Zanim tylko otwieram oczy dociera do mnie, że boli mnie głowa.
Kurwa, nie mam nawet pojęcia czemu, nie przypominam sobie żebym piła.
Przekręcam się na bok i ręką szukam Nialla by się do niego przytulić. Nie natrafiam jednak na jego ciało. Cholera, on nie powinien jeszcze wstawać.
Powoli otwieram oczy i dopiero po chwili przypominam sobie co się wydarzyło.
Ja nie jestem w swoim domu! To Louis mnie porwał!
Szybko się zrywam do pozycji siedzącej czego szybko żałuję, bo czuję jakbym znajdowała się na karuzeli. Wszystko mi wiruje.
− Szybko się obudziłaś – dociera do mnie głos Louisa. Podnoszę głowę i widzę go stojącego obok drzwi. Nawet nie zauważyłam jak wrócił.
Nagle chwytam się za brzuch.
A jak coś się stało mojemu dziecku? O tak wczesną ciążę należy szczególnie dbać, a ja zostałam nafaszerowana jakimiś środkami niewiadomego pochodzenia.
− Jak tylko poczuję się lepiej to dostaniesz w pysk? Jakim prawem mnie tak traktujesz!
− Mogę cię zapytać o to samo. Najpierw ten twój popierdolony mąż postanowił mnie zabić przez co kilka tygodni spędziłem w szpitalu, a ty mnie po tym wszystkim zostawiłaś. Opiekujesz się nim chociaż powinnaś pragnąć jego śmierci.
− A kim ty jesteś by mówić mi co mam czuć?
− Twoim chłopakiem i do niedawna sądziłem, że jestem też miłością twojego życia.
− Byłeś jedynie chwilowym zauroczeniem – ciężko jest mi utrzymać się w pozycji siedzącej, ale muszę to zrobić. Nie wolno okazać słabości.
− Nie, to Horan nim jest. A ty jak tylko się od niego uwolnisz to, to zrozumiesz – mówi pewnym głosem. On naprawdę w to wszystko wierzy. Wbił to sobie to głowy i nic co do niego powiem nie zmieni jego myślenie.
Nagle do mnie dociera, że w tym domu oprócz mnie był także Niall. I to jeszcze słaby po tym pobiciu. W takim stanie był łatwym celem.
− Jeśli Niall'owi coś się stało – zaczynam z groźbą w głosie chociaż oboje wiemy, że nie mogę mu teraz w żaden sposób zagrozić.
− Byłem zbyt zajęty tobą by zawracać sobie nim głowę – mimo wszystko te słowa sprawiają, że czuję ulgę. Dobrze, że chociaż on jest cały. – A ty teraz sobie odpocznij, bo widać po tobie, że jeszcze słabo się czujesz.
Wychodzi, a ja mimo wszystko staram się wstać.
Nie mogę tak leżeć bezczynnie. Muszę wrócić do domu, teraz mój mąż nie jest w stanie mi pomóc, a na brata nie mam co liczyć.
Wstaje, ale po chwili upadam na podłogę.
Moje nogi są jak z waty, a ciało wydaje się takie ciężkie.
Siadam i opieram się o łóżku. Nie marnuje już więcej siły żeby wstawać.
Ze snu budzi mnie podnoszenie. Otwieram oczy i widzę jak Louis układa mnie na łóżku.
− Jak zawsze uparta – komentuje i układa mi pod głowę poduszkę. – Ja jednak zawsze wiedziałem jak pokonać ten twój upór.
Nie komentuje tego, ale to właśnie Niall był w tym lepszy. Wywiózł mnie na odludzie, które naprawdę pokochałam.
— Tym razem zdania nie zmienię. Nie masz na co liczyć.
Kładzie dłoń na moim brzuchu, ale ja szybko ją strzepuje. Nie pozwolę mu się dotykać!
— Nadal twierdzę, że wystarczy jedno twoje słowo, a uznam dziecko i ono nigdy nie odczuje, że nie jest moje.
Nawet gdybym kochała Louisa to nigdy bym się na coś takiego nie zgodziła. Zbyt dobrze wiem jak Niall pragnie dziecka by mu to odebrać.
— Nigdy — warczę.
— No to lepiej zastanów się jak to będzie wyglądało, bo ja nie pozwolę ci odejść — informuje mnie, a następnie wstaje i wychodzi.
Słyszę też jak przekręca zamek u drzwi.
To mnie jednak nie powstrzyma, ucieknę od niego.
Liczę na waszą opinię.
