Warszawa - sen czy koszmar?

179 13 1
                                    

5 kwietnia 1944
17:50
Rodzinna wieś Edwarda

Minęło lekko ponad dwa tygodnie od tej tragedii, a ja nadal przeżywałam to tak samo. Dodatkowo rodzice Edwarda, jak i on sam, także byli przybici. Starali się jednak pomimo tego mnie pocieszyć, co było miłe z ich strony, ale to nic nie pomagało... Potrzebowałam po prostu czasu. Byłam bardzo zżyta z rodzicami, więc to chyba nie jest dziwne, prawda? Wcześniej, dokładnie jakoś dwie godziny po tamtej tragedii na miejsce pojechał ojciec Edwarda z sąsiadem. Zajęli się wszystkim bez mieszania w to mnie, za co jestem im bardzo wdzięczna. Dwa dni później odbył się skromny pogrzeb, na którym byłam tylko ja, Edward z rodzicami i kilkoro mieszkańców z obu wsi.
Co ja teraz pocznę? Jestem co prawda dorosła, ale nie byłam jeszcze gotowa na samodzielne życie... Nie skończyłam nawet szkoły! O ile naukę w domu nauczyciela można nazwać szkołą... Musiałam wymyśleć jakiś plan, co zamierzam dalej robić. W końcu nie będę siedziała do końca życia na głowach mamy i taty Edwarda jak jakiś pasożyt. Z resztą... I tak czułam się tutaj jak darmozjad. Co prawda nie siedziałam całymi dniami bezczynnie. Codziennie pomagałam cioci, bo tak nazywałam mamę Edwarda, w przygotowaniu jedzenia, a gdy tylko mogłam ruszałam na pole lub do zwierząt. Chociaż takim sposobem mogłam im się odwdzięczyć, a przy okazji oderwać od myśli.

Dzisiaj było akurat dość spokojnie. Ciocia i wujek udali się do sąsiadów, a ja zostałam sama z Edwardem. Co do niego to od samego rana zachowywał się dość dziwnie... Siedział w swoim pokoju, a jak już wychodził z niego to był jakby nieobecny. Tak było też i teraz. Stałam przy stole i robiłam kanapki gdy ten wszedł do kuchni.
- O Edward! - odezwałam się posyłając mu lekki uśmiech.
- Tak, ja... Jak się czujesz? - zapytał jednak nawet na mnie nie patrzył.
- W miarę się trzymam... Z resztą... Pytałeś już się mnie o to dzisiaj chyba z trzy razy.
- Oh... Naprawdę? Znaczy... Wiem! To chyba normalne, że się martwię.
- Martwię to się ja o ciebie - położyłam kromkę chleba i podeszłam do niego.
- O mnie? Niby czemu?
- Jesteś nieobecny od samego rana...
- Wszystko jest dobrze u mnie, spokojnie - powiedział chłopak po czym dość szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.
- Edward, proszę cię! - udałam się migiem za nim jednak to na nic. Przyjaciel zniknął w swoim pokoju i zamknął drzwi prosto przede mną. Musiało coś się stać... Tylko co? Zapukałam z nadzieją, że jednak ze mną porozmawia - Edek... Otwórz drzwi... Usiądziemy i spokojnie pogadamy.
- Nie ma o czym - usłyszałam w odpowiedzi.
- Właśnie jest! Znam cię od dziecka i widzę jak coś jest nie tak... - cisza - Nie odejdę stąd póki mi nie powiesz co się dzieje.

Edi w końcu uchylił drzwi i odszedł. Natychmiast lekko je odepchnęłam po czym weszłam do środka patrząc cały czas na "brata". Ten natomiast stanął przy oknie opierając dłonie o parapet. Widać, że coś go dręczyło... Był przygnębiony, a to się rzadko zdarzało. Podeszłam do niego i zaczęłam lekko gładzić go po plecach jednak to nic nie pomagało... Po prostu stał ze wzrokiem wbitym w okno tak jakby się nad czymś poważnie zastanawiał.
- Idę do wojska - powiedział po chwili ciszy... Zamarłam...
- Słucham...? Obiecałeś mi przecież! - odsunęłam się trochę i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Ania...
- Mówiłeś, że nigdzie nie pójdziesz!
- To już postanowione. Dzisiaj w nocy wyjeżdżam ze znajomym do Warszawy.
- Rodzice wiedzą...?
- Nie... Ty też nie powinnaś wiedzieć... Mieliście się wszyscy dowiedzieć o tym jutro z listu, który właśnie zacząłem pisać - stałam i próbowałam przyjąć to jakkolwiek do wiadomości ale nie mogłam... Wiedziałam tylko jedno: musiałam dotrzymać obietnicy. W końcu powiedziałam mu kiedyś, że jeżeli on pójdzie do wojska, to ja też.
- Jadę z tobą - rzekłam po chwili.
- Oszalałaś?!
- Jeśli ty jedziesz, to ja też!
- Nie zgadzam się! Musisz zostać z moimi rodzicami.
- Oni potrzebują bardziej ciebie niż mnie!
- Bzdura! Ja już postanowiłem! - Edi oparł się o parapet plecami do okna - Nie mogę patrzeć jak naziści się tu pałęczą i robią co chcą... Siedziałem cicho ale jak zabili ciocię i wujka to... Coś we mnie pękło. Tak dalej być nie może! Nie będę siedział bezczynnie i czekał na śmierć nas wszystkich! Jeśli mam umrzeć, to umrę chociaż ze świadomością, że coś zrobiłem.
- A ja nie chcę cię stracić! - krzyknęłam czując łzy w oczach - Wystarczająco już cierpię... Straciłam rodziców! Nie chce stracić jeszcze dodatkowo brata, więc przepraszam cię bardzo ale jadę z tobą.
- I co?! Chcesz do nich dołączyć?! Wojna to nie zabawa!
- Mi tego nie musisz mówić tylko sobie! I przestań mnie trakrować jak dziecko!
- Ale tak się zachowujesz! - dość. Obróciłam się i wybiegłam z pokoju z płaczem. Jak on tak może? Mój najlepszy przyjaciel? Chciał mnie tak po prostu zostawić... Wbiegłam do łazienki, zamknęłam i zablokowałam drzwi po czym usiadłam na podłodze. Boże... Za jakie grzechy? Westchnęłam i próbowałam jakkolwiek się uspokoić... Nie... Skoro on jedzie do Warszawy to ja też czy tego chce czy nie! Popatrzyłam na szafkę, na której stał koszyczek cioci, a w nim między innymi nożyczki. Wstałam i popatrzyłam w lustro. Tak... Długie włosy ewidentnie nie będą mi potrzebne na wojnie. Bez zawahania wzięłam więc nożyczki i kawałek po kawałku ścinałam je. Dopiero gdy ujrzałam w lustrze, że włosy, które sięgały mi aż za pas teraz ledwo przykrywają moje ramiona, zrozumiałam co zrobiłam. Znowu chciało mi się płakać ale powstrzymałam się. Nie... Teraz jest nowa Anna. Odłożyłam nożyczki i przyglądałam się w lustrze gdy nagle usłyszałam pukanie Edwarda.
- Ania... Przepraszam... - powiedział jednak ja milczałam. Chłopak próbował się dobić, ciągał za klamkę ale ja nie reagowałam. Po pewnym czasie jednak stara zasuwka w zamku pod wpływam kielokrotnego pukania "brata" obsunęła się przez co ten wszedł do środka. Ujrzałam jego przerażoną twarz w lustrze, a następnie kilka łez, które spłynęły po jego policzkach. Odwróciłam się powoli i popatrzyłam prosto w oczy Edwarda.
- Aniuś... - powiedział po chwili.
- Albo jedziesz ze mną albo sam, jednak wiedz, że ja się i tak dostanę do Warszawy.
- Dobrze... Niech ci będzie... - westchnął po czym mocno mnie przytulił.

Parę minut później po posprzątaniu swoich włosów pakowałam ubrania, a Edward pisał list. Plan był prosty jednak wymagał dużej ostrożności. Rodzice Edwarda mieli wrócić jakoś o 20. W tym czasie musieliśmy szybko przygotować się do wyjazdu i ukryć wszelkie bagaże, aby po powrocie cioci i wujka nic nie wzbudzało podejrzeń. Około 3 w nocy miał po nas podjechać znajomy Edwarda i razem z nim mieliśmy się udać do pobliskiej wsi, z której pochodził. Punk 6:00 zaplanowano już wyjazd do Warszawy. Gdyby oczywiście nie godzina policyjna to obyłoby się bez tego jednak nie chcieliśmy na samym starcie jakiś problemów. I tak wyjście z domu o 3 w nocy było dość ryzykowne, ale mniej niebezpieczne niż wjechanie do stolicy przepełnionej nazistami bez przepustki. W każdym razie droga ze wsi tego znajomego do Warszawy zajęłaby jakieś plus minus 30 minut. Na miejscu już by nam zostało tylko dojechanie do nowego mieszkania, którym jakimś cudem załatwił Edward. Dalsza część planu niestety była nam nieznana. Oczywiście musieliśmy się wkręcić do wojska ale nie wiedzieliśmy do końca jak. Wymagało to zorientowania się w tej sprawie na miejscu. Edi powiedział, żebym sobie nie zawracała tym głowy, ponieważ on się wszystkim zajmie. Ufałam mu, więc nie drążyłam tematu.

Po 20 wrócili rodzice Edwarda, z którymi spędziliśmy być możne ostatni wieczór. Zjedliśmy kolację, umyliśmy się i poszliśmy godzinę później spać. Równo o 3:12 podjechał samochód znajomego Edka. Ostrożnie więc zabraliśmy bagaże i zeszliśmy na dół gdzie chłopak zostawił list do swoich rodziców. Reszta wyglądała tak jak planowaliśmy... Znajomy zabrał nas pobocznymi uliczkami do swojego domu, gdzie przenocowaliśmy, a kilka minut po 6 ruszyliśmy do Warszawy.
Patrzyłam przez okno jak wszystko powoli się budzi do życia. Uśmiechnęłam się lekko i chyba po raz pierwszy od śmierci rodziców poczułam po za smutkiem coś jeszcze... Coś w rodzaju ekscytacji. Od zawsze chciałam mieszkać w Warszawie chociaż w obecnych czasach było to dość niebezpieczne. Powoli zbliżaliśmy się do stolicy, a ja się zastanawiałam nad tym co mnie czeka. Czy to naprawdę mój koniec? A może nowy początek?

***

Tak oto właśnie zaczyna się prawdziwa historia, o której ma opowiadać ta książka. To właśnie w Warszawie spotkają się dwa światy, a jakie będą skutki tego zobaczycie sami później...

~•~•~•~•~

Niczym Romeo i JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz