Cho była w trakcie swojej porannej medytacji, kiedy pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Naciągnęła na ramiona gruby szlafrok, przeczesała palcami krótkie włosy i poszła otworzyć. Po drodze odpaliła jeszcze papierosa.
- Ron? - zdziwiła się, wydychając dużą chmurę dymu. - Co ty tu robisz?
- Hej, mogę wejść? - uśmiechnął się krzywo.
Przepuściła go w progu, lustrując go wzrokiem.
- Dlaczego jesteś we krwi? - zapytała ostrożnie.
- Co? - spojrzał na swoje spodnie. Dopiero teraz przypomniał sobie, że przecież wytarł o nie ręce ubrudzone posoką Malfoya. - A, to. - machnął lekceważąco ręką. - To nie krew. Buraczki. - wyszczerzył zęby.
Popatrzyła na niego krytycznie, ale tego nie skomentowała.
- Napijesz się czegoś? Właśnie miałam robić kawę.
- Może za chwilę. Posłuchaj Cho... - podrapał się zmieszany po policzku. - Wiem, że widziałaś się z Hermioną. - dziewczyna zesztywniała, zamierając z papierosem w dłoni. Popiół spadł na gruby dywan, ale wydawała się tego nie zauważyć. - Nie przyszedłem tutaj jako auror! - dodał szybko, widząc jej reakcję. - Potrzebuję jakiejś informacji. Czegoś, co pomoże mi ją wyciągnąć z aresztu.
- Złapaliście ją? - wydusiła z siebie. - Dlaczego? Przecież ona jest niewinna! Ktoś ją wrabia!
- Wiem, wiem. - podniósł dłonie do góry, w uspokajającym geście. - Ale zgłoszenie poszło od góry, nie mogliśmy nic zrobić. - skrzywił się brzydko, uwydatniając tym swoją bliznę. - Pomożesz mi? - popatrzył na nią błagalnie.
- To nie jest żadna gierka, Weasley? - zaciągnęła się mocno, przypominając sobie o papierosie. - Za drzwiami nie stoi was więcej, żeby mnie aresztować za kolaborację ze ściganą? - zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Nie, przysięgam ci, że jestem tutaj sam. Naprawdę chcę jej pomóc. - na jego twarzy malowała się absolutna desperacja.
Dziewczyna przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, po czym nieco się rozluźniła. Usiadła na kanapie i gestem wskazała mu fotel. Rozsiadł się wygodnie, mając za sobą wyjątkowo ciężką noc.
- Wiesz, może jednak ta kawa to nie taki głupi pomysł. - odezwał się, walcząc z potężnym ziewnięciem.
- Zaraz przyniosę. - machnęła różdżką w stronę kuchni, by wstawić czajnik.
Wzrok Rona automatycznie powędrował do jej dłoni, na której widniała drobna ranka.
- Nadal się nie goi? - zagadnął, głową wskazując jej rękę.
- I tak jest już lepiej. - skrzywiła się. - Ten eliksir był jakiś wyjątkowo paskudny.
- Magiczne poparzenia potrafią być upierdliwe. - zgodził się. - A więc... Możesz mi coś powiedzieć na temat waszego spotkania z Hermioną?
- Niewiele tego jest. - popatrzyła na niego przepraszającym wzrokiem. - Przez kilka tygodni była cisza, a potem nagle przysłała mi patronusa z prośbą o spotkanie. Nie powiedziała ci nic? - nuta podejrzliwości zabrzmiała w jej głosie.
- Nie byliśmy sami, jest pilnowana przez trzech aurorów. - zełgał gładko. Przecież nie powie jej, że niemal ich pobił, by móc porozmawiać z Hermioną na osobności. Tym bardziej, że to wcale nie ona wspomniała o spotkaniu z Krukonką. - Dlatego nie znam żadnych szczegółów, a naprawdę mogą mi się przydać.
- Rozumiem. Poczekaj, pójdę po kawę. - wstała z fotela, a Ron miał okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wstał i niespiesznie zaczął oglądać grube woluminy zgromadzone na półce. Szczególnie jeden przykuł jego wzrok. Był nieco wybrzuszony, tak jakby ktoś włożył w niego jakiś patyk. Albo różdżkę...
CZYTASZ
Sabotaż - Dramione
Fanfiction"- Granger... - powtórzył Shacklebolt, poważnym tonem. - Dlaczego? Dlaczego ją zabiłaś? - zapytał, zbolałym głosem. Do Hermiony dopiero po chwili dotarły jego słowa, gdy ciężkie, miedziano-żelazne kajdany zatrzasnęły się wokół jej nadgarstków. - T...