Rozdział IX

187 20 4
                                    

Gdy atmosfera między nami zdecydowanie zelżała, Robert wypił resztę herbaty i spojrzał kontrolnie na zegarek. Nawet się nie zreflektowałam, że na zewnątrz zrobiło się już całkowicie ciemno. Bazyl od dłuższej chwili drzemał przy kanapie leżąc pod naszymi stopami, a rozmowa między nami, z niewygodnej i krępującej, przemieniła się w lekką i przyjemną, jakbyśmy oczyścili się ze wszystkich niedopowiedzeń i wątpliwości względem siebie. Może znaliśmy się krótko, a stosunki nie należały do najłatwiejszych od samego początku, tak po dzisiejszym popołudniu byłam skłonna nieco zmienić o nim zdanie. Chociażby za to, że sam z siebie przyjechał mnie najzwyczajniej przeprosić.

- Będę się zbierał - powiedział podrzucając brwiami. - Nie zauważyłem nawet, kiedy ten czas zleciał.

Byłam równie zaskoczona i odruchowo wybudziłam leżącego przede mną laptopa. Gdy ekran jaskrawie się rozświetlił zauważyłam, że minęły ponad dwie godziny od momentu, kiedy Robert zapukał do moich drzwi. Już chciał się podnieść z kanapy aby odnieść porcelanowy kubek, ale powstrzymałam go odbierając garnuszek z jego rąk i odniosłam naczynia na blat kuchenny. Kątem oka zauważyłam, jak zerknął na ekran komputera.

- Szukasz czegoś? - spytał zaintrygowany, choć trochę się speszył swoją ciekawością. - Wybacz, mimowolnie zobaczyłem, co miałaś otwarte.

- Nic nie szkodzi - odparłam siadając z powrotem na kanapie. - Rozglądam się póki co, bardziej orientacyjnie bo to najgorszy moment w roku na kupno domu czy mieszkania.

Robert pokiwał głową w zastanowieniu, po czym leniwie wstał i zgarnął swoją kurtkę z oparcia. Bazyl momentalnie zerwał się na równe nogi widząc, jak zbiera się do wyjścia. Odprowadziłam go do przedsionka i stanęłam z założonymi rękami.

- Miło, że wpadłeś - odezwałam się nieśmiało, gdy zawiązał buty i stanął mi naprzeciw.

- Dzięki za gościnę. I za pyszną herbatę. To było naprawdę przyjemne popołudnie.

Pierwszy raz widziałam go uśmiechniętego i nieporuszonego tym, z czym zmaga się z reguły w górach. Jakby stał przede mną zupełnie inny człowiek, bez maski zdecydowanego i nieugiętego kierownika zimowych akcji. Oczywiście, jego postawa i nastawienie były konieczne w pracy, ale nigdy bym nie przypuszczała, że jest też ciepłym, taktownym i zabawnym mężczyzną, z którym przyszło mi spędzić tak dobrze czas.

- W zasadzie... - zaczął gdy chwycił za klamkę wahając się na moment. - Widziałem niewielki dom na sprzedaż w okolicach Brzegów w Bukowinie. Stosunkowo niedawno pojawił się baner na płocie i wątpię, żeby był wystawiony przez pośredników, jeżeli ma to dla ciebie znaczenie.

- Naprawdę? - Chyba nad wyraz zareagowałam, bo Robert głośno się zaśmiał widząc mój entuzjazm. - Kurcze, może to nieodpowiedni moment tuż przed Bożym Narodzeniem, ale mocno rozważam tamte rejony.

- Mogę cię tam zabrać, jeżeli masz ochotę. Kojarzę, że mieszka tam starsze małżeństwo bo czasem handlują serkami przy drodze. Mogę do nich wstąpić, bo i tak tamtędy przejeżdżam.

Zagryzłam policzek w zastanowieniu, bo takiej okazji nie znalazłabym w internecie. Po drugie... to było naprawdę miłe, że Robert wyszedł z taką propozycją. Znowu mnie zaskoczył. Może to nie był głupi pomysł? Pewnie i tak jeździłabym sama, a we dwoje zawsze byłoby raźniej.

- Jeżeli nie byłby to dla ciebie kłopot - zaczęłam niepewnie - To chętnie bym się tam wybrała zaraz po Świętach.

- Zajadę tam jeszcze dzisiaj w takim razie i spytam, kiedy moglibyśmy przyjechać - odpowiedział jakby ucieszony, nacisnął klamkę i spojrzał na mnie przed wyjściem. - Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj.

Białe niebo [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz