25 października 1939
Warszawa
22:40Siedziałem w pracowni gdzie od kilku dni pod okiem Hansa i Stefena wypełnialiśmy dokumenty. Nie mogłem zasnąć dlatego aby nie budzić Marka oraz tego półgłówka Collina przybyłem tutaj. Zostało mi trochę papierków więc myślałem, że skoro sen nie jest mi dany to chociaż zrobię to jednak myliłem się. Nie mogłem na niczym skupić uwagi. W końcu zauważyłem na niewielkim stoliczku przy oknie talerz z babeczkami. Czyżby ich nie sprzątnęli pod koniec dnia? Zasadniczo to dla mnie dobrze, bez problemu mogłem kontynuować swoją niewielką tradycję.
- Jesteś beznadziejną szmatą!
- Zostaw mnie! Co ja ci zrobiłam?!
- Zrujnowałaś całe moje życie! - pamiętam jak ojciec wykrzykiwał jakieś brednie jak opętany wypominając matce błędy, których czasami nawet nie popełniła, a następnie przechodził do mocniejszych rzeczy. Byłem świadkiem takich scen codziennie przez co zdołałem się do tego przyzwyczaić. Zastanawiało mnie tylko jakim cudem sąsiedzi nic nie słyszeli... Może też się bali ojca? Albo wiedzieli, że i tak mu nic nie udowodnią. Matka nie doniosłaby nigdy na niego, ponieważ był jedyną osobą, która nas utrzymywała.
Ignorując krzyki rodziców postawiłem niewielką babeczkę, którą kupiłem sam za swoje oszczędności, wbiłem w nią świeczkę po czym usiadłem przy stoliczku i zapaliłem zapałkami.
- Idealnie - powiedziałem sam do siebie patrząc z bliska jak ogień ślicznie się mieni i powoli leciutko ogrzewa moją twarzyczkę. To teraz co... Życzenia? - Chciałbym... Chciałbym być kochany! Nie potrzebuję zabawek, pieniędzy... Chcę miłości! - po powiedzeniu tego zdmuchnąłem świeczkę i modliłem się aby, życzenie zostało spełnione.Nic się do tej pory nie zmieniło ale nadal miałem nadzieję, że moje pragnienie kiedyś się spełni. Tak jak co roku, tak i teraz zapaliłem świeczkę na babeczce i usiadłem przy biurku. Patrzyłem ponownie na ogień jednak tym razem zwątpiłem czy to cokolwiek coś da.
- Błagam co roku o to samo, a co w zamian mam? Rozbitą rodzinę i żeby tego nie było mało to siedzę w wojsku... - powiedziałem pod nosem sam do siebie - Czy bycie kochanym to naprawdę tak dużo? Chcę być szczęśliwy... No chyba, że śmierć jest moim przeznaczeniem i drogą do szczęścia... Boże Anton, co ty masz w głowie? - niewiele myśląc zdmuchnąłem świeczkę, oparłem łokcie na biurku i schowałem twarz w dłoniach. To już 19 lat, a ja nadal nie wiem po co żyję. Nikt i nic mnie tu nie trzyma. Nawet jeśli obiorę sobie jakiś cel to życie i tak robi mi na przekur. To ma być szczęście?- Oh! W końcu cię znalazłem! - odwróciłem natychmiast głowę w stronę dźwięku i ujrzałem Stefena w drzwiach.
- Panie generale! Ja tylko...
- Chciałem obchodzić swoje urodziny w samotności, tak?
- Nie! To nie tak! - zacząłem się tłumaczyć jak małe dziecko natomiast generał się śmiał.
- Przecież widzę Anton. Robisz tak co roku, dlatego też nie kazałem sprzątać tych babeczek na wszelki wypadek. Za dobrze cię znam chłopcze - Stefen położył rękę na ramieniu i lekko się uśmiechnął.
Generał rzadko układał usta w ten sposób, zazwyczaj chodził poważny i patrzył zimno na innych. Jedynymi osobami, przy których chodź odrobinę okazywał emocję były Mark, jego żona Suzann i ja. Czułem zaszczyt, że tak ważna osoba dodała mnie do kręgu swoich ulubieńców. Czasami zdarzało się mu nazywać mnie swoim synem i to nie tylko sam na sam ze mną ale także przy Marku lub obcych osobach. Pamiętam jak kiedyś zabrał nas na lody. Gdy je zamiawiał to poprosił o dwie duże porcje dla swoich synów. Rozumiecie? Nie syna, a synów. Ciepło mi się robiło zawsze na sercu gdy to słyszałem... Tak też było i tym razem.- W każdym razie mam coś dla ciebie synu - powiedział po chwili.
- Nie musiał pan!
- Ile razy mam ci mówić, że masz mi mówić po imieniu jak jesteśmy sam na sam. I musiałem! To nie jest nic wielkiego ale napewno będziesz zadowolony - mężczyzna wręczył mi niewielkie pudełko, w którym leżał jak gdyby nigdy nic zegarek.
- O Boże... Stefen... Dziękuję! Ale to naprawdę musiało być drogie... Nie mogę po prostu od tak tego przyjąć!
- Anton... Nie rób mi przykrości. To zegarek po moim ojcu. Zawsze miał dwa i nosił je na zmianę dlatego chcę, aby jeden miał Mark, a drugi ty. Tylko cicho! Mark nie może się dowiedzieć o niespodziance!
- Jasne! I jeszcze raz bardzo dziękuję! - posłałem mężczyźnie ciepły uśmiech, który ten odwzajemnił.
- Dobrze... Idź już do pokoju, bo Mark podobno też ma coś dla ciebie! - kiwnąłem tylko głową i szybko wyszedłem z pomieszczenia.Po paru minutach ostrożnie weszłem do pokoju gdzie czekał na mnie mój najdroższy przyjaciel.
- Myślałem, że śpisz - powiedziałem cicho.
- Ja? Nie... Szykowałem prezent ale gdy już miałem ci dać to zorientowałem się, że ciebie nie ma. Już miałem iść szukać gdy do pokoju przyszedł tata i powiedział, żebym został, a on ciebie poszuka.
- Kolejny prezent? Stary! To ty jesteś moim największym prezentem od życia! - usiadłem na skrawku łóżka Marka patrząc na niego.
- To zbyt poetyckie jak na ciebie - zaśmiał się cicho chłopak - Masz i nie gadaj! - wziąłem więc malutki prezent zapakowany w brązowy papier i ostrożnie zacząłem go otwierać. Był to niewielki otwierany wisiorek, który w środku chował nasze zdjęcia z dzieciństwa - Mam podobny, bo też chciałem mieć cię zawsze przy sobie - dodał po chwili.
- Mark... To jest cudowny prezent! Dziękuję! - rzuciłem się Markowi na szyję, przez co ten jakim cudem przechylił się na jedną stronę i spadł razem ze mną na podłogę. Nie muszę chyba mówić, że obudziliśmy Collina.
- Zachowujecie się gejowo... - powiedział wkurzony, a zarazem zaspany szczur przecierając oczy.
- Zazdrościsz nam po prostu takiej przyjaźni! - powiedziałem chichocząc się z Markiem.
- Nie potrzebuję przyjaciół. Jestem zbyt inteligentny na to.
- Raczej zbyt zarozumiały - mruknął pod nosem Mark co mnie rozbawiło bardziej.
- Słyszałem to! - oburmuszył się Collin.
- Bardzo dobrze, przynajmniej wiesz, że jestem szczery wobec ciebie.
- Przygłupi, a nie szczery! Z resztą... Idźcie do diabli. Dobranoc - chłopak z fochem położył się, obrócił na drugi bok i zasnął. Nie mogliśmy wytrzymać i wybuchliśmy śmiechem.Już pół godziny później byłem gotowy do snu jednak zanim położyłem się do łóżka spojrzałem za okno. Mieliśmy to szczęście, że nasz pokój miał widok nie na plac, a na Warszawę. Przypomniałem sobie jak Wojtek zawsze barwie opowiadał między innymi o tym miejscu, jednak aktualnie miasto nie przypominało tego z historii przyjaciela. Może to przez nas straciło swój urok? Najprawdopodobniej... Chciałbym budzić się i patrzeć na piękną, niezniszczoną Warszawę, chociaż wolałbym witać dzień w moim ukochanym Berlinie... Zacząłem myślieć o swoim życzeniu urodzinowym. Miłość i szczęście... Może los jednak specjalnie chciał abym znalazł się tutaj? Warszawo, na ten moment jesteś moją jedyną nadzieją. Jeśli dostanę to czego pragnę to obiecuję, że się odwdzięczę za wszelką cenę.
~•~•~•~•~
CZYTASZ
Niczym Romeo i Julia
Historical FictionKażdy chociażby słyszał odrobinę o Romeo i Julii. Ta urocza parka pomimo tego, że pochodziła z dwóch skłóconych rodów postanowiła być razem i zapłaciła za to najwyższą cenę - swoje życie. Jak się okazuje, taka "zakazana miłość" może spotkać każdego...