Uwaga, rozdział 18+ ;)
M.***
Po tygodniu miała już serdecznie dość Malfoya. Był irytujący, ciągle zadawał jej jakieś pytania, próbując wyciągnąć z niej informacje o Zakonie. Wiedziała, że robi to, by jej pomóc, ale nie mogła podzielić się z nim wszystkim. Z taką wiedzą mógłby poważnie zaszkodzić Zakonowi, nawet gdyby udało się uniewinnić ich oboje.
W dodatku nie zmywał po sobie naczyń. Wszystko zostawiał na stole, aż resztki jedzenia zasychały na talerzach. Później musiała drapać to paznokciami, bo przecież nie miała różdżki. W łazience też miał zwyczaj rzucania swojej bielizny tuż koło prysznica, co doprowadzało ją do furii.
Było jej głupio zwracać mu na to uwagę, w końcu przecież była tutaj tylko gościem. Nie chciała wyjść na niewdzięczną. Choć miał w tym swój interes, to jednak jej pomagał. Bez niego zapewne zginęłaby już pierwszej nocy z rąk tamtych trzech typów. Uratował jej życie i narażał przy tym swoje, ale na Merlina! Jak on ją wkurzał!
- Dobry wieczór! Wróciłem! Ah, co moja kochana współlokatorka przyrządziła mi na kolację? - usłyszała już od progu.
- Nie wkurwiaj mnie. - warknęła, pochylona nad niewielkim zlewem, próbując odedrzeć od talerzy resztki wczorajszego posiłku.
- Oho, widzę waleczna lwica nie w humorze. - mruknął.
- Za to ty w wyśmienitym. - rzuciła gąbkę do zlewu, rozchlapując przy tym trochę wody.
- A tak. - wyszczerzył się do niej, siadając przy stole i zakładając na niego nogi.
- Gdzie z tymi buciorami?! Wiesz, ile musiałam sprzątać po tych twoich pulpetach?! - wrzasnęła, siłą zrzucając jego nogi z blatu.
- Na Salazara, Granger! - obruszył się, bo na moment stracił równowagę i już oczami wyobraźni widział, jak ląduje na podłodze razem z krzesłem. - Co w ciebie wstąpiło? Przecież okres ci się już skończył. - popatrzył na nią podejrzliwie.
- A ty skąd niby to wiesz, co?! - obdarzyła go wzrokiem, którego nie powstydziłby się nawet bazyliszek.
- Bo wysłałaś mnie po tampony. - założył ręce na piersiach. - Nie pamiętasz?
- Ja... - na chwilę zgubiła wątek. Faktycznie tak było, tydzień wcześniej zmuszona była prosić go o zakup środków higienicznych. Kompletnie wyleciało jej to z głowy. - Przepraszam. - wymamrotała, opadając na krzesło obok. - To przez ten stres, hormony i to, że trzymasz mnie tu w zamknięciu. - skrzywiła się.
- Dla twojego własnego dobra. - niemal wpadł jej w słowo. - A skoro już o tym mowa. - wyszczerzył się i pochylił w jej stronę. - Teraz oferują za ciebie potrójną stawkę.
- I to niby dobrze? - spojrzała na niego nieprzekonana. - Przecież to oznacza, że kimkolwiek jest ta kobieta, chce mnie dopaść za wszelką cenę.
- Owszem. - zgodził się. - Ale w moim świecie znaczy to też, że nikt nie ma na nas absolutnie żadnego tropu. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując jej swoje śnieżnobiałe zęby w pełnej krasie. - Jeśli potroiła nagrodę, to musi być bardzo zdesperowana, żeby cię dopaść.
- Wiesz Malfoy, gówniane te twoje pocieszenia. I naprawdę nie rozumiem, z czego się tak cieszysz. - skrzywiła się. - Przecież nie mogę tutaj siedzieć całe życie, w dodatku ty ciągle gdzieś wychodzisz. A co, jeśli ktoś postanowi cię śledzić? Albo porwać? Albo zabić? - wymieniła, niemal jednym tchem.
- Granger. - uśmiechnął się uwodzicielsko. - Czy ty się o mnie martwisz?
- Nie wytrzymam z nim. - warknęła pod nosem i zerwała się z krzesła, by dokończyć zmywanie.

CZYTASZ
Sabotaż - Dramione
Fanfiction"- Granger... - powtórzył Shacklebolt, poważnym tonem. - Dlaczego? Dlaczego ją zabiłaś? - zapytał, zbolałym głosem. Do Hermiony dopiero po chwili dotarły jego słowa, gdy ciężkie, miedziano-żelazne kajdany zatrzasnęły się wokół jej nadgarstków. - T...