7.

1.1K 89 33
                                    

!Uwaga!

Poniższy tekst zawiera wulgarne słowa

Policjant wyszedł z Burgershota. W samą porę, jak się okazało. Szaro włosy mężczyzna już miał się zabierać za wytrychowanie jego Emerusa. Podszedł do młodszego mężczyzny i głośno odchrząknął. Erwin, słysząc go, uśmiechnął się tylko chytrze i odsunął się od drzwi kierowcy. 

– Naprawdę tak ciężko wytrzymać minutę? – powiedział, otwierając samochód. 

– Minuta to strasznieeee długo. – mruknął Knuckles, wciąż się uśmiechając. 

Gregory spojrzał na pastora, podnosząc jedną brew w górę. 

– Nie przesadzaj. 

Wszedł do samochodu, siadając na miejscu kierowcy. Zapiął swój pas, ale nim odpalił silnik, popatrzał znacząco na Erwina, gdy ten usadowił się jako pasażer. Młodszy odwzajemnił jego wzrok. 

– No co? – spytał po chwili ciszy. 

– Pasy. 

– Japierdole! – syknął szaro włosy. Przewrócił oczami, biorąc materiał do ręki i przełożył go przez swoją klatkę piersiową. 

– Zapnij. 

– Dusi mnie! – żachnął się młodszy. 

– Wytrzymasz te kilka mil. 

Erwin westchnął mentalnie. Niech mu będzie. Zapiął pas z charakterystycznym kliknięciem. Dopiero po tej czynności Gregory odpalił silnik pojazdu i wyjechał z parkingu. 

– Co ci tak zależy na tych pasach? – spytał pastor. 

– Jestem policjantem, a poza tym mam się tobą opiekować. – mruknął Gregory, nie spuszczając wzroku z jezdni. 

– Opiekować się, a nie być nadopiekuńczy. Przypominam ci, że nie jesteś moim ojcem. 

– Carbonara powiedział, że jak ci włos z głowy spadnie, to mnie zajebie. – powiedział kierowca.

Erwin wyrwał sobie jednego szarego włosa i upuścił go tuż przed twarzą policjanta. 

– Ojej... – powiedział nad wyraz wysokim głosem – Co my teraz zrobimy? 

Gregory spojrzał na niego spod byka, na sekundę odwracając wzrok od ulicy. To nie jest śmieszne. 

Erwin prychnął. 

– Carbo to se może. Póki mu nie pozwolę, to nic ci nie zrobi. – mruknął młodszy pewnym głosem. Gregory jakoś nie wierzył Erwinowi. Pamiętał kiedyś sytuację, gdy Nicollo wpadł w szał na szpitalu i nawet Erwinowi było go ciężko uspokoić.

– Nie chciałbym, żebyś wypadł mi przez przednią szybę, gdybym musiał mocniej zahamować. 

– Jeżdżę Ferrari, które nie ma dachu i jest dużo szybsze niż to coś. – wskazał na samochód, w którym aktualnie się znajdowali – Pasy ubieram, jak jadę 200 na godzinę. 

Gregory westchnął, słysząc, z jaką prędkością Erwin potrafi jeździć. Gdyby się rozbił przy takiej prędkości, to nic by pewnie z niego nie zostało. Sprawia zagrożenie nie tylko dla siebie, ale też dla innych. 

– Nie boisz się, że zginiesz? Że jakiś samochód ci wyskoczy? Jakaś dziura cię podbije? Że zabijesz kogoś innego? 

– Nie. – odpowiedział od razu, bez żadnego zawahania się.

Gregory tylko zamrugał kilka razy. On serio sobie kiedyś zrobi krzywdę przez taką jazdę. Kontynuowali jazdę w ciszy, przy okazji stosując się do każdego ograniczenia na drodze. Z czasem po ich lewej stronie można było dostrzec zielony dach. Zbliżali się już do zakonu. 

Deal || Morwin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz