Rozdział XIX

348 23 6
                                    

Zuza w ułamku sekundy znieruchomiała. Zdradziło ją własne ciało, gdy wstrzymała oddech i gęsia skórka oblała jej ręce, a spod swetra wyłoniły się różowawe wypieki. Robert zacisnął szczękę, ostatkami sił powstrzymując się od całkowitego oddania tej chwili. Rozsądek walczył o jego uwagę, ale nie mógł się oprzeć pokusie. Nie mógł się oprzeć jej bliskości. Sposobności do tego, co już go wiele razy kusiło i nie dawało o sobie zapomnieć. Jej pełne, malinowe usta lekko się rozchyliły. Wydawała się zaskoczona i onieśmielona za razem. A taką przecież lubił ją najbardziej. Nieco zawstydzoną, prawdziwą. Nawet nie drgnęła, gdy kosmyk jej włosów zsunął się z czubka głowy na jej twarz. A Poniatowicz bez zbędnego namysłu podniósł dłoń i starannie odgarnął go za jej ucho.

Przecież nie był głupi. Młoda Zającowa już dawno nim zawładnęła. Mógłby dalej podejmować próby wyparcia swoich uczuć, ale jakiż byłby to sens, skoro wystarczyło kilka spojrzeń i niewinnych gestów? Do tego, aby znowu się w niej zatracić?

- Jestem przekonana, że trochę się przyczyniłam do twojego zgorzknialstwa - powiedziała Zuza nieruchomiejąc, gdy dłoń Poniatowicza musnęła jej ucho.

- Po części tak - odparł badając jej reakcję. - Przez ciebie cały mój plan odizolowania się od świata i bytowania w samotności legł w gruzach.

- Możemy się cofnąć do etapu gbura i rozpieszczonej blondynki, która nagle stanęła ci na drodze. Jeśli tylko chcesz.

- Po pierwsze, za bardzo brakowałoby mi przekomarzania się z tobą - zaczął kładąc dłoń na jej szyi i delikatnie otarł kciukiem jej policzek. - Po drugie, nie miałoby to sensu. I tak bym o tobie myślał. Non stop. Tak jak teraz - dodał ciężko wydychając powietrze przez nos. Ich twarze dzieliły już nieznaczne centymetry. Przestrzeń między nimi była przepełniona wzajemnymi oddechami razem z pożądaniem, które stopniowo stawało się coraz trudniejsze do opanowania. Zuza jakoby bezwiednie położyła własną dłoń na przedramieniu Poniatowicza, tym samym odwodząc go od tego, aby przerwał ich dotyk. Zamrugała dwa razy, po czym powolnie spytała:

- A po trzecie?

- Po trzecie, to pragnę teraz tylko jednego - dokończył i wyzbywając się resztek wstrzemięźliwości, ujął twarz Zającowej w obie dłonie i powolnie przysunął jej wargi do swoich. Składając na nich niepospieszny i miękki pocałunek. Ten pierwszy był owiany ziarnem niepewności. Robert musiał się upewnić, czy nie przekroczył granicy. Czy nie posunął się na za daleko. Nie wybaczyłby sobie, gdyby jakkolwiek zniszczyłby tą chwilę. Ale spojrzenie Zuzy, błysk w jej oczach i odruchowe zwilżenie ust, gdy zastygli przy sobie na ułamek sekundy, było doświadczeniem wartym miliony. Bezcennym w zasadzie, bo Zającowa nieoczekiwania sięgnęła do jego szyi. Łącząc ich ze sobą ponownie.

Smakowała bajecznie. Objął ją w talii przyciągając do siebie tak blisko, jak było to możliwe i subtelnie pogłębił ich pocałunek. Czując, jak drobne palce zacisnęły się na jego karku zassał jej dolną wargę i nieznacznie mruknął, gdy w efekcie cała zadrżała w jego ramionach. Wydawała się taka drobna... oddałby teraz wszystko, aby zatrzymać ją przy sobie na zawsze. I mogły ją całować w nieskończoność, gdyby nie fakt, że zaczynało im brakować powietrza w płucach.

Ich oddechy były ciężkie, gorące. Usta Zuzy wyraźnie się zaczerwieniły, zapewne od jego szorstkiej skóry i zarostu, który zaczynał już drażnić samego Poniatowicza. Instynktownie przejechał po nich palcem, delektując się ciepłem bijącym od poruszonej Zającowej. Tkwili w ciszy namiętnie się sobie wpatrując, aż rzeczywistość gorzko dała Robertowi o sobie znać.

- Nie powinienem. Bardzo nie powinienem - westchnął ze zrezygnowaniem, zdając sobie sprawę jak bardzo wszystko skomplikował. Miał tylko cichą nadzieję w duchu, że Zuza nie zdecyduję się wymknąć z jego objęć bez słowa. Zacisnęła mocniej powieki, zanim się odezwała:

Białe niebo [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz