Nieznajoma

235 16 10
                                    

14 czerwca 1944
12:00
Warszawa

Cały nasz oddział został zaproszony na obiad do jednego z generałów. Podobno mężczyzna znał samego Himmlera i często jeździł na spotkania do niego. Szczególnie nie obchodziło mnie kto to był, a jego mowa o dumie z naszego oddziału nie specjalnie trafiała w moje serce. Cieszył mnie jedynie fakt, że dzięki temu spotkaniu nie musimy nękać ludzi. Spojrzałem na Antona. Ten tylko rozglądał się ukradkiem co dobrego do jedzenia niosą służący generała. Śmiać mi się chciało, ale musiałem się powstrzymać, w końcu nie wypadało tak. Skierowałem wzrok następnie na Collina. Eh... Tak jak myślałem. Chłopak z głupią fascynacją przysłuchiwał się wywodom generała jakby to sam Bóg do nas przemawiał. Idiotyzm. Czyżby nie widział, że wojsko zabiera mu najlepsze lata życia? I to jeszcze do jakich celów! Aż szkoda gadać. Żal mi go było.

Po jakiś niecałych dwóch godzinach najedzeni spacerowaliśmy z Antonem po dość bogato zdobionym placyku, który cudownie wpisywał się w pobliski lasek. Na samym końcu niektóre z drzew delikatnie napierały na murek, którym cała posiadłość była otoczona tak, jakby chciały być także jego częścią.

- Słyszałem, że kiedyś mieszkała tu bogata żydowska rodzina - zaczął Anton.
- Skąd to wiesz?
- Ah... Słyszałem rozmowę kilku nazistów. Narzeczona jednego z nich takie plotki przyniosła.
- Narzeczona powiadasz.
- Tak! Polka odziwo. Widziałem ją już raz w towarzystwie jakiś jej przyjaciółek.
- Albo przyszła tutaj węszyć albo jest zwykłą szmatą - skwitowałem.
- Ostro przyjacielu, ale raczej to drugie chociaż kto wie. Ale to nie nasz interes.
- Masz rację. Niech oni się martwią. Wróćmy do tematu domów.
- Jeśli chcesz. Naziści wyrzucają na bruk Żydów z ich domów zabierając im dosłownie wszystko! W ich posiadłościach natomiast zamieszkują sami ważniejsi dla Rzeszy żołnierze.
- To trochę nie fair... W końcu to nie oni na to zapracowali - spojrzałem na Antona, który tylko przewrócił oczami.
- Mówi się, że Żydzi żyją w takich bogactwach, bo kradną podstępnie. Ba! Są nawet w stanie wyczarować sobie złoto! - zaśmiał się.
- Błagam cię, toż to bzdury! Wyczarować? Złoto? Chyba w to nie wierzysz!
- Mark, oczywiście, że nie. Ten mit z magią to raczej taka propagandowa bajka dla dzieci, ale są tacy, co uważają Żydów za demony w ludzkich skórach i to na poważnie! - Anton zaśmiał się, a ja westchnąłem. Naprawdę? Demony? Mamy XX wiek, współczesność, a oni wierzą w magię i demony? To tak Hitler chciał przejąc władzę nad Europą? To już nie było o tyle chore co śmieszne i idiotyczne!

Miałem już coś powiedzieć jednak usłyszeliśmy wybuch za nami i jakieś krzyki. Od razu spojrzałem razem z Antonem za siebie, a to co ujrzeliśmy zmroziło nam krew w żyłach. Cały śliczny, śnieżnobiały dom stał w płomieniach, a z niego wybiegali przerażeni goście. Po chwili ujrzałem jakiegoś chłopaka w zielonym mundurze, innym niż nosili nasi. Z sekundy na sekundę robiło ich się coraz więcej, a wszelkie krzyki coraz bardziej głośniejsze. Zrozumiałem nawet parę komend... To byli Polacy. Gdybym oglądał to z daleka to być może bym się cieszył jednak aktualnie stałem przerażony. Mogłem zginąć, a uświadomiłem to sobie gdy zauważyłem jednego Polaka biegnącego w moim kierunku. Jakie szczęście, że obok mnie był Anton. Strzelił w jego kierunku, a mnie złapał za rękę i pobiegł w stronę lasu przeskakując przez murek.

- Zabiłeś go...? - zapytałem w lekkim szoku po chwili biegnąc ślepo za Antonem.
- Mark! Lepiej by było gdyby on ciebie zabił?! Pomyśl! - nie wiem co wtedy czułem... Nie dochodził do mnie fakt, że właśnie Polacy zaatakowali nas na moich oczach i tylko fartem przeżyłem. Byłem w takim amoku, że upadłem na ziemię, a gdy podniosłem się nieco uświadomiłem sobie, że właśnie zgubiłem Antona. Świetnie! Jeszcze tego mi brakowało! Otrzepałem mundur i pobiegłem do przodu.

Niczym Romeo i JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz