Rozdział XXI

298 23 12
                                    

Na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Dawno, z pewnością. Bo tak, jak rozsiedliśmy się na kanapie po obiedzie, tak od tamtej pory ani razu nie przeszło mi przez myśl, aby zerknąć na zegarek. Czułam się trochę... jak w domu. Jakbym wcale nie musiała się przejmować jakimkolwiek powrotem. Czy faktem, że powinnam się już zbierać, nie chcąc nadużywać gościnności. Wręcz przeciwnie. A jego dłonie, luźno spoczywające na moim udzie, cyklicznie mi przypominały, że wcale nie chciał, abym gdziekolwiek odeszła.

Siedzieliśmy przy sobie od godzin. I rozmawialiśmy. Nieustannie. Jakby los na podzielił na miesiące rozłąki i dopiero teraz pozwolił na nadgonienie zaległości.

- Wciąż się zastanawiam, skąd znajdujesz siłę na wszystkie dyżury, akcje i wypożyczalnię w międzyczasie - pokiwałam ze zdumieniem głową. - A co z zajęciami ze wspinaczki?

- Ze ścianki zrezygnowałem kilka tygodniu temu. Faktycznie trochę się tego nawarstwiło - odparł bawiąc się drugą ręką moimi włosami od tyłu. Wtopiłam się bokiem w oparcie tuż przy ramieniu Roberta, w trakcie gdy podciągnął moje nogi i ułożył je na swoich udach. I nagle wyraźnie zmarkotniał. - Temat z wypożyczalnią też nie jest łatwy.

- To znaczy? - zmarszczyłam brwi widząc jego zrezygnowanie.

- Tak naprawdę to moja przyjaciółka, Agata, opiekowała się wypożyczalnią po śmierci ojca. I chyba przywykłem do myśli, że tak już po prostu zostanie - zatrzymał się w pół zdania, a jego wzrok jakby zawisł na martwym punkcie za nami. Fakt, o śmierci jego ojca huczała cała Polska. Ale nie miałam do tej pory odwagi zapytać wprost o mamę. I chyba nie był to odpowiedni moment.

- A coś nie tak z Agatą? - przypomniałam sobie, jak kiedyś zadzwoniła do Roberta gdy jechaliśmy jego samochodem. - Długo się przyjaźnicie?

- Tak, prawie całe życie... nie wiem czy kojarzysz Brodę, to jego żona. Z obojgiem znam się od łebka, a Agata już od szkoły średniej dorabiała sobie w wypożyczalni u ojca. I jakoś tak wyszło, że zawsze z tatą mieliśmy ją obok. Latami. Ale cóż... - nagle zamrugał intensywnie i wrócił spojrzeniem na mnie. - Starali się od trzech lat o drugie dziecko i się udało. Więc mam czas do lata aby się zastanowić, co zrobić.

Widać w nim było radość, gdy mówił o szczęściu przyjaciół, ale jego przygnębienie nie minęło. I faktycznie, im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej krystalizowała mi się jego sytuacja. Wróciłam pamięcią do zdjęcia, które dostrzegłam na jego regale. Rodzinny biznes z tak wieloletnią historią, sentymentem zapewne... a niebawem będzie musiał się z tym zmierzyć sam, ze służbą w TOPRze na czele.

- Ale chyba nie planujesz zrezygnować z prowadzenia wypożyczalni? Przecież jesteś w tamtej okolicy jedynym z takim asortymentem. I na pewno z dużą renomą.

- No właśnie... renoma renomą. Faktycznie pojawiają się u nas klienci, którzy stricte chcieli u nas wypożyczyć sprzęt. Ale nowe, sponsorowane wypożyczalnie nawarstwiają się na Podhalu jak grzyby po deszczu. Do tego pomimo największych starań Agaty i moich, nadal jest ogrom rzeczy do zaopiekowania... już w tym roku miałem problem z nartami i butami, bo przecież to wszystko się w końcu zużyje, a ja też nie jestem w stanie każdej sztuki cyklicznie naprawiać. To ogrom wysiłku i zaangażowania.

Robert przeciągle westchnął, przetarł oczy i zacisnął lekko dłoń na moim udzie zdając się na blady uśmiech. Nie chciałam wiercić głębiej. Widać po nim było, że nie chciał dalej ciągnąć tego wątku. Postanowiłam więc zmienić temat.

- Czy to była Agata? Na tamtym zdjęciu? - wskazałam palcem na upchaną ramkę między książkami.

- Nie, to nie była Agata - odpowiedział ponuro, aż nad to, bo momentalnie pożałowałam, że w ogóle zapytałam.

Białe niebo [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz