Z narodem czy przeciw niemu?

175 16 2
                                    

20 października 1939
Warszawa
12:45

Po paru minutach znalazłem się cudem na głównej drodze gdzie stał roztrzęsiony ojciec wraz z Antonem, Collinem i paroma innymi nazistami.
- Coś ty wyczyniasz?! - powiedział jeden z niemieckich żołnierzy, który był dość zdenerwowany na mnie.
- Ja? Chciałem tylko złapać tą małą siksę, ale niestety uciekła mi - skłamałem od razu i modliłem się w duchu aby mężczyzna w to uwierzył. Było zbyt wielkie zamieszanie więc wątpię czy by dokładnie widział co robię.
- Szlag by to... Nie ważne. Na przyszłość jednak uważaj. Niewiele brakowało, a dostałbyś jeszcze kulką od naszych! - nazista odszedł w kierunku samochodu po czym odjechał ze swoim oddziałem.
Spojrzałem na tatę. Ten także miał skierowany wzrok na mnie ale nic nie mówił. Stał tylko i milczał. Może nie wiedział jak ma skomentować moje zachowanie? Tak czy siak mogłem się już zacząć przygotowywać na rozmowę z nim dzisiaj, bo na pewno tak tego by nie zostawił. Po chwili odszedł gdzieś na bok, a zaraz za nim Collin.
- Stary! Co to było?! - powiedział pół szeptem Anton podchodząc szybko do mnie.
- Impuls... Po prostu impuls.
- Mogłeś zginąć! Jak nie tutaj to za zdradę narodu jeśli by ci to udowodnili! Z resztą... Wątpię czy muszą cokolwiek udowadniać...
- Wolałbym zginąć niż patrzeć na śmierć niewinnego dziecka...
- Mark ogarnij się! Jesteś żołnierzem na wojnie!
- Nie chciałem nim być! - powiedziałem lekko zdenerwowany. Anton po tych słowach zamilkł, ale dobrze wiedziałem, że on także wolałby siedzieć aktualnie w Berlinie. Kto by nie chciał w końcu?
Budzić się rano w swoim łóżku, wypić pyszną kawę, porozmawiać z rodziną, spotkać się z przyjaciółmi... A tak? Codziennie rano wstaję o takiej godzinie, gdzie ja nie będąc w wojsku jeszcze bym spał smacznie. Potem jakieś durne ćwiczenia, śniadanie, zebrania, patrol i tak dalej... Dziękować Bogu, że nie muszę iść na front. Chociaż widok tych biednych ludzi sprawia, że coraz częściej myślę, czy tam by mi nie było lepiej. W końcu jakbym umarł to bym tego nie widział...
Po paru minutach ojciec bez słowa wstał i szedł w przeciwnym kierunku. Można było bez problemu się domyślić, że wracamy. Nareszcie! Chętnie zajmę się papierkową robotą. Wszystko już naprawdę jest lepsze od patrzenia na warszawskie piekło.

13:50

Stałem w swoim gabinecie oczekując syna. W końcu musiałem wyjaśnić z nim dzisiejszą sytuację, bo najwidoczniej nie zdaje sobie nic z tego co mogłoby mu się stać. W związku z tym wysłałem jednego młodzieńca do niego, a sam układałem jakkolwiek myśli. Jak mam rozpocząć rozmowę? Co mu powiedzieć? Jaką lekcje z tego wyciągnąć? Oh Boże... Mark ma naprawdę szczęście, że ma swojego generała za ojca, bo gdyby nie to, to nie wiadomo co by się z nim stało.
- Heil Hitler! - krzyknął sarkastycznie. Lekko mnie do wkurzyło ale nie miałem zamiaru go skrzyczeć.
- Przestań gadać głupsta tylko siadaj plackiem na krześle - powiedziałem nadal patrząc zza okno próbując opanować emocje.
- Co? Ty też za bardzo naszego kochanego kanclerza nie lubisz?
- Mark błagam cię! Masz za niedługo 19 lat, a zachowujesz się jak szczyl! - odwóciłem się i spojrzałem na syna, który zajął się już kulkami Newtona.
- Fajne to nawet.
- Mark! - nie wytrzymałem i uderzyłem w biurko na co ten spojrzał się na mnie bez większych emocji.
- Spokojnie. Przecież nic złego nie robię.
- Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji!
- Jakiej sytuacji?
- Nie rób z siebie debila. Doskonale wiesz o co chodzi!
- A... To... Błagam cię! Jesteś moim ojcem i znasz mnie doskonale!
- Tak! Wiem, że wychowałem cię na dobrego, wrażliwego, a zarazem odważnego chłopaka, ale to było nie poważne! - mówiąc to usiadłem na fotelu.
- Nie poważne? Oni niemal zabili małe dziecko! Co ona im zrobiła?
- Nic! Ale to jest wojna, synu! Jeśli to wszystko się rozpęta jeszcze bardziej to będzie gorzej! Umrze wiele osób, w tym też takich dzieci jak ta dziewczynka!
- I ty na to tak po prostu zezwalasz? - zabrakło mi słów. Zezwalam? Oczywiście, że nie ale cóż ja mogę zrobić? I jak to wytłumaczyć Markowi? Boże... On się nie nadaje do wojska i nie chodzi mi tu o jego siłę lecz o to, że jest po prostu za mądry i za wrażliwy na wojnę.
- Synku... Oczywiście, że nie... Ale to nie ode mnie zależy...
- Jesteś generałem do cholery! - Mark wstał z krzesła, a ja patrzyłem na niego bezradnie. Jak ja mam mu to wytłumaczyć? Co zrobić aby mnie zrozumiał?
- Tak! Jestem! - zacząłem - I aktualnie mam tylko jedno zadanie, które sobie sam mogłem wybrać! Chronienie ciebie jak tylko mogę! - Mark wyprostował się i patrzył na mnie czekając, aż rozwinę swoją wypowiedź - Jesteś moim synem... To chyba normalne, prawda? Nie mam zamiaru cię wysyłaś na front, bo sam dobrze wiem jak tam jest... Wiem, co to znaczy wojna i wiem jak możesz się czuć. Wiele niewinnych osób ginie ale nic z tym nie możemy zrobić, bo to nie od nas zależy... Żołnierze tylko wykonują rozkazy... Generałowie także muszą robić to co do nich należy. Gdyby ta wojna ode mnie by zależała, to by jej w ogóle nie było! Ale niestety... Winić możesz tylko tego dziada z wąsem i ludzi, którzy go popierają...
- Tato... - powiedział po chwili Mark - Ale ja nie jestem nazistą... Nie chcę nim być...
- Musisz... Dla twojego dobra. A jeśli nie zależy ci na twoim życiu to pomyśl o mnie i o matce. Nie po to dbaliśmy od ciebie 19 lat, żebyś teraz umarł przez jakiegoś Żyda czy Polaka, którego nawet nie znasz.
- Ale...
- To koniec rozmowy. Wracaj do pokoju - chłopak jeszcze chwilę postał patrząc na mnie, po czym wyszedł. Może trochę za ostro wypowiedziałem się na koniec ale już naprawdę nie wiem jak inaczej przemówić mu do rozumu. Opieka nad małym dzieckiem jest już chyba łatwiejsza... A przynajmniej była łatwiejsza w jego przypadku. Mogę kombinować i robić mu całe wykłady na temat tego, jak może aktualnie się zachować, a jak nie, ale i tak zrobi co ze chce. Boję się o niego... Tak bardzo się boję... Oh Boże! Za jakie grzechy? Co ja złego zrobiłem?

14:05

- I jak? - zapytał Anton kiedy tylko weszłem do pokoju.
- Ah... Daj spokój...
- Jest zły na ciebie?
- No a nie? - wtącił się wszechwiedzący Collin - Też bym był na miejscu generała! To było nie poważne! Przez twoje głupie popisywanie się odwagą mógłbyś zginąć! Dureń...
- Skończ, dobrze? - powiedział wmiarę uprzejmie jak na niego Anton.
- Czekaj... A może pomogłeś tej małej zwiać, co? Dobrze nie widziałem ale...
- SKOŃCZ DO CHOLERY! Zobacz czy nie ma ciebie u Hansa! Podobno coś chciał od ciebie.
- Dobrze. Już idę. Ale ostrzegam was, a w szczególności ciebie Mark, że jakakolwiek pomoc wrogowi jest godna kary śmierci.
- WYJDŹ! - Anton nie wytrzymał i rzucił agresywnie w chłopaka poduszką, którą miał pod ręką. Collin tylko spojrzał się na nas w wyższością i wyszedł. Szlag by to... Jak tak dalej pójdzie to ten mały szczur mnie wyda i będzie serio po mnie - Nie słuchaj się go - kontuuował Anton - To co zrobiłeś była mega.
- Mega czy nie... Ojciec powiedział mi praktycznie to samo. Miałem farta, że mi uwierzyli. Gdyby dokładnie widzieli, że jej nie gonię, a uciekam z nią na rękach to bym był już martwy.
- Możliwe... No cóż... Bez ryzyka nie ma zabawy.
- Anton! To nie zabawa!
- W końcu zrozumiałeś, że to wojna? Ciekawe.
- Stary! Nie rób ze mnie debila! Wiem, że jesteśmy na wojnie i to poważna sprawa, ale nie mogę patrzeć na śmierć tych ludzi! - usiadłem na łóżku i załamałem ręce.
- Hm... Będziesz kolaborował z Polakami? - natychmiast spojrzałem na Antona.
- Zdurniałeś? Mam nanosić na swoich ludzi, a w tym na ciebie i na własnego ojca? Nigdy! Ja chcę po prostu końca wojny i powrotu do Berlina...
- Ja też... Ale raczej nie zanosi się na koniec... To dopiero początek piekła... No nic! Idę do Hansa, bo miał nam pokazać te papierki. Tobie też radzę się zbierać! - Anton szybko wyszedł z pokoju, a ja jeszcze siedziałem na łóżku i rozmyślałem.
Kolaborować z Polakami... Czy to by było dobre? Nie... Nie dokońca... Ważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo taty i Antona. Nie wiem co by musiałoby się stać abym został kolaborantem. Kocham Niemcy i ludzi tam żyjących... W końcu jestem Niemcem, więc to nie jest dziwne, prawda? Nie mam zamiaru zdradzać swoich ale z drugiej strony ci biedni ludzie... Naziści widzą w nich śmieci, coś, co jest mniej ważne lub w ogóle nie potrzebne... To jest naprawdę okropne i przez to czuję obrzydzenie zarówno do nich jak i do siebie... Eh... Czemu życie jest takie okrutne?

~•~•~•~•~

Niczym Romeo i JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz