Rozdział 10

546 34 2
                                    

Pomimo ich wspólnego ustalenia, że to był tylko seks i nic więcej oraz, że spokojnie mogą to powtórzyć, jakoś żadne z nich nie inicjowało kolejnego ruchu. Hermiona ciągle mentalnie ganiła się za ten czyn, Draco z kolei nie mógł zrozumieć, o co mu tak naprawdę chodziło.

Nie lubił jej. Denerwowała go. Ciągle na coś narzekała albo się wywyższała. Momentami znów czuł się jak w Hogwarcie, gdy na lekcjach cały czas zaznaczała swoją obecność. Jednocześnie nie mógł oderwać od niej oczu. Była tak prosto piękna. Bez żadnego makijażu czy innych eliksirów upiększających. W dodatku powalała na kolana intelektem. Czasem go to drażniło, szczególnie, gdy się wymądrzała, ale tak naprawdę już do tego przywykł. Cenił też sobie wieczorne rozmowy z nią - dziewczyna naprawdę potrafiła się wypowiedzieć na wiele różnych tematów.

Po kolejnych kilku dniach Malfoy nie wrócił na noc. Nie zmrużyła oka, a do głowy przychodziły jej najczarniejsze scenariusze. Gdy się w końcu pojawił nad ranem, nie wiedziała, czy bardziej chce rzucić mu się na szyję i go pocałować, czy jednak udusić. Tym razem nie był poturbowany, co przyjęła za dobry znak i powstrzymała się od morderstwa.

- Hej. - mruknął na powitanie i od razu skierował się do łazienki. Zatrzymała go w drzwiach.

- Hej? - popatrzyła na niego nieco skonsternowana. - Nie powiesz mi gdzie byłeś, co się z tobą działo?

- Musiałem coś załatwić. - odparł, próbując ją wyminąć.

- Co takiego? - nie dawała za wygraną.

- Po prostu... praca. - westchnął ciężko, ale widział, że Gryfonka nie podda się tak łatwo. - Niektórzy zauważyli, że ostatnio biorę mniej zleceń. Musiałem więc coś zrobić, żeby nie zaczęli mnie podejrzewać i śledzić. Jeśli ktoś by cię tutaj znalazł... - urwał, nie chcąc nawet myśleć o takiej ewentualności.

Zamilkła i spuściła wzrok. Odsunęła się od drzwi i wpuściła go do łazienki, a sama usiadła przy stole. Przecież i tak nie uda jej się zasnąć. Czarne myśli zasnuły jej świadomość. Draco miał rację. Zbyt długo tutaj siedziała bezczynnie, nie próbując nawet nic zrobić. Blondyn obiecał jej pomoc, ale jak miał to zrobić, nie mając żadnego tropu? Nadszedł czas, by wzięła sprawy w swoje ręce.

Korzystając z okazji, że chłopaka nie było w pomieszczeniu, wyczarowała patronusa i przekazała mu wiadomość. Liczyła, że odpowiedź nadejdzie, zanim Ślizgon wyjdzie z łazienki. Srebrny łabędź pojawił się na szczęście szybko.

- Na Merlina, jak dobrze, że nic ci nie jest! - zapiszczał przejętym głosem Cho. - Od razu wiedziałam, że jesteś niewinna i ruszyłam z własnym śledztwem. Jeśli możesz, spotkajmy się na Dworcu Kings Cross o siedemnastej. Będzie tam wtedy wystarczająco dużo mugoli, by móc porozmawiać. Będę czekać przy zachodnim wejściu. Nie odpowiadaj, jeśli się pojawisz. Im mniej będziemy miały kontaktu, tym lepiej. - łabędź zakończył i natychmiast rozpłynął się w powietrzu.

W idealnym momencie, bo dokładnie w tej samej chwili usłyszała, jak blondyn wyłącza wodę. Odrobinę nie było jej to na rękę, bo chciała się zastanowić, co mu powiedzieć, by ją stąd wypuścił. Nie miała jednak tej szansy.

Wszedł do pokoju, jak zwykle owinięty tylko ręcznikiem wokół bioder. Czy kiedyś znudzi jej się ten widok? Nawet mając tyle do przemyślenia, nie oparła się pokusie zerknięcia na niego.

- Muszę iść na Dworzec Kings Cross. - wypaliła nagle, zanim zdążyła ugryźć się w język.

- Słucham? - momentalnie obrócił się w jej stronę. Na jego twarzy ewidentnie malowało się zaskoczenie i jakby... złość? - Mowy nie ma. To niebezpieczne! - skrzyżował ręce, na nagich piersiach.

Sabotaż - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz