Aportowali się w pobliżu magazynu. Już stąd widzieli skalę zniszczeń. Cała wschodnia część budynku przestała istnieć. Zostało po niej tylko parę cegieł. Podeszli bliżej i dopiero wtedy zobaczyli krzątających się tu i ówdzie czarodziejów. Nadal trwała akcja ratunkowa. Dostrzegli długie blond włosy i udali się w kierunku młodej kobiety.
- Generale Granger, Weasley. - skinęła im głową. - Zapewne chcecie dowiedzieć się, co się stało?
- Cześć Luna. - Ron miał nietęgą minę. - Tak, mamy przeprowadzić śledztwo.
- Nadal mamy dwóch ludzi pod gruzami w środkowej części, ale możecie zacząć od wschodniej. Tam i tak prawie nic nie zostało. - powiedziała spokojnie.
- Najpierw pomożemy wydobyć ludzi, potem zabierzemy się za śledztwo. - wtrąciła się Hermiona, podwijając rękawy. - Ron, widzisz tamtą belkę nośną? - wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku. - Musimy ją odsłonić spod gruzów i podnieść. Inaczej nie dostaniemy się niżej. Luna, jaki jest stan stropów? - zapytała rzeczowo, przyglądając się temu, co zostało z konstrukcji.
- Wytrzymają, sprawdzałam i wzmocniłam osobiście. - melodyjny głos Lovegood zupełnie nie pasował do powagi sytuacji. Ale po latach Hermiona już przywykła.
- Dobrze. Wolałabym, żeby reszta się nie zawaliła w trakcie odgruzowywania. - skrzywiła się.
Szybko wzięli się do pracy. Po jakimś czasie udało im się odsłonić belkę nośną na tyle, by móc ją unieść w powietrze i nie zasypać gruzem powstałej dziury. Porozumiewali się z Ronem prawie bez słów. Lata ciężkiej służby nauczyły ich jak współpracować. Belka była duża i ciężka, musieli włożyć dużo energii by ją unieść. W dodatku musieli robić to bardzo ostrożnie, ale w końcu się udało. Pozostali ratownicy od razu rzucili się wzmacniać gruzowisko, gdy tylko belka nośna znalazła się w powietrzu.
Po kolejnej godzinie udało im się dotrzeć do zasypanych. Hermiona przysiadła na kawałku żelbetowej kolumny, pozostałej po eksplozji. Twarz i szaty pokrywała jej gruba warstwa pyłu. Przetarła oczy ręką, ale niewiele to pomogło.
- Masz. - Ron podał jej bidon z wodą i usiadł obok. - Wygląda to gorzej, niż się spodziewałem.
- Ale poszło szybciej, niż zakładałam. - wykrzywiła usta. Dawno już przestała się uśmiechać. Nie było ku temu powodów.
- Jak tylko się stąd zabiorą, idę po Alana. - powiedział, zerkając w stronę ekipy ratunkowej.
- Ja zostanę i zabezpieczę teren. - odparła. Podniosła się ciężko i ruszyła na skraj magazynu, by nałożyć zaklęcia.
Pół godziny później usłyszała trzask aportacji i obróciła się. Obok Rona szedł nieznany jej mężczyzna. Wyglądał zaskakująco normalnie. Gdyby zobaczyła go na ulicy, absolutnie by go nie zapamiętała. Nie wyróżniał się spośród tłumu.
- Hermiono, to jest Alan Tarkin. Alanie, to Hermiona Granger. - przedstawił ich. Uścisnęli sobie dłonie.
- Wydział kryminalny? - przekrzywiła lekko głowę.
- Uznałem, że tam przydam się najbardziej. Śmierciożercy mają dużo na sumieniu, także pośród mugoli. W ten sposób mogę informować nasze Ministerstwo o każdej podejrzanej zbrodni. - wyjaśnił spokojnie.
- Rozumiem. W takim razie zaczynajmy. - ruszyła w kierunku wschodniej części budynku, Ron i Alan za nią.
Mężczyzna obszedł uważnie teren dookoła. Miał ze sobą masę różnych dziwnych narzędzi, jakichś skanerów. Nie przeszkadzali mu, oni szukali śladów magicznych. Po godzinie Ron ze złością kopnął leżący przed nim kamień.

CZYTASZ
Sabotaż - Dramione
Fanfiction"- Granger... - powtórzył Shacklebolt, poważnym tonem. - Dlaczego? Dlaczego ją zabiłaś? - zapytał, zbolałym głosem. Do Hermiony dopiero po chwili dotarły jego słowa, gdy ciężkie, miedziano-żelazne kajdany zatrzasnęły się wokół jej nadgarstków. - T...