Rozdział 6

523 40 10
                                    

Zwolniła tempo dopiero kilka przecznic dalej. Nikt jej nie ścigał, ale to poprawiało jej sytuację tylko nieznacznie. Nie mając różdżki nie mogła się nigdzie aportować. Nie mogła się bronić. Jej magia bezróżdżkowa nie była na tyle mocna, by była w stanie rzucić jakieś bardziej skomplikowane zaklęcie.

Nie mogła polegać na swojej magii, ale przecież wiedziała jak używać mugolskiej broni. Z lekkim smutkiem pomyślała o swoich ukochanych nożach, które leżały teraz zapewne w Biurze Aurorów. Szybko podjęła decyzję, że musi sprawić sobie nowe.

Rozejrzała się po okolicy, co chwilę skręcając w inną uliczkę. W razie gdyby miała ogon, chciała go jak najszybciej zgubić. Szczęście jej dopisało, bo za kolejnym zakrętem dostrzegła szyld sklepu myśliwskiego.

Confundus rzucony bezróżdżkowo nie był zbyt mocnym zaklęciem, ale na mugola zadziałał. Źle się czuła okradając ludzi, ale musiała jakoś przetrwać. Przeliczyła zdobyte pieniądze. Nie było tego wiele, ale miała nadzieję, że wystarczy na jakiś porządny nóż do oprawiania skór.

Pewnym krokiem weszła do sklepu i od razu skierowała się w stronę działu z nożami. Mugol siedzący za kasą spojrzał na nią z politowaniem. Musiała wyglądać koszmarnie, z czego dopiero teraz zdała sobie sprawę.

Była przemoczona aż do kolan, a gruba warstwa czerwonego pyłu ceglanego osiadła jej na włosach i swetrze. Skręciła w jakąś alejkę i dyskretnie się otrzepała. Jeśli wystarczy jej pieniędzy, to kupi sobie jakąś kurtkę.

W dziale z nożami nie było zbyt wielkiego wyboru. Wzięła kilka do ręki, ale żaden nie leżał tak, jak powinien.

- Pani ten spróbuje. - odezwał się sprzedawca, pojawiając się na końcu alejki. Musiał ją obserwować. Wskazywał na krótki, niewielki nóż.

- Ma plastikową rękojeść. - skrzywiła się.

- Ale jest lekki i wytrzymały. - zapewnił.

Przymierzyła go do dłoni. Cóż, może nie był to szczyt jej marzeń, ale faktycznie niewiele ważył.

- Zmieści się do buta. - mruknął mugol, spoglądając na jej aurorskie trapery.

- Dzięki. - skinęła mu głową. - A coś większego się znajdzie?

- Może tamten? - podszedł bliżej i zdjął z półki broń. Ostrze miało kilkanaście centymetrów długości i obawiała się, że będzie za długi. - Dwadzieścia dwa i pół centymetra wraz rękojeścią. Drewnianą. - dodał.

Popatrzyła na niego lekko zdziwiona. Dokładnie takiej długości szukała. Idealnie zmieściłby się w rękawie bez obawy, że zrobi sobie nim krzywdę.

- Skąd... - zaczęła cicho, odbierając od niego broń.

- Od razu widać, że pani wie, czego szuka. - wzruszył ramionami. - I jak tego używać. - skinął jej głową i odszedł do kasy.

Popatrzyła na cenę i uśmiechnęła się pod nosem. Wystarczy jeszcze na jakąś kurtkę.

***

Może to nie była jej ukochana aurorska kurtka ze smoczej skóry, ani nawet długi płaszcz z ochraniaczami z pancerza buchorożca, ale nadawała się. Było jej ciepło. To znaczy w miarę. Nie udało jej się do końca wysuszyć butów, jednak to i tak stanowiło pewien sukces. Nie miała przecież różdżki.

Wiedziała, że nie może bez końca włóczyć się po ulicach Londynu. W końcu Minister Magii skontaktuje się z mugolskim premierem. A wtedy policja również zacznie jej szukać. Musiała zniknąć, a wiedziała, że najprościej jest to zrobić udając się do jakiejś szemranej dzielnicy.

Sabotaż - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz