekko głowę na bok. Nie, nie będzie go zabijać. — Ale z drugiej strony... nikt przecież nie musi tobie uwierzyć

To wypowiedziawszy posłał mu dziwny uśmiech, znikając dalej między drzewami. Pokonywał kolejne metry szybkimi susami, zapuszczając się dalej i dalej, uniemożliwiając nieznającej miejsca osobie orientację w terenie.

— Hej, a ty gdzie?! — krzyknął za nim chłopak, szybko wstając z ziemi z cichym syknięciem, w końcu był nieźle poobijany. Potem puścił się za nim biegiem.

Wtedy też młodszego zaczęły dopadać myśli. Dość przerażajace, ale jednak prawdziwe myśli, których tak, jak wszystkich innych, po prostu nie był w stanie od siebie odepchnąć.
Właściwie to Rzesza miał rację. Przecież w oczach ludności był pijakiem z pogłębiającą się depresją, kto by mu uwierzył?
Zacisnął szczękę. „Skąd do cholery mógłby o tym wiedzieć?"

W jednej chwili otrząsnął się, bo zauważył, że znajduje się w miejscu, którego całkowicie nie znał. Co za tym idzie - zwyczajnie się zgubił.
„Brawo. To był twój plan?"

Nie był jednak sam. Mężczyzna znajdował się tuż obok niego, za jednym z drzew. I ani śnił zostawić go w spokoju.

— Zastanawiam się, co stoi za celem twojej pogoni. Chyba nie zamierzałeś mnie złapać, prawda? — przeskoczył za kolejne drzewo. Chłopak zagryzł zęby. Czy to właśnie chciał zrobić? Złapać go? I co wtedy by zrobił? Pobił, zemścił za to wszystko, czego się dopuścił? Ale nie, przecież chłopak na tamten moment nie miał najmniejszych szans ze starszym. Tamten był od niego większy, z pewnością silniejszy, a on... cóż, nie bez powodu jedno z jego przezwisk to Kostek. — W końcu realnie do tego podchodząc nie miałbyś najmniejszych szans — tak, jakby czytał w jego myślach. Znów zmienił pozycję.
— A może nie chciałeś po prostu pozwolić, żeby pierwsza osoba, która okazała tobie zainteresowanie zwyczajnie odeszła

— Um...

PRL obracał się cały czas wokół swojej osi, próbując z szeroko otwartymi oczami zlokalizować napastnika. Te ciągłe zmiany umiejscowienia wprowadzały mu coraz większy mętlik w głowie, a głos mężczyzny rozbrzmiewał dookoła niczym echo. Dotarł też do niego sens słów starszego, a te ostatnie w szczególności zapadły w jego pamięci. Czy była to prawda? Nie chciał pozwolić mu odejść, by nie zostać znowu w samotności?

Nawet jeśli, to polaczek nie zamierzał się do tego przyznawać. „On zaczyna ci mieszać w głowie. Wszyscy przed nim ostrzegali!"

— Nie, w żadnym wypadku! Pff, ja miałbym szukać w tobie towarzystwa? Nonsens! — starał się za wszelką cenę zaprzeczyć, jednak wychodziło mu to miernie. Rzesza tylko znowu się zaśmiał.

— Taak. Nonsens... Pfah! jego słowa przesiąknięte były ironią. Następne zdania mogły trochę zaboleć swoją szczerością. — Odrzutek rodzinny. Czarna owca. Zapomniany przez wszystkich, zostawiony przez wszystkich. Zalewający swoje smutki litrami taniego alkoholu i wypalający tonę tytoniu dziennie. Już niejeden by określił cię mianem... jak to mówią? Śmiecia? Zgaduję, że słyszałeś to już od najwcześniejszych lat. Tatuś po pojawieniu się twojego słodkiego braciszka zapewne gdyby mógł, to najchętniej by się ciebie pozbył, prawda? — i tu przystanął. Dopiero gdy wypowiedział na głos swoje wszystkie wnioski, zrozumiał jedną rzecz. Już znał podobny przypadek do niego. Westchnął cicho, wychodząc spomiędzy drzew i stając centralnie przed chłopakiem. On natomiast stał jak wryty, a na jego twarzy malował się zarówno szok, gdyż nie spodziewał się bezpośredniej konfrontacji z mężczyzną, jak i złość, spowodowaną tym wypunktowaniem najgorszego brudu, jaki się go tyczył. — Jestem w stanie sobie wyobrazić to, co czujesz. W pewnych przypadkach jestem w stanie się z tobą utożsamić

W głębi lasu||CountryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz