Ostatnie dni wakacji

302 26 3
                                    

16 sierpnia 1939
Berlin
Godzina 7:30

Byłem już z tatą na miejscu wraz z naszymi bagażami. Nie chcę tutaj za bardzo opisywać jak i co. W skrócie po prostu Niemcy zbierali ludzi do wojska, bo 26 sierpnia lub 1 września planowali inwazję na Polskę. Debile sami nie znali dokładnej daty ataku... W każdym bądź razie nikt za bardzo nie miał tutaj dużo do gadania. Wszyscy młodzi i nie doświadczeni żołnierze, w tym ja, mieli przejść szkolenie pod okiem paru generałów. Jak już się pewnie domyślacie jednym z nich był mój ojciec. Przydzielono mu oddział, w którym całe szczęście znalazłem się ja. Gdy będziemy jechać do Polski dołączy do nas paru doświadczonych żołnierzy, aby w razie czego nam pomóc.

Po jakiś trzech godzinach pociągami przywieziono nas do koszar w miejscowości kilka kilometrów oddalonej od Berlina i przydzielono nam pokoje. Z racji, że był to pierwszy dzień nie dali nam żadnych ćwiczeń. Naszymi jedynymi zadaniami na dziś było tylko rozpakowanie się, odebranie mundurów oraz pojawienie się na czas na obiad i kolację. Gdy byłem już w pokoju i rozpakowywałem swój bagaż poczułem czyjąś rękę na ramieniu.
- Ty też tu jesteś! - usłyszałem znajomy głos i natychmiast się odwróciłem. Moim oczom ukazał się Anton. Boże... Chociaż o tyle dobrze! Przytuliłem go mocno na co ten zaczął się śmiać.

- Przepraszam, nie przeszkadzam wam? - puściłem Antona i razem z nim spojrzeliśmy w stronę drzwi. Stał tam jakiś chłopak mniej więcej w naszym wieku. Miał on ciemno brązowe włosy i błękitne oczy, a jego cera była biała jak śnieg. Był dość delikatnej budowy jednak potrafił wzbudzić respekt już po samej jego twarzy. Wyglądał na dość poważnego i mądrego chłopaka. Nie wiem czemu ale czułem, że będą z nim małe problemy, a przynajmniej na początku - Nazywam się Collin Keffermüller i mam 17 lat.
- Przepraszam, że ci przerwę - wtrącił się Anton - ale wzięli cię do wojska pomimo tego, że nie masz jeszcze 18 lat?
- Niestety tak, a to dzięki mojemu ojcu. Według niego to idealny czas i miejsce aby zrobić ze mnie mężczyznę - Collin postawił swój bagaż na jednym z łóżek po czym stanął przed nami praktycznie na baczność - po za tym będę mieć 18 lat 30 października. Ojciec za wszelką cenę chciał mnie wsadzić tutaj i mu się ostatecznie udało jakoś. Nie ważne... Lepiej teraz wy się przedstawcie.
- Oh tak! - rzekłem i podałem chłopakowi rękę - Jestem Mark Zimkermann, a to mój przyjaciel Anton Müller - oboje uścisnęliśmy jemu dłoń po czym Collin spojrzał na mnie.
- Zimkermann... Tak chyba na nazwisko ma nasz generał... Tylko jak on miał na imię...
- Stefen Zimkermann. Tak... To mój ojciec ale spokojnie, to naprawdę porządny mężczyzna i na pewno nie będzie mnie faworyzował więc oto się nie martw - Collin uśmiechnął się tylko lekko po czym znowu spoważniał i usiadł na łóżku. Wątpię czy uwierzył w moje słowa... Może lepiej gdybym nie przyznawał się do swojego ojca? Wiem, że to brzmi brutalnie, ale tylko przez jakiś czas, aby ludzie zobaczyli, że tata traktuje mnie na równi z nimi. Westchnęłem i po chwili udałem się z Antonem po mundury.

16 sierpnia 1939
Mała wieś niedaleko Warszawy
Godzina 10:00

- Długo jeszcze? - siedziałam nad brzegiem rzeki czekając aż Edward skończy pleść mi warkocza.
- Nie, bo masz za długie włosy! - krzyknął przez co ja zaczęłam się śmiać.
- Zawsze mogę je ściąć!
- Ani mi się waż! Są piękne i zapuszczałaś je tyle czasu!
- Ale są kłopotliwe.
- Nie są! Po prostu nie umiem robić warkoczy.
- Możliwe, ale na pocieszenie powiem, że idzie ci coraz lepiej! - Edek w końcu skończył, zawiązał koniec gumką i usiadł obok mnie.
- Mam nadzieję, że się kiedyś nauczę perfekcyjnie, a wtedy zrobię ci nawet dwa warkocze i to jeszcze z kokardkami!
- Żebym wyglądała jak małe dziecko? Proszę cię!
- Wyglądałabyś uroczo siostrzyczko - chłopak położył się, a ja zaraz obok niego. Nie byliśmy prawdziwym rodzeństwem, ale Edward uwielbiał tak do mnie mówić. W końcu byliśmy przyjaciółmi od zawsze i żyliśmy naprawdę blisko - Z resztą - kontynuował - nadal jesteś dzieckiem.
-Ej! - spojrzałam się na niego - Mam 16 lat!
- Dla mnie jesteś i będziesz dzieckiem.
- Odezwał się pan dorosły. Jesteś jedynie ode mnie o dwa lata straszy!
- Aż! Jeszcze tylko parę dni i będę miał 18 lat! Piękny, młody i bogaty jakże dorosły Pan Edward.
- E! Stankiewicz! Widzę, że masz za duże mniemanie o sobie - zaśmiałam się - jesteś rudym, starym i biednym dziadem ze wsi!
- E! Różańska! Nie pozwalaj sobie! - Edward też się zaśmiał i usiadł aby dobrze mnie widzieć - To, że mnie czasami plecy bolą to tylko przez to, że pomagam całymi dniami rodzicom w naszym małym gospodarstwie! Na pieniądze nie narzekam, a rudy nie jestem! Mam piękne blond włosy, które świetnie pasują do moich niebieskich oczu i cudownych piegów! Jak by to Hitler powiedział... Prawdziwy aryjczyk!
- Aryjczyk?
- No wiesz... Osoba o jasnej karnacji, blond włosach i niebieskich oczach... Ten dziad podobno uważa, że to jest ideał człowieka.
- Skąd to wiesz?
- Ah... Słyszałem takie pogłoski... Teraz ludzie tylko o tym gadają.
- A właśnie... - uniosłam się lekko i oparłam na łokciach - Myślisz, że będzie wojna?
- Cóż...
- Tylko szczerze!
- Aniu... To tylko popychanki polityczne - Edward wbił wzrok w taflę rzeki, a swoimi palcami męczył biedną zerwaną stokrotkę. Gdybym go nie znała, to może i bym mu uwierzyła, ale na jego nieszczęście wiedziałam kiedy kłamie.
- Ale dobrze wiesz, że te "niewinne popychanki" mogą skończyć się źle... Prawda?
- Możliwe... Ale tylko rozejrzyj się dookoła... Wyobrażasz sobie wojnę? Bo ja nie. Ten wąsaty dziad nie został malarzem, a miałby zostać zbrodniarzem wojennym? On jest tylko mocny w gębie, nic więcej. Z resztą jak nas tylko dotknie to dostanie porządny łomot od nas, od Francji i od Wielkiej Brytanii! Nie ma szans tym bardziej, że Niemcy ucierpieli nieźle przez Wielką Wojnę Światową - po słowach Edwarda zapadła chwilowa cisza. Niby to co mówił miało sens ale nadal się bałam... Z resztą tak jak większość Polaków.

Nie było jakiejś wielkiej paniki ale ludzie gadali w większości tylko o możliwej II wojnie światowej. Z jednej strony się bali, a z drugiej nie za bardzo wierzyli w to. Prowadzili normalne życie podobnie jak my. Jedni zajmowali się codziennymi obowiązkami, a inni korzystali z ostatnich dni wakacji tak jak co roku. Nikt nie wyobrażał sobie wojny. To po prostu było nie realne tym bardziej, że 20 lat temu był konflikt zbrojny na światową skalę, więc po co miałby być drugi? Jeden raz by w zupełności wystarczył. A może nie? Co jeśli naprawdę wybuchnie kolejna wojna i to o wiele gorsza? Położyłam głowę z powrotem na ziemię i popatrzyłam na niebo. Może ja po prostu panikuję? Na pewno tak... Wszystko będzie dobrze... Musi być.

~•~•~•~•~

Niczym Romeo i JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz