Rozdział 10

261 23 24
                                    

Mężczyzna kucnął przy kręgu z kamieni, w środku którego znajdował się stary i przemoczony popiół. Przymrużył powieki, chwilę grzebiąc w pozostałościach ogniska, by potem wstać i porządnie się rozejrzeć. Dookoła ogniska były dwa wyraźnie wygniecione w trawie ślady, sugerujące na to, że ktoś tam spał.

W czasie, gdy Wehrmacht prowadził swoją inspekcję, Luftwaffe i Kriegsmarine przeszukiwali teren dookoła. Hitlerjugend oglądał wtedy dziury przy moście. Znalazł w ten sposób w krótkim czasie drewnianego, niemieckiego orzełka.

– Wszystko stąd raczej pozabierali. Znalazłem jakieś szczątki ptaka, pewnie go złapali i zjedli, bo ewidentnie był poddany jakiejś obróbce termicznej. Nie uciekali w zbyt dużym popłochu. Nie robili głupot. Wiedzieli, że ich będziemy szukać – zrelacjonował Waffe Marine, stojąc na uboczu.

– Skąd mogli wiedzieć? Przecież nikt nie miał się szwendać po lesie. Pierwsi mieliśmy przyjść my, a przecież jesteśmy tu od wczoraj – Krieg zmarszczył brwi w niezbyt zadowolonym grymasie. Blondyn sam spochmurniał.

– Najwyraźniej nam ten Polak nie ufa i wysłał szybciej swoich ludzi. Musieli narobić hałasu i ich wypłoszyli. Cholerny stary dziad... – prychnął ze słyszalną nienawiścią.

– Waffe, Marine, chodźcie tu – zwrócili uwagę na Wehro, który w coś się intensywnie wpatrywał. Podeszli bliżej, próbując zorientować się, o co chodzi. – Spójrzcie. W tym miejscu też jest wygnieciona trawa, mniej, więc nie widać tego tak dokładnie, ale wyraźnie ktoś tu też sypiał

– Trzecia osoba? – Luftwaffe spojrzał na przyjaciela, marszcząc brwi. Wehr spojrzał mu w oczy. Lotnik wiedząc już wszystko, spuścił wzrok na ziemię, przyglądając się wyleżanym plackom w trawie.

– Równie dobrze któryś z nich mógł zmienić miejsce spania. Kto inny mógłby być z nimi? Raczej nie zgłoszono innego zaginięcia – stwierdził Marine, poddając tym samym w wątpliwość wnioski dwójki.

– Być może. Nie jestem w stanie już tego określić. Zadzwonię do II RP i powiem mu, co znaleźliśmy. Policja już się pobawi w poszukiwanie śladów – Wehrmacht wyciągnął komórkę. Wtedy podszedł do niego Jugend i pokazał drewnianą figurkę, którą trzymał przez szmatkę.

– Powiedz może, żeby wzięli psy. One mogą szybciej trafić na trop – najmłodszy zawinął swoje znalezisko i włożył do kieszeni.

– To może być ciężkie. Musieliby użyczyć psów policyjnych, a wtedy straci transparentność, o którą tak dba – stwierdził starszy, wybierając numer telefonu i odchodząc na bok.

– To jest bez sensu. Dziennikarze to kurwy, oni zawsze pierwsi znajdą sensację tam, gdzie jej nawet nie ma. Do tego też szybko dojdą – chłopak zaczął cicho fukać, zakładając ręce na piersi. –Ten Polak nie potrafi logicznie myśleć i tylko dokłada nam roboty

– Mu najbardziej zależy na tym, żebyśmy to my ich znaleźli – Jugend spojrzał na Waffe.

– Dlaczego?

– Element psychologiczny. Dzięki temu będzie wiadome, że nikt nie wstawi się za nim, za Rzeszą. Może go to odwieźć od próby ucieczki – lotnik wzruszył ramionami.

Wehrmacht wtedy rozpoczął rozmowę z II Rzeczpospolitą, który odebrał telefon po kilku sygnałach.

– Mamy dobre wieści. Znaleźliśmy ich obozowisko. Gorsze wieści są takie, że ono od kilku dni stoi puste, co daje im kilka dni przewagi w drodze. Któryś z twoich dodatkowych ludzi ich wypłoszył, nie tak się umawialiśmy – ostatnie zdanie burknął mniej sympatycznym głosem.

Nie martw się, daleko nie uciekną. Wiedzą, że mają na karku pościg, zaczną popełniać błędy – mężczyzna po drugiej stronie słuchawki brzmiał na bardzo spokojnego i pewnego siebie. Wehrmacht przymrużył powieki.

W głębi lasu||CountryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz