14.

404 45 25
                                    

!Uwaga!
Poniższy tekst zawiera wulgarne słowa

Zajechali na umówione miejsce. Stację benzynową na dużym placu w Paleto Bay. Erwin rozejrzał się dokładnie. Stało tu kilka samochodów i ciężarówek. Jedne zaparkowane na uboczu, prawdopodobnie zatankowane i gotowe do dalszej trasy, a inne dalej czekające w kolejce do napełnienia baku.

Nigdzie jednak nie widział dwójki przyjaciół. Wyciągnął więc telefon i wybrał numer Alberta. Cierpliwie czekał, słuchając każdego sygnału, licząc, że po którymś ktoś w końcu odbierze. Rozłączył się niemal od razu, gdy usłyszał powiadomienie o poczcie głosowej. Powtórzył ten sam manewr w przypadku Vasqueza. Efekt końcowy był ten sam.

– Po prostu pięknie! – rzucił przez zęby.

Gregory, widząc gniewnie ściągnięte brwi na twarzy pastora, sam zaczął się rozglądać. Spojrzał w stronę warsztatu, przy którym stało kilka sportowych samochodów. Była tam również grupka ludzi. Oczywiście zamaskowana.

– Sprawdź warsztat. – polecił mu Gregory.

– Dlaczego akurat ja?

– Bo to twoi ludzie. A po drugie jak ja pójdę to zaraz znajdą pretekst do kłopotów. A przypomnę ci, że nie mamy na to czasu.

Erwin przewrócił oczami, chwytając za klamkę.

– A ty co w tym czasie zrobisz? – spytał, zanim otworzył drzwi.

– Zaparkuję i sobie odpocznę. – uśmiechnął się do niego.

– Zatankuj w tym czasie. – Erwin obdarzył go tym jednym z jego wielu niezadowolonych spojrzeń, po czym wysiadł zirytowany.

– Nie tak szybko! – Gregory go zatrzymał – Chyba się zapomniałeś.

– Co? – Szaro włosy uniósł brew, nie rozumiejąc.

Montanha wystawił dłoń, wykonując przy okazji gest palcami.

– Kasa na paliwo.

Erwin się zaśmiał.

– Chyba sobie żarty robisz. To twój samochód.

– A ty powiedziałeś, że zatankujesz.

– Nie przypominam sobie. – pastor założył ręce.

– No trudno. To najwyżej zatrzymamy się w połowie autostrady i będziemy czekać na dobrego samarytanina, który akurat będzie miał kanister.

Knuckles zirytowany przewrócił oczami. Po chwili walki na spojrzenia wyciągnął z kieszeni portfel. Rzucił na fotel pasażera dwieście dolarów, trzaskając krótko po tym drzwiami.

– Wypchaj się! – były ostatnimi słowami, które szatyn usłyszał, nim pastor udał się w stronę warsztatu.

Gregory uśmiechnął się, zgarniając pieniądze. Cóż za wspaniałomyślny człowiek! Obejrzał dokładnie banknoty, chcąc mieć pewność, że nie są to pieniądze pochodzące z nielegalnych źródeł. Jako policjant mógłby mieć spory problem, płacąc oznakowaną gotówką. Przy Erwinie nie ciężko było znaleźć tego typu rzeczy, więc musiał być ostrożny. Całe szczęście tym razem była to legalna gotówka. Włączył ponownie silnik i podjechał pod stację, ustawiając się za innym samochodem w kolejce.

Deal || Morwin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz