Krwawy dzień wiosny

147 15 2
                                    

21 marca 1944
8:30
Mała wieś niedawno Warszawy

Wojna rozpętała się na dobre i wyglądała tak jakby miała się nigdy nie skończyć. Cieszyłam się, że żyłam w malutkiej wsi. Tutaj nazistów nie było. Na początku jedynie wojny niedaleko zrzucili jakąś bombę ale od tamtego czasu była cisza. Jedynie dochodziły do nas informacje o mieszkańcach innych, pobliskich miejscowości, co budziło strach. Rozstrzelanie całej rodziny za pomaganie Żydom czy zabieranie losowo osób z domów. Nasza sąsiadka ma rodzinę dwie wsie stąd. Jej mama mieszka razem z mężem i dwójką dorosłych dzieci, które pomagają im w gospodarstwie, dziewczynę i chłopaka. Pewnego dnia przyszli naziści i zabrali ich oboje. Po paru miesiącach syn wrócił, podobno uciekł Niemcom, natomiast po córce ślad zaginął... Kto wie... Może ją odnajdą?

Zmieniając temat... Właśnie dzisiaj miałam równo 21 lat! Ah... Cudownie obchodzić urodziny wraz z pierwszym dniem wiosny. Szkoda, że w tle była wojna, ale zdążyłam się przez te 5 lat przyzwyczaić do tego, co nie zmieniało faktu, że z tyłu gdzieś warstwił się strach.
W każdym razie wstałam radośnie pełna energii. Już z samego rana miałam zaszczyt poczuć zapach świeżo upieczonego chleba prosto od mamy. Zeszłam więc szybciutko na parter, a następnie weszłam do małej kuchni gdzie byli już moi kochani rodzice. Mama właśnie kładła ciasto na otwarte okno, a tata czytał gazetę. Szczerze, nie lubiałam, gdy tatuś to robił, ponieważ zawsze wtedy był zmartwiony. Co prawda nic w tym dziwnego nie było, w końcu co fajnego może być w wojnie?
- Oj tatusiu... - westchnęłam i podeszłam do niego - Znowu czytasz te gazety?
- Muszę wiedzieć co się dzieje aktualnie, żeby być przygotowanym na wszystko.
- I tak nie przewidzisz tego kiedy naziści nas nawiedzą - nasza najwspanialsza gospodyni zdjęła fartuch i usiadła obok taty.
- Mamusiu, mamy początek 1944 roku i do tej pory naziści do naszej wsi nie przyjechali. Ludzie też sami swoi, nikt nikogo nie wydałby. A właśnie! Słyszałam, że pan Ryszard ostatnio przygarnął do siebie małą Żydowską rodzinkę! - uśmiechnęłam lekko i podskoczyłam ze szczęścia. Serce się zawsze mi cieszyło gdy słyszałam o tym, jak ludzie czynią dobro. Jednak ojciec nie podzielał mojego entuzjazmu aż tak bardzo.
- Odważna decyzja z jego strony, podziwiam go za to - tatuś zaczął składać gazetę - jednak ja bym się bał na jego miejscu... To, że nazistów u nas nie było to nie znaczy, że nie będzie w ogóle. A gdyby zobaczyli u nas Żyda to byłoby już po nas, a ja do tego nie chcę dopuścić!
- Tatku, uspokój się. Jestem pewna, że my wszyscy wyjdziemy z tej wojny bez szwanku! No dobrze... Wy sobie porozmawiajcie, a ja idę się w coś ubrać - jak powiedziałam, tak i zrobiłam. Migusiem cmyknęłam na górę do pokoju.

Hm... Co by tu ubrać... O! Może tą zielonkawą sukienkę od mamusi? Zawsze mi powtarzała, że idealnie podkreśla kolor moich oczu! Ledwo jednak otworzyłam szafę, a już słyszałam jakieś krzyki na dole. Rodzice się kłócą? Ale czemu? Rzadko to robili. Podeszłam bliżej wyjścia... Nie... Tam ktoś poza nimi musi być. Zaniepokojona założyłam jedynie długi sweterek na swoją cienką, białą koszulę nocną i zbiegłam ostrożnie ponownie na dół. Na miejscu usłyszałam głos ojca, który zdenerwowany mówił coś po niemiecku. Tylko po co? Odpowiedź na te pytanie przyszła dość szybko. Zaraz potem odezwał się jakiś nieznajomy mężczyzna. Także mówił po niemiecku, a jego akcent wskazywał na to, że jest Niemcem. A więc ten dzień nadszedł... Naziści przyjechali i zakłócili spokojne życie na wsi. Ale czemu akurat w ten dzień?! I czemu akurat moja rodzina?!
Ostrożnie zajrzałam do kuchni, bo właśnie stamtąd dobiegały odgłosy. Dosłownie w ułamku sekundy rozległ się krzyk i strzały, a ja ujrzałam coś czego chyba żadne dziecko, czy małe, czy już dorosłe, nie chciałoby ujrzeć... Moi rodzice... Moi kochani rodzice... Oni... Nie żyją... Zostali zamordowani przez nazistów na moich oczach! Nie możliwe... Przezcież niedawno z nimi jeszcze rozmawiałam! Uspokajałam tatusia, że Niemcy tu nie przyjdą... Że wyjdziemy z tej całej wojny bez szwanku! A teraz? W moich oczach momentalnie nabrały się łzy, jednak wiedziałam, że muszę zachować zimną krew i stąd uciec... Tylko jak? Frontowe drzwi na bank odpadają z wiadomych przyczyn... Inne wyjście? Nie mamy... Zostaje tylko okno...

Szybko ale po cichu udałam się na tyły domu, a dokładniej do salonu. Całe szczęście, że okno było otwarte więc jedynie sprytnie wyskoczyłam przez nie. Teraz musiałam tylko przebiec przez niewielkie podwórko wprost do lasu, który był tuż za domem. To jak na razie jedyny mój rozsądny plan... Wzięłam kilka głębokich wdechów i pobiegłam, a w głowie tylko modliłam się do Boga, aby miał mnie w opiece. Jeden z tych cholernych nazistowskich morderców zdążył już przejść na tyły domu i zauważyć mnie przez okno. Wyciągnął pistolet jednak zanim wykonał strzał całe szczęście zdążyłam już znaleźć się w lesie. Kulka trafiła w niedalekie drzewo. Dosłownie parę sekund dzieliło mnie od śmierci... Z resztą... Czy to ważne? I tak całe moje życie nie ma sensu. To co było dla mnie ważne zostało mi odebrane siłą... Jednego dnia stałam się sierotą bez pieniędzy i bez domu, bo napewno już tam nie wrócę! Nie teraz... Naziści wyniosą wszystko co ich interesuje, a zostawią moich biednych rodziców na pastwę losu... Potwory! Jakim trzeba być człowiekiem, aby zrobić komuś takie świństwo!

Biegłam tak przed siebie dość długo, aż w końcu potknęłam się o własne nogi i upadłam na dość wilgotną ściółkę po wczorajszym deszczu. Na czworaka jakoś doszłam do jednego z drzew. Usiadłam opierając głową o pień i momentalnie wybuchłam płaczem. Czemu? Czemu akurat ja? Co ja takiego robiłam? Staram się być dobrym człowiekiem, ludzie w okolicy nazywają mnie aniołkiem, a i tak Bóg postanowił mnie ukarać... Albo ma dla mnie jakiś plan... Tylko czemu tak brutalnie...? Oderwałam głowę od drzewa i schowałam między kolana. "Tatku, uspokój się. Jestem pewna, że my wszyscy wyjdziemy z tej wojny bez szwanku!" Jaka ja głupia byłam... Tak mi wstyd... Tak bardzo wstyd... To był pierwszy raz kiedy okłamałam rodziców... Najgorsze jest to, że nie mogłam już cofnąć słów... Nie mogłam nic cofnąć...

- Tatusiu... Okłamałam cię... - powiedziałam w nadziei, że mnie usłyszy jakkolwiek - Tak mi wstyd! Wybacz mi! Proszę! - popadłam w ogromną rozpacz. Straciłam jego i mamę bezpowrotnie... To miał być mój prezent urodzinowy?
Długo zajęło mi zanim się uspokoiłam, jednak gdy emocje odrobinę opadły spojrzała ku górze. Co teraz? Musiałam wymyśleć jakiś plan, w końcu nie mogłam zostać w lesie wieczność, a powrót do domu odpadał... Nie byłam gotowa ujrzeć martwych ciał rodziców... Edward... Tak. To moja jedyna nadzieja. Wstałam więc, otrzepałam już i tak brudną i lekko zniszczoną koszulę po czym zaczęłam się rozglądać, aby ustalić gdzie mniej więcej jestem.
Lasek nie był jakiś duży. W dzieciństwie często bawiłam się z Edwardem tutaj, z resztą... My byliśmy dosłownie wszędzie. Popatrzyłam na mech rosnący na drzewie dzięki temu wiedziałam gdzie mniej więcej jest zachód. Westchnęłam, wytarłam łzy i pewnie ruszyłam w obranym kierunku.

Po jakimś czasie znalazłam się 2 kilometry dalej we wsi rodzinnej Edwarda. Lasek akurat kończył się przy głównej drodze. Wyszłam więc z niego w końcu. Dopiero później zorientowałam się, że ulica wcale nie jest pusta od ludzi. Stało jedynie pięć osób ale niemal od razu znalazłam się w centrum ich uwagi. W końcu kto normalny wychodzi nagle z lasu na bosaka w brudnej piżamie? Całe szczęście w oddali zauważyłam mojego kochanego przyjaciela z taczką.
- EDWARD! - krzyknęłam, a łzy znowu napłynęły mi do oczu. Chłopak natychmiast spojrzał lekko zszokowany w moją stronę - BŁAGAM CIĘ! POMOCY! - podbiegłam do niego ale moje siły były na wyczerpaniu więc dosłownie wpadłam w ramiona przyjaciela.
- Boże święty... Anka! Co ci jest?! Jak ty wyglądasz?! - powiedział zmartwiony.
- Naziści...
- Co naziści? Byli u was?! - rozpłakałam się bardziej i tylko pokiwałam głową na tak. Edward mocniej mnie przytulił. Widać, że sam był w szoku - Boże święty... Co z ciocią i wujkiem?!
- Nie żyją, Edward! Zabili ich na moich oczach, rozumiesz to? - zalałam się łzami jeszcze bardziej. Ta cała sytuacja mnie przerosła... Chłopak coś do mnie mówił ale do mnie już nic nie docierało. Wtuliłam się tylko w jego tors i płakałam jak nigdy. Edward w końcu powoli zabrał mnie do domu gdzie zajęli się mną nie tylko on, ale również jego rodzice.

 Edward w końcu powoli zabrał mnie do domu gdzie zajęli się mną nie tylko on, ale również jego rodzice

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~•~•~•~•~

Niczym Romeo i JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz