Epilog

228 25 47
                                    

Była to całkiem gorąca jak na wiosnę sobota. Słońce bezkompromisowo lizało swoimi promieniami mieszkańców miasteczka, przyprawiając ich o krople potu na czołach.
Leniwe, wczesne popołudnie toczyło się powoli jak beczka po prostej drodze. Nie dziwota więc, że jeden z przydrożnych barów wprost pękał w szwach od mnogości klientów.

Drzwi wraz z oknami w barze były szeroko otwarte, bo wiszące pod sufitem wiatraki w żadnym stopniu nie spełniały swojej funkcji, a jedynie wprowadzały w ruch gorące powietrze. Za blatem baru krzątała się dwójka barmanów, próbujących nadążyć za składanymi zamówieniami.
Tuż nad ich głowami wisiał niewielki telewizor, który przez większość swojej żywotności głównie transmitował wydarzenia sportowe, ze szczególnym ukierunkowaniem na piłkę nożną. Tego dnia jednak, głównie ze względu na tak wczesną porę, zostały w nim puszczone wiadomości.

Niewielu skupiało swoją uwagę na rozgadanej dziennikarce. Już od kilku dni mówiono o tym samym, a zainteresowanie tematem zwyczajnie opadło.

Przypominamy, że ponad dwa tygodnie temu pojmany został najgroźniejszy przestępca naszego wieku, znany morderca, ksenofob i nazista, odpowiedzialny za wywołanie drugiej wojny światowej - Trzecia Rzesza. Po kilku dniach walki sąd najwyższy ogłosił wyrok, skazujący mężczyznę na kilkukrotne dożywocie. W dzisiejszym gościu wiadomości będziemy mieli przyjemność rozmawiać z człowiekiem, który nam najlepiej przybliży postać tego tyrana. Dzień dobry Niemcy... – w telewizorze rozpoczęła się rozmowa. Z wszystkich osób zebranych w barze już tylko jedna patrzyła w ekran odbiornika. Słysząc jednak te niesławne tytuły chłopak parsknął z poirytowaniem. Wypił do końca swoją lemoniadę i z cichym trzaskiem odstawił szklankę. Z kieszeni wyciągnął odpowiednią zapłatę, postawił obok szklanki i szybkim krokiem wyszedł z baru.

PRL miał naciągnięty na twarz kaptur. W mediach krążyły już różne historie, a on, mimo działań jego przyszywanego ojca, padał ofiarą dziennikarskiego żeru. Stąd też w miejscach publicznych starał się nie być zbyt widocznym.
Został uniewinniony. Sąd przyjął możliwą manipulację i uzasadniono jego czyny jako nieumyślne działanie. Chłopak wiedział jednak, że tak naprawdę jego niewinności dowiodła spora suma kasy. Mógł być o tyle wdzięczny, że II RP dotrzymał danego słowa.
Wcisnął ręce do kieszeni bluzy. Na tle umęczonego gorącem społeczeństwa wyglądał komicznie w swojej ciemnoszarej bluzie.

PRL zaczął powoli układać swoje życie. Zgodnie z tym, jak przewidywał Rzesza, Pola przyjęła chłopaka pod swój dach i się nim zaopiekowała. Dostał nawet pracę w sklepie, gdzie również pracowała kobieta, dzięki czemu mógł jej pomagać w prowadzeniu domu. Jego codzienne życie faktycznie trafiło na lepsze i prostsze tory.

Nie znaczyło to jednak, że całkowicie pozbył się swoich problemów. Często miewał gorsze dni, kiedy myślał o jednej rzeczy, a z kolei by uciec od tych myśli odruch kazał mu sięgać po butelkę. Czasem zdarzało mu się wypić, ale już teraz miał do siebie ogromny żal o to, że to robił. Bardzo się pilnował, chociażby ze względu na swoją matkę.
Rozważał też opcję pójścia do terapeuty.

Na codzień jego myśli wracały do jego prawdziwego ojca. Tęsknił za nim każdego dnia mocniej, ale z jakiegoś powodu nie miał odwagi do niego pójść i mu spojrzeć w oczy. Obawiał się, że nie znajdzie w nich tego samego człowieka, a świadomość, że to była jego wina, byłaby aż nazbyt nieznośna.
Wieczorami poruszał jego temat przy matce. Pola zawsze chętnie odpowiadała na jego pytania, ze smutkiem widząc, jak jego serce rozdziera się z tęsknoty. Wiedziała doskonale jak się czuł. Z tego powodu zdarzyło się i jej uronić łzy z powodu cierpienia jej syna. W tym wszystkim też była pod wrażeniem, jak bardzo chłopak się związał z mężczyzną i jak silną miłością go pokochał.
Jej najcichszym marzeniem było, żeby mogli się znów zjednoczyć.

Nogi PRL-u doprowadziły go pod całkiem mu znane blokowisko. Nie chciał tu przychodzić. Wspomnienia i ból przeszłości były zbyt mocne, a jednak zmusił się, by tutaj przyjść. "Jeśli chcesz ruszyć do przodu, musisz pozwolić odejść przeszłości" pomyślał, chcąc dodać sobie otuchy.
Podszedł pod klawiaturę i wystukał na niej doskonale mu znany kod. Mimo upływu lat, cały czas był taki sam.

Poszedł schodami na górę. Jego nogi się lekko trzęsły. Drapał nerwowo rękę, pokonując każdy stopień z coraz mniejszą pewnością siebie. Wnętrzności skręcały mu się boleśnie ze stresu, ale się nie zatrzymał. Wiedział, że jak teraz się odwróci, to już nigdy więcej tu nie przyjdzie.
Zatrzymał się dopiero pod odpowiednimi drzwiami.

Jak tylko zaczął się wahać, pod wpływem impulsu zapukał do drzwi. Nabrał drżący wdech i nasłuchiwał. Może z ulgą nie dosłyszał żadnego ruchu, myśląc, że nikogo w mieszkaniu nie ma.
Wtedy prawie podskoczył, jak niespodziewanie po korytarzu poniósł się zgrzyt zamka, a potem drzwi stanęły przed nim otworem.

Mężczyzna po drugiej stronie zastygł w sporym szoku. Z wszystkich osób PRL-u spodziewał się tutaj najmniej. Aż otworzył w niedowierzaniu usta i wpatrywał się w niego jak na kosmitę.
Nie było już odwrotu.

PRL zamrugał oczami i wziął kilka głębszych wdechów, próbując zignorować swoje rozszalałe do bólu serce.

– J-ja przyszedłem tu właściwie na chwilę... Nigdy nie miałem okazji więc... um... ja... no – spojrzał mu w oczy, miętoląc w rękach rękaw bluzy. – Przepraszam. Za wszystko. Byłem kretynem, wiem to, teraz wiem napewno, miałeś z tym wtedy rację i...

Wypuszczenie powietrza przez drugiego sprawiło, że zamilkł. Tamten tylko się szeroko uśmiechnął, by zaraz zamknąć go w uścisku. PRL-owi rozbłysły w oczach łzy, czując tak dobrze mu znany zapach. Po chwili sam objął go ramionami.

– Już dawno ci wybaczyłem, głupku. Tęskniłem – PRL zaczął cicho płakać w ramię swojego przyjaciela. Czechosłowacja w milczeniu zaczął go głaskać, pozwalając mu dać upust swoim emocjom. Sam przymknął powieki i oparł swoją brodę na głowie drugiego chłopaka. PRL wreszcie wrócił do domu.


Mijała kolejna noc w państwowym więzieniu o zaostrzonym rygorze. Księżyc już świecił wysoko na niebie, świadcząc o tym, że był aktualnie środek nocy.

Przez korytarze z cichym tupotem wędrowała bardzo wysoka i smukła postać, ubrana w strój strażnika. Więźniowie byli zbyt mocno pogrążeni we śnie, by zbudzić się i ją dojrzeć. Co niektóry nie spał, ale nie zwrócił większej uwagi na strażnika. Takich chodziło tam przecież mnóstwo.

Skręcił w jeden z bardziej odosobnionych korytarzy, gdzie znajdowały się cele szczególnych więźniów. Zatrzymał się przed ostatnią z nich.

Rzesza nauczony życiem w lesie miał bardzo czujny sen. Gdy tylko jego ucho wykryło podejrzany dźwięk, natychmiast się zbudził. Podniósł wzrok na stojącą przed nim postać. Zmarszczył brwi. Zastanawiał się, czy to, co widzi mu się śni, czy działo się to naprawdę.

Wyprostował się i usiadł na skraju pryczy. Potem wstał i podszedł do krat, stając przed mężczyzną. Tamten skinął mu głową i zasalutował. Dalej sięgnął do pęku kluczy.

– Czekałem na znak życia z twojej strony, Rzesza. Wszyscy czekaliśmy – odezwał się swoim spokojnym głosem, przekręcając po cichu klucz w zamku. Rzesza wtedy uśmiechnął się bardzo szeroko. Iskra ekscytacji błysnęła w jego oku, gdy drzwi stanęły przed nim otworem, a on opuścił swoją celę.

– Szczerze powiedziawszy byłem przekonany, że już was nie ma. Dziękuję, że byliście cierpliwi, Ahnenerbe

Koniec~?

W głębi lasu||CountryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz