Łamie wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego jadąc do tego przeklętego magazynu. Najgorsze jest to, że nie mam przy sobie komórki i nie mogę wcześniej wezwać do niego karetki. On może teraz w samotności umiera.
Ocieram łzy dłonią i jeszcze mocniej naciskam na gaz.
Jestem teraz na siebie wściekła, ze tyle razy życzyłam mu śmierci. Mam teraz ogromną nadzieje, że moje czcze gadanie się nie sprawdzi.
Jeszcze tylko kilka kilometrów i załaduje męża do auta, a następnie zawiozę do szpitala. Muszę być dobrej myśli i wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży.
Podjeżdzam pod magazyn, a następnie do niego wbiegam. Widzę leżącą sylwetkę Nialla i do niego dopadam.
Jest jeszcze mocniej pobity, a na dodatek ma ranę kutą brzucha.
– Nie możesz mnie zostawić kochanie – mówię i próbuję go podnieść. On jak najszybciej musi się znaleźć pod opieką lekarzy. A niestety to, że kilka tygodni wcześnie go postrzeliłam nie wpływa pozytywnie na jego stan.
– Ava – ledwo wypowiada, a ja nie mogę ukryć uśmiechu.
– Błagam cię kochanie musisz wstać i pomóc mi dojść do samochodu, obiecuję, że to nie jest daleko.
– Bałem się, że już więcej cię nie zobaczę, on mi powiedział, że już mnie nie kochasz i wolisz Louisa – bardzo powoli się podnosi jednocześnie się przy tym krzywiąc.
I tak podziwiam jego siłę.
– Kłamał – jest ciężki i z trudem udaje mi się go dźwigać, ale nie mogę się poddać. Już nie jest daleko. Jeszcze trochę. Muszę dać radę.
– Tak bardzo cię kocham, proszę nie zostawiaj mnie – jego głos jest słaby i błagalny. Ledwo się powstrzymuje żeby nie zacząć płakać, ale teraz mi nie wolno. Muszę być silna. Dla niego.
– Już się ode mnie nie uwolnisz – informuje go. Jak tylko doprowadzam go do auta to on traci przytomność. Sprawdzam puls i jak go wyczuwam to zaczynam jechać.
Nie ma czasu do stracenia.
Tym razem jadę o wiele uważniej. Nie mogę doprowadzić do żadnego wypadku.
Po dwudziestu paru minutach udaje mi się dojechać do jakiegoś szpitala. Wybiegam z auta i biegę na recepcje po pomoc.
Pani pielęgniarka reaguje bardzo szybko i wzywa saniatriuszy, którzy zabierają Nialla z auta. Dopiero teraz pozwalam sobie na chwilę słabości i łzy zaczynają spływać z moich oczu.
Siadam na krześle i rozpłakuje się już na dobre.
Moje życie jest tak pochrzanione, że jak tylko coś zaczyna się układać to dzieje się coś takiego co wszystko pieprzy. Ileż bólu i cierpienia może przetrwać jeden człowiek? Czym ja sobie na to wszystko zasłużyłam.
Mija godzina, dwie, a później trzy, a ja nadal nie mam żadnych informacji. Wpatruje się ciągle w ten wielki zegar i obserwuje wskazówki, które przesuwają się dziś irytująco wolno.
– Powinnaś wrócić do domu – podnoszę wzrok z podłogi gdy słyszę głos mojego brata. Marszczę brwi na jego widok, ale po chwili przypominam sobie, że on w ramach bezpieczeństwa zamontował sobie lokalizację w aucie.
– Wynoś się stąd – warczę w jego kierunku. On jest sprawcą wszelkiego mojego cierpienia.
Wszystko zło co mnie teraz spotyka to jest tylko jego wina. Najpierw mnie oddał Niall'owi, a teraz gdy coś do niego poczułam to postanowił mi go odebrać.
— Będąc tu w niczym mu nie pomożesz. A w domu się wyśpisz.
— A ty pewnie w tym czasie go dobijesz. Masz mnie za idiotkę! — wstaje. Kręci mi się w głowie, ale to ignoruje.
To na pewno ze zmęczenia.
— Obiecałem Louis'owi, że dostanie swoją zemstę. Teraz już mnie nie interesuje co się z nim stanie.
Nagle zaczynam coraz bardziej słabnąć, a obraz mi się rozmywa. Nie potrafię już się utrzymać na nogach, a oczy same mi się zamykają.
Liczę na waszą opinię