Rozdział 5

345 28 11
                                    

Ogień tańczył nad pożeranymi przezeń kawałkami drewna niczym hiszpańska tancerka, która obcasami swoich bucików raz po raz stukała, tworząc tym samym odgłos strzelania.

Ciemna noc, tak jak jej przyrodnia siostra Kostucha, straszyła swą mroczną i tajemniczą sylwetką, wpatrując się miliardami oczu - gwiazd - w trójkę mężczyzn znajdujących się dookoła ogniska. Bujna wyobraźnia mogłaby dostrzec na niebie złowrogi, szczerzący się uśmiech księżyca, mający zwiastować coś niedobrego.

W ciszy nocy słyszalne były ciche oddechy śpiącej dwójki i jeden o nieco częstszym rytmie.
Rzesza wsłuchiwał się w otoczenie, rozpoznając, czy szelest nieopodal wywołany był wiatrem, małą myszką, czy może zgrają policji.

Podniósł wzrok w niebo, oceniając mniej więcej ile minęło już czasu. Wyczytał z tego tyle, że powinien wstać i zrobić ostatni obchód, zanim obudzi towarzyszy.

Odłożył na bok rzeźbionego w kawałku drewna orła, by po cichu wstać ze swojego miejsca i dołożyć paliwa niszczycielskiej sile, potocznie zwanej ogniem. Potem uzbrajając się w bagnet ruszył w las.

Miał swój własny styl badania otoczenia. Zaczynał od krążenia bardzo blisko obozowiska, stopniowo zwiększając zasięg swojego obchodu. Dzięki temu zmniejszał szansę na to, że mógłby coś pominąć.

Gdy odszedł wystarczająco daleko, zaczął wracać, znowu krążąc dookoła i zacieśniając okrąg. Ku swojej radości nie znalazł niczego niepokojącego. Zwykle była to najbardziej trzymająca w napięciu czynność, która mogłaby przesądzić o wszystkim. Mimo lat spędzonych w lesie i niezliczonych wart, jakie musiał trzymać, odczuwał lekkie napięcie na myśl, że musieliby przeprowadzić szybką ewakuację.

Dotarł wreszcie do dwójki. ZSRR już sam z siebie się obudził, więc siedział i wyczekująco spoglądał na Rzeszę. Ten natomiast podszedł do PRL-u i zaczął go lekko szturchać. Jak tylko go lekko rozbudził, cicho oznajmił, że czas się zbierać.

– Pamiętaj, żebyście zachowali ostrożność. Nawet w środku nocy ktoś może czuwać. Powodzenia – takimi słowami odprawił ich komunista. Polaczek jeszcze ledwo kontaktował z rzeczywistością, więc tylko z zaspanym wyrazem pokiwał głową i przeciągle ziewnął.

– Będziemy uważać. Do zobaczenia – w ten sposób mężczyzna zabrał ze sobą młodszego i zniknęli w zaroślach.

Przez pierwsze pół godziny drogi panowała między nimi cisza. Dopiero potem PRL się rozbudził i trochę ożywił, chociaż jeszcze mocniej niż zwykle podkrążone i przekrwione oczy, a także markotna mina sugerowały jasno, że jest niewyspany i rozdrażniony.

– Wiesz w jaki sposób odbywa się warta? – Rzesza zerknął na chłopaka. Tamten również obdarował go spojrzeniem, jednak teraz zdawał się wyglądać na bardziej markotnego.

– Nigdy tego nie robiłem. Skąd mam wiedzieć? – mężczyzna cicho westchnął, próbując zignorować jego nieprzyjemny ton.

– Przez około trzy godziny będziesz miał pod swoją pieczą całe obozowisko. Będziesz musiał nastawiać uszy na wszystkie nienaturalne dźwięki i rozróżniać rzeczywistość od fantazji wykreowanej przez twój umysł. Oprócz tego musisz pilnować ognia i najlepiej, gdybyś co jakiś czas robił obchód po okolicy – mniejszy zagryzł zęby.

– To jest niewykonalne. Szumi mi w uszach z niewyspania i ledwie widzę na oczy. Dlaczego komuch mi to robi? – mężczyzna nie wiedział co powiedzieć. Przeniósł wzrok przed siebie.

– Nie wiem. Nie było to dobre z jego strony, ale nie miałem za wiele do gadania. Raz jak się z nim pokłóciłem, to odwrócił się na pięcie i sobie poszedł, zostawiając mnie samego na noc, bez jego wsparcia w warcie. Widocznie chce, byś jak najszybciej się nauczył samodzielności w tych warunkach

W głębi lasu||CountryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz