11.

898 54 32
                                    

!Uwaga!
Poniższy tekst zawiera sceny przemocy oraz wulgarne słowa

Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, malując niebo ciepłym złotem i szkarłatem. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Kolejny letni dzień dobiegał końca. Ludzie odpoczywali w rozmaity sposób. Zajmowali się swoimi przydomowymi ogródkami, pielęgnując je i dbając, by wyglądały jak najlepiej. W końcu sąsiedzi od zawsze konkurowali ze sobą we wszystkim. Jakby wygląd domu należał do jakiegoś międzynarodowego konkursu. Byli też jednak ci, którzy w gorące dni woleli odpocząć. Wylegiwali się na hamakach, leżakach i kocach na swoich podwórkach czy działkach. Wyprawiali grille, zwołując przy tym całą rodzinę czy urządzali huczne imprezy trwające nawet po kilka dni.

Wyjątku nie stanowiła para nastoletnich chłopców. 

Brak szkoły oznaczał więcej godzin w ciągu dnia, które w jakiś sposób muszą sobie zagospodarować. I choć wcale za szkołą aż tak nie przepadali, to woleli ją, niż czas, który muszą spędzić ze swoją rodziną w domu. Nie mieli bowiem książkowej rodziny z pierwszej okładki jak każdy inny dzieciak na przedmieściach Denver. Spędzali większość czasu poza domem, chcąc uniknąć osób, które z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu mimo krzywd, jakie im wyrządziły, musieli nazywać rodziną. 

Tego wieczoru nie było inaczej. Po upalnym, jak na te tereny dniu postanowili poszukać wrażeń w nieco mroczniejszych terenach. Przynajmniej jeden z nich. Drugi nie był aż tak przekonany do tego pomysłu, ale nie chciał być uznany jako słaby i strachliwy. 

– No co ty boisz się? – chłopak odwrócił się w stronę swojego towarzysza. 

Ale nie był to powód, dla którego ludzie uważają go za nawiedzony. Kilku świadków zarzeka się, że słyszeli ze środka krzyki rozpaczy i bólu błagające o pomoc. Chodzą słuchy, że dusze zmarłych wciąż krążą po terenie magazynu i wołają w rozpaczy o sprawiedliwość. Co prawda nikt nigdy nie udokumentował, żadnego krzyku z tamtego miejsca, ale ludzie potrafią uwierzyć we wszystko. 

– Ja? Chyba śnisz! – powiedział Latynos, zgarniając z czoła burzę czarnych kosmyków. Próbował brzmieć na pewnego siebie, ale jego towarzysz znał go na tyle długo, że znał prawdę. 

Gdy w końcu słońce się chowało, a temperatura spadała, dwójka przyjaciół miała więcej energii do psocenia. Co prawda odwiedzenie nawiedzonego magazynu chodziło im po głowie od kilku dni, ale decyzję o zobaczeniu co skrywa budynek, podjęli dopiero uprzedniego dnia. 

Był to bowiem magazyn firmy, która zajmowała się wszystkim, co związane z technologią. Wiązkami elektrycznymi, przewodami, różnego rodzaju urządzeniami a z czasem i nawet podzespołami komputerowymi. Na to właśnie liczyli. Jako nastolatkowie niemający najlepszej sytuacji życiowej musieli w jakiś sposób zdobyć sprzęt i nie odstawać zbytnio w trendach. Dorywcze prace co prawda dawały mały zastrzyk gotówki, ale choćby zbierali kilka miesięcy i tak by to za wiele nie dało. Nikt zresztą nie traktował dwóch nastolatków poważnie. A już zwłaszcza z plotkami ciążącymi na ich barkach. Prawdziwymi czy nie. Zazwyczaj kończyło się na kilku dolarach, które prędzej czy później i tak musieli wydać. Po pewnym czasie stwierdzili, że muszą opracować inny plan, by zdobyć te podzespoły. W legalny sposób czy nie. 

– No dawaj. Gadaliśmy o tym wczoraj i jakoś byłeś bardziej chętny niż teraz.

– Jest tu trochę straszniej niż za dnia.  – zauważył Latynos – Poza tym wiesz dobrze, że nie lubię pająków. – młodszy podszedł do niego i stanął jedną nogą na prowizorycznym siodełku.

Deal || Morwin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz