Rozdział 13

265 21 135
                                    

Delikatny deszcz zaczął padać dwie godziny przed świtaniem.

Całkiem głośny szum opadających kropli wody na ziemię był wszechobecnej słyszalny, co utrudniało identyfikację dźwięków w lesie.

Przez to nikt nie był w stanie słyszeć łkania i zawodzenia mężczyzny, który siedział pod jednym z drzew, mocno trzymając materiał swojego płaszcza.

Jego łzy mieszały się z kroplami deszczu, uniemożliwiając komukolwiek stwierdzenia tego, że coś się z nim działo. Nie miało to jednak znaczenia.
Rzesza był sam.

Po niezbyt długiej ulewie nastała cisza. Mężczyzna nadal siedział oparty o pień, już teraz patrząc się tępo w jeden punkt przed nim. Nie był w stanie się ruszyć. Nie czuł w tym najmniejszego sensu. Było mu już wszystko obojętne.

Być może łutem szczęścia ktoś w końcu go odnalazł, by w tej beznadziei dotrzymać mu towarzystwa.

ZSRR rzucił jeden z worków, który zabrzęczał od zawartości. Rzesza jednak nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.

– Udało mi się zwinąć jeden, kiedy tamci ruszyli za wami. Chyba się potem poddali z poszukiwaniami, szczególnie jak się zaczęła ulewa – mruknął do niego, rozciągając swoje plecy. Rozejrzał się dookoła, marszcząc brwi. – Gdzie jest PRL?

Martwa cisza, jaka mu odpowiedziała, dogłębnie zaniepokoiła komunistę. Spojrzał na Rzeszę, dopiero teraz dostrzegając jego minę i zakrwawione ubranie. Stanął przed nim.

– Rzesza, gdzie jest chłopiec? – Niemiec dopiero teraz podniósł na niego wzrok. Jego oczy, pełne bólu, zgryzoty i zwyczajnego mroku dały drugiemu mężczyźnie częściową odpowiedź na to, co się stało. To poruszyło delikatnie kamienne serce Rosjanina. Szczególnie, że widział, jak wiele ta dwójka dla siebie znaczyła.

Zaniemówił, nie odrywając wzroku z martwych oczu Rzeszy. Grobowa cisza utrzymywała się między nimi, jeszcze dobitniej zaznaczając brak czyjejś obecności.

Mężczyzna nabrał wreszcie głęboki wdech.

– Poczekamy tu do wschodu słońca, potem ruszymy dalej – to powiedziawszy usiadł niedaleko mężczyzny. Otworzył przyniesiony worek, w środku którego było kilka garnków, trochę przypraw i koce. Wyjął jeden z nich, rozpoznając ten przyniesiony przez dwójkę z mieszkania chłopaka. Spojrzał na drugiego mężczyznę, który znowu patrzył się w milczeniu w jeden punkt przed sobą. Trząsł się delikatnie, z zimna i wycieńczenia.

Zbliżył się do niego i opatulił szczelnie kocem. Rzesza posłał mu wdzięczne spojrzenie, wtulając się w materiał. Kolejna łza spłynęła po jego policzku.

ZSRR znał doskonale Rzeszę. Wiedział, że ten typ był prawie nie do zdarcia, a emocje to był najbardziej niedostępny element jego całej osoby. Tego dnia miał okazję zobaczyć go całkowicie rozbitego i niezdolnego do skrywania siebie. Był mały i słaby, tak jakby przed Związkiem Radzieckim siedział nie Rzesza, lecz jego dziecięca wersja.

To była ta sytuacja, która zwyczajnie mogła uświadomić o tym, że mężczyźni tak naprawdę nie byli tak zagorzałymi przeciwnikami, jak mogłoby się wydawać. Gdyby tak było, ZSRR w tej chwili nie powstrzymywałby się od wykorzystania słabości drugiego i najpewniej zacząłby mu umniejszać.
On jednak usiadł obok zdruzgotanego Rzeszy i w milczeniu dotrzymywał mu towarzystwa. Nie drążył tematu. Nie próbował w fałszywie optymistyczny sposób go podnieść na duchu. Był obok i swoją obecnością próbował mu dodać sił, by tamten był w stanie samodzielnie stawić czoła rzeczywistości.
Dał mu czas na zebranie się w sobie.

Przyniosło to swój efekt około pół godziny później. ZSRR spojrzał na przyjaciela, gdy tamten odezwał się do niego bardziej chrapliwym głosem niż zwykle.

W głębi lasu||CountryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz