Pół godziny wcześniej
Hermiona siedziała na niewygodnej pryczy w swojej zimnej celi. Podkurczyła nogi i objęła je ciasno rękami, a czołem oparła się o kolana. W głowie szumiało jej z nadmiaru emocji i stresu. Ktoś próbował ją wrobić w straszne zbrodnie, a ona nie miała żadnej linii obrony. Wiedziała, że Harry i Ron nie są głupi. Jeśli tylko coś było do odkrycia, to na pewno to znajdą. Problem polegał na tym, że może nie być niczego, żadnego śladu. Jeżeli ktoś odważył się ją wplątać w morderstwo, pod samym nosem ich i Shacklebolta, to na pewno zadbał o najdrobniejsze detale.
Wściekłość i niemoc na zmianę się w niej przeplatały. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli stanie przed Wizengamotem to nie ma żadnych szans. Nie teraz. Zbyt mało było czasu, by zebrać jakiekolwiek dowody na jej niewinność. Miała cichą nadzieję, że Ron, który słynął ze swojego ognistego temperamentu, jakoś ją stąd wyciągnie. Nawet nielegalnie, ale wyciągnie. Wierzyła w to, albo raczej chciała wierzyć, że to zrobi. On przecież doskonale wiedział, że potrzebują czasu.
Strasznie bolało ją, że Zakon tak łatwo w nią zwątpił. Wyrzucili ją, choć nawet nie doszło jeszcze do żadnego procesu. To było nie w porządku. Miała do nich pełne zaufanie, które teraz zostało brutalnie złamane. Niczym wielka rysa na krystalicznym lustrze. Ogromnie się na nich zawiodła. Nigdy by nie przypuszczała, że osoby, które śmiało nazywała rodziną z wyboru, tak ją potraktują.
Owszem, czasami się z nimi nie zgadzała. Uważała, że ta wojna jest zupełnie niepotrzebna. Do cholery, przecież Voldemorta już nawet nie było! Nie tylko Zakon ponosił duże straty. Śmierciożercy również boleśnie odczuwali każdą misję. A na tym wszystkim cierpieli cywile.
Hogwart nie funkcjonował. Niby Ministerstwo starało się go odbudować, ale ciągle brakowało środków. Dzieci czarodziejów wysyłane więc były za granicę, głównie do Francji i Skandynawii. Było to ogromnie niekomfortowe, kosztowne i całkowicie bez sensu. Hermiona wielokrotnie oponowała, gdy kolejny raz budżet na odbudowę Zamku był zmniejszany.
Biedniejszych rodzin często nie było stać na kosztowne wyprawki w zagranicznych szkołach magii i czarodziejstwa. Mugolskie dzieci praktycznie przestawały przystępować do nauki, a ich moc była blokowana. Hermiona to rozumiała. Dla jej rodziców ogromnym szokiem było, gdy dowiedzieli się, że ich córka jest czarownicą. Ale mieli pieniądze, by posłać ją do szkoły. Poza tym Hogwart znajdował się na terenie kraju. Mugole rzadko decydowali się na posłanie dzieci za granicę i nikt nie mógł ich za to winić.
Z zamyślenia wyrwał ją zgrzyt w drzwiach. Wyraźnie słyszała, że zamki zostały otwarte, jednak nikt nie wszedł do środka. Odczekała chwilę, ale w końcu zdecydowała się do nich podejść. Delikatnie pchnęła drzwi, tak by się lekko uchyliły. Wyjrzała i nie zobaczyła nikogo na zewnątrz. Nawet straży...
- Ron, ty pieprzony sukinsynu... - szepnęła, uśmiechając się pod nosem. - Wiedziałam, że mnie stąd wyciągniesz.
Ostrożnie otworzyła drzwi nieco szerzej i wymknęła się ze swojej celi. Doskonale znała rozkład pomieszczeń i wiedziała, w którą stronę ma iść. Bywała często w aurorskim areszcie, ale jeszcze nigdy jako więzień. Przyspieszyła kroku, bojąc się, że ktoś może ją zauważyć. Wtedy na pewno by się nie wytłumaczyła. W oddali na podłodze dostrzegła kształt, który tak doskonale znała. Jej różdżka. Podbiegła do niej, a gdy tylko chwyciła w palce swój magiczny atrybut, poczuła znajome uderzenie mocy.
- Ja też tęskniłam. - uśmiechnęła się do kawałka drewna, kurczowo zaciśniętego w jej dłoni.
Nie tracąc czasu przebiegła w kierunku kolejnego korytarza, jednak gdy tylko wychyliła się zza rogu stanęła, jak spetryfikowana. Na podłodze leżał młody auror, ten sam, którego znała ze spotkań Zakonu Feniksa. Niepewnie podeszła bliżej, choć dostała gęsiej skórki. Dopiero teraz zobaczyła, że mężczyzna miał podcięte gardło, z precyzją godną magochirurga. Zaklęła w duchu. Co tu się, kurwa stało?!
CZYTASZ
Sabotaż - Dramione
أدب الهواة"- Granger... - powtórzył Shacklebolt, poważnym tonem. - Dlaczego? Dlaczego ją zabiłaś? - zapytał, zbolałym głosem. Do Hermiony dopiero po chwili dotarły jego słowa, gdy ciężkie, miedziano-żelazne kajdany zatrzasnęły się wokół jej nadgarstków. - T...