Hermiona obudziła się lekko odrętwiała. Od podłogi ciągnęło chłodem i nawet gruby materac nie był dostateczną izolacją. Przeciągnęła się i zauważyła, że Malfoy'a nie ma w łóżku. Zdziwiło ją to, bo gotowa była przysiąc, że ledwie kilka chwil temu oberwała w czoło jego dłonią, która bezwładnie na nią opadła. Musiało być więc później niż zakładała, ale nie była w stanie określić godziny. Nie miała zegarka ani różdżki.
Rozejrzała się po pokoju, ale nie dostrzegła niczego, co pomogłoby jej w określeniu pory dnia. Odrobinę zmartwiła ją nieobecność blondyna. Co, jeśli planował ją wydać? Co, jeśli właśnie w tej chwili zmierza tutaj oddział aurorów, by ją pojmać?
Pokręciła mocno głową i wstała. To niemożliwe. Może mu nie ufała, ale nie widziała żadnego sensu w wydaniu jej skoro gościł ją tej nocy. Poszła do łazienki i wzięła długi prysznic, starając się nie myśleć o niczym. Było to trudniejsze, niż sądziła, toteż zabrała się za sprzątanie. Chociaż w ten sposób mu się odpłaci.
Pozmywała naczynia po wczorajszej kolacji i wytarła kurze wszędzie tam, gdzie udało jej się dosięgnąć bez magii. Czas mijał, a Malfoy'a jak nie było, tak nie było. Zaczęło ją to coraz bardziej niepokoić. Dokładnie więc przejrzała wszystkie książki zgromadzone na półkach, ale nic nie przykuło jej uwagi na tyle, by nie myślała, że ją zdardził.
- Chrzanić to. - mruknęła do siebie. Zebrała swoje rzeczy i już była gotowa do wyjścia, kiedy usłyszała jakiś szmer za drzwiami.
Zamarła, zapominając nawet o oddychaniu i jedynie nasłuchiwała. Ktoś ewidentnie znajdował się w tunelu, bowiem słyszała szuranie butów i ciężki oddech. Dobyła noża, który zdążyła ukryć w rękawie. Nie miała szans, jeśli to byli aurorzy, ale nie zamierzała poddać się bez walki.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a blondyn dosłownie wpadł do środka, bezwładnie lądując na podłodze. Przetoczył się na bok i kopniakiem zamknął drzwi, rzucając na nie jeszcze zaklęcia ochronne.
- Malfoy, kurwa co... - warknęła, ale nie dokończyła. Blade światło świec padło na jego twarz. - Malfoy! - wrzasnęła i biegiem do niego doskoczyła.
Ktoś solidnie go sponiewierał. Z nosa lała się krew, zalewając mu usta i plamiąc wszystko wokół. Jedno oko było tak spuchnięte, że stawiała dziesięć galeonów, że nic na nie już nie widzi.
- Nie odchylaj głowy do tyłu. - poleciła, pomagając mu usiąść. - Masz jakieś eliksiry?
- Dam sobie radę. - wymamrotał, przecierając usta rękawem.
- Właśnie widzę. - warknęła. - Masz siłę rzucić zaklęcie hamujące krwawienie?
- A jest takie? - spojrzał na nią jednym okiem.
- Daj mi różdżkę. - sięgnęła po jego magiczny atrybut, ale cofnął dłoń. - Przecież nie zrobię ci krzywdy! - zapiekliła się.
- Granger, ani ja nie ufam tobie, ani ty mi. Nie ma mowy, że dam ci różdżkę. Nie jestem idiotą. - rzucił wściekle. Wstał, wspierając się na ścianie i podszedł do szafek, szukając jakiejś ścierki lub czegokolwiek, żeby móc zatrzymać krew.
- Jeśli mi jej nie dasz, możesz stracić wzrok. - odparła pewnym tonem. - Ta opuchlizna wygląda groźnie.
- No trudno. - wzruszył ramionami, ale syknął z bólu. - Przynajmniej nie będę cię musiał oglądać. - złapał się za bok.
- Wal się, Malfoy. Ty też nie jesteś greckim bogiem. - warknęła, ale nie dała rady włożyć w to zbyt dużo złości, wyraźnie widząc, że ma połamane żebra.

CZYTASZ
Sabotaż - Dramione
Fiksi Penggemar"- Granger... - powtórzył Shacklebolt, poważnym tonem. - Dlaczego? Dlaczego ją zabiłaś? - zapytał, zbolałym głosem. Do Hermiony dopiero po chwili dotarły jego słowa, gdy ciężkie, miedziano-żelazne kajdany zatrzasnęły się wokół jej nadgarstków. - T...