Tydzień później
Było mi źle z myślą, że sprawię zawód Marlenie, ale musiałam z nią w końcu porozmawiać. Ostatnie dni dały mi też dużo do myślenia, zdołałam się nieco wyciszyć... i ostatecznie doszłam do wniosku, że pół roku to zdecydowanie za długo na koczowanie pod dachem ojca, życie z uciekającymi oszczędnościami i odwlekanie wszystkiego w nieskończoność. Miałam nadzieję, że nie będzie próbowała mnie po raz kolejny przekonywać do dalszej pracy w schronisku, bo naprawdę nie potrafiłam jej odmawiać. I tak czekało mnie jeszcze wejście po rzeczy, które zostawiłam w pokoju. Dopiłam resztę kawy, aby już dłużej nie zwlekać. Chwyciłam za telefon i wybrałam odpowiedni numer.
- Cześć Zuziu! Jak się czujesz? - odebrała po dłużej chwili ze szczerą radością w głosie.
- Cześć! Dużo lepiej. Jeszcze trochę kaszlę, ale to nic wielkiego. A jak tam u was? - odpowiedziałam uśmiechając się lekko pod nosem. Dobrze ją było usłyszeć w takim nastroju.
- Ano wiesz, spokojniej się zrobiło. Chłopcy dzisiaj kończą, turystów jakoś tak mniej... tęskno mi trochę za tobą.
A niech to. Westchnęłam cicho, bo uderzyła w punkt z marszu.
- Mnie też tęskno, ale może już za kilka dni cię odwiedzę. Niech tylko noga mi się w pełni zagoi - zaczęłam niepewnie. - Wiesz, zostawiłam kilka rzeczy u siebie, a szkoda, żeby pokój stał pusty - dodałam na jednym wdechu, aby mieć to już za sobą. Wyraźnie posmutniała odzywając się po chwili:
- Na pewno nie chcesz jeszcze trochę...
- Na pewno, Marlena. Dobrze wiesz, że czuję się na górze z tobą jak w domu, ale muszę się w końcu zabrać za siebie - przerwałam jej niechętnie. - Znalazłam dwa ciekawe domy, które jadę obejrzeć po weekendzie. I idę też na rozmowę kwalifikacyjną! Nie mogę wiecznie pomieszkiwać u taty. Z resztą, rozmawiałyśmy już o tym... a czuję, że to jest właśnie ten moment - dodałam z niekrytym podekscytowaniem, bo nareszcie poczułam, że mam siłę, chęci i sposobność ruszyć z miejsca. I ku mojemu zaskoczeniu Marlena cieszyła się razem ze mną. Zdradziłam jej nieco szczegółów o ofercie pracy i domach, które znalazłam. Rozmowa zeszła później na zwyczajny tor i naprawdę mi ulżyło, kiedy się pożegnałyśmy. Obiecałam jej, że pojawię się u niej czym prędzej i że zostanę jeszcze na jedną noc. Odłożyłam więc komórkę z ulgą.
Z pewnością będzie mi brakowało schroniskowej codzienności - zapachu górskiego powietrza z rana, widoku zza okien, dziewczyn, Marleny i samej w sobie doliny, którą wręcz uwielbiałam. Wyjść na szlaki z przypływem ochoty, atmosfery panującej w jadalni... ale potrzebowałam tej przerwy aby odetchnąć, oczyścić umysł i odciąć się od wszystkiego złego, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich tygodni. Nadal sprawdzałam większość portali informacyjnych, czy przypadkiem nie pojawił się jakiś artykuł spod ręki tego całego Dulewicza, choć tata mnie zapewniał, że nie powinnam nim sobie zaprzątać głowy. Martwiłam się też o dobro ojca, czy przypadkiem nie narobiłam mu już więcej problemów, niż mogłam w ogóle przypuszczać. Ale z każdym dniem było mi coraz łatwiej. Nie wiem, czy los znalazł dla mnie odrobinę łaski, czy może faktycznie potrzebowałam solidnego bodźca aby ruszyć do przodu. Cokolwiek to było, zadziałało. I postanowiłam to wykorzystać jak najlepiej.
- Tak, to jest ten moment - powiedziałam do siebie na głos. Obróciłam się na pięcie i z powrotem usiadłam na kanapie.
***
Zaczęło się ściemniać, kiedy Robert pokonywał ostatnią prostą od Wodogrzmotów Mickiewicza do Palenicy Białczańskiej. Wydawał się dużo bardziej zmęczony po tych trzech turnusach kursu, niż po niejednej, kilkudziesięciogodzinnej akcji. I pierwszy raz od miesięcy cieszył się z perspektywy spędzenia czterech dni w domu. Nie chciał czekać do jutra. Narzucił sobie ostre tępo aby czym prędzej dotrzeć do samochodu, napisał szybkiego SMSa do Drzewuckiego, że przyjedzie po Bazyla do pół godziny i ruszył w kierunku Zakopanego.
CZYTASZ
Białe niebo [WSTRZYMANE]
Romanceℝ𝕠𝕞𝕒𝕟𝕤 𝕕𝕝𝕒 𝕜𝕒ż𝕕𝕖𝕛 𝕥𝕒𝕥𝕣𝕠𝕞𝕒𝕟𝕚𝕒𝕔𝕫𝕜𝕚, 𝕗𝕒𝕟𝕖𝕜 ℕ𝕚𝕔𝕠𝕝𝕒𝕤𝕒 𝕊𝕡𝕒𝕣𝕜𝕤𝕒 𝕚 𝕙𝕚𝕤𝕥𝕠𝕣𝕚𝕚 𝕥𝕪𝕡𝕦 𝕤𝕝𝕠𝕨 𝕓𝕦𝕣𝕟! Book trope: grumpy x sunshine ___ Zuza po traumatycznych przeżyciach w Karakorum decyduje się na p...