Poszukiwany #2

583 32 8
                                    

Imię: Polska Rzeczpospolita Ludowa
Urodzony: brak danych
Wzrost: około 180 cm
Ostatnie odnotowane miejsce pobytu: Obrzeża miasta, z tamtąd prawdopodobnie udał się do lasu.

Oskarżony o kolaborowanie z poszukiwanym przestępcą.

Jeśli ktokolwiek ma informacje na temat miejsca pobytu przestępcy, proszony jest o pilny kontakt z miejscową policją.
~•~•~•~•~











Dzień ten był dokładnie taki sam jak inne.
Skacowany mężczyzna obudził się bardzo późno w ciągu dnia, praktycznie spadając z łóżka. Cicho jęknął, podpierając się zaraz o szafkę i koślawo wyprostowując się do stojącej pozycji.

Z wykrzywionym grymasem na twarzy przeszedł przez pokój, kilkukrotnie kopiąc znajdujące się na drodze puste butelki, puszki, opakowania i brudne ciuchy. Przy drzwiach, na ziemi, leżał mały kartonik. Choć go głowa bolała niemiłosiernie, schylił się i go wziął z ziemi, ignorując kłucie w skroniach.
Dalej zawrócił i podszedł do okna, które otworzył, a następnie z opakowania wyciągnął ostatniego papierosa. Odpalił go i się nim zaciągnął, patrząc bez szczególnego zainteresowania na widok przed nim.

Dzień ten był dokładnie taki sam jak inne.

Czyli tak, jak zawsze - zjadł jakiś niewielki posiłek, na którym musiał wytrzymać cały dzień, aby zaraz wyłożyć się na kanapie. Na tej diecie łatwo było o niedożywienie, dlatego mężczyzna był niezwykle chudy - dało się policzyć jego żebra, a z tej racji często nazywano go Kostkiem. Tak, jakby w ogóle go interesowało to, jak ktoś do niego mówił.

Odkąd jego młodszy brat przejął władzę w kraju, PRL został okrzyknięty nieudacznikiem, złodziejem i osobnikiem najgorszego sortu, co wynikało zwyczajnie z tego, w jaki sposób zarządzał Rzeczpospolitą.
Słowa te nie były właściwie niczym nowym - od zawsze był tym „gorszym", czegokolwiek nie zrobił, zawsze słyszał tylko negatywne komentarze. Jego relacja z ojcem, Drugą Rzeczpospolitą Polską, były najgorsze z możliwych dostępnych. Być może i nawet na złość wprowadził do kraju taki, a nie inny ustrój, byle nadepnąć staruszkowi na odcisk.

Ale to też nie było tak, że te słowa nie miały na niego wpływu. Od dziecka, potem przez lata młodzieńcze i w końcu gdy stał się dorosłym - całe życie słyszał tylko i wyłącznie to samo. A więc jeśli świat nazywał go nieudacznikiem, to dlaczego miałby temu własną postawą zaprzeczać? I w ten oto sposób zaczął pogrążać się coraz bardziej w alkoholowym nałogu, spotykając się też coraz częściej z pełnymi odrazy spojrzeniami. Już nie robiły na nim wrażenia.

W momentach między kacem a wstawieniem siedział w swoim kącie z własnymi myślami, które w żadnym stopniu nie były kojące.
Z dnia na dzień coraz bardziej nienawidził siebie, jego „perfekcyjnego" braciszka, czy ojca, który przecież zniszczył mu życie.
Ale przecież nigdy się nie przyzna do tego. Nigdy się też nikomu nie przyzna, że sam kilka razy zawalił. Oj nie, przyznawał się do tego tylko i wyłącznie przed sobą.

Tak, PRL był wrakiem człowieka, który coraz bardziej wpadał w otchłań, ku wiecznemu straceniu.

Nie trudno jest sobie wyobrazić, że w tym wszystkim niewiele było momentów, gdy po prostu bez wypicia trunku o tym wszystkim zapominał. Zdarzały się one bardzo rzadko.

Jeden z nich miał nastąpić dokładnie tej nocy. Nocy, która miała być jak wszystkie inne.
A jednak odmieniła jego całe życie.

Mężczyzna wybrał się do pobliskiego lasu. Wyjątkowo był trzeźwy, co było wynikiem prostego faktu - w domu skończył się alkohol.
Oprócz tego za cienką ścianą jego mieszkania docierały do niego krzyki kłótni jakiegoś małżeństwa, które najwyraźniej przeżywało trudniejszy okres, a on nie chciał w najmniejszym stopniu tego słuchać. Właściwie PRL się czasem zastanawiał, czy te ściany nie są wykonane z tektury, bo odnosił często wrażenie, jakby ktoś mu mówił nad uchem. Dzięki temu doskonale znał wszelkie szczegóły z życia tej pary, których też niekoniecznie chciał znać. Alkohol oszczędzał mu połowę z tych wrażeń.

I tak, jego brat, III Rzeczpospolita Polska, po objęciu władzy właściwie nie przejmował się w ogóle starszym. Miał go całkowicie gdzieś, a nie ciężko było się domyślić, że dla niego lepiej by było, gdyby PRL zniknął, bądź się stracił z tego świata. Tak byłoby najwygodniej.
Przez to Kostek jedyne na co mógł liczyć, to tanie, małe mieszkanie w kamienicy w najbiedniejszej części miasta, gdzie albo mieszkali samotni emeryci, albo pijaczyny, albo właśnie małżeństwa, które dopiero co zaczęły niezależne życie. Ci ostatni zazwyczaj wynosili się z tego miejsca po kilku miesiącach, bo było ono brudne, zaniedbane i przede wszystkim niebezpieczne, napewno nie sprzyjające dorastającym dzieciom.

Mógł się „cieszyć" tym, że nie musiał opłacać tego mieszkania. Do tego dostawał co miesiąc trochę kasy na utrzymanie. Zapewne gdyby mu zależało i oszczędzał ją, to byłby w stanie lepiej o siebie zadbać.
„Gdyby mu zależało" są tutaj słowami klucz. Bo mu nie zależało.

Dotarł w końcu do doskonale znanej mu łąki, gdzie położył się na trawie. Niebo tej nocy było bezchmurne, a więc doskonale było widać gwiazdy. Również łuna nad miastem nie była w stanie ich przysłonić.

Założył ręce pod głową i po prostu nie myśląc o niczym patrzył się w górę. Jakoś tak zaczął do siebie też gadać, co często żartobliwie nazywał „rozmową z inteligentnym człowiekiem". Przynajmniej w ten sposób choć trochę mógł wypełnić pustkę, jaka panowała dookoła niego przez samotność.

Biedny nie zdawał sobie sprawy, że od pewnego momentu ktoś mu się bardzo uważnie przyglądał.
A jego intencje mogły być niezbyt sprzyjające.

W głębi lasu||CountryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz