Louis ciągle żyje przeszłością, nie potrafi pojąć tego, że nasz związek został już zakończony. Przecież to normalne, że ludzie się rozstają.
− Mimo, że chciałeś śmierci mojego dziecko to ja nadal chcę byś był szczęśliwy. Odejdź i zajmij się swoim życiem – radzę mu. Może na początku będzie mu ciężko, tak jak mi, ale w końcu odnajdzie się w nowej rzeczywistości.
− Przemyślałem swoje wcześniejsze słowa i za nie przepraszam. Zawsze możemy wspólnie wychować to dziecko. Zapomnę kto je spłodził, bo liczy się tylko to, że ono jest twoje.
Szczerze to nie spodziewałam się takiej deklaracji.
To jednak nic nie znaczy, moje dziecko ma już swojego ojca i jest nim Nialla.
Nie mam zamiaru tego zmieniać.
− Idź już stąd, bo ta rozmowa nie ma żadnego sensu. Nie interesują mnie twoje warunki – mówię starając się nie okazywać emocji. Nie chce by zobaczył, że mimo wszystko cierpię go tak traktując.
I chociaż sama nie lubię być ignorowana to go wymijam i idę do kuchni.
Słyszę jednak, że podąża za mną. No tak, on słynie z tego, że nie lubi się poddawać.
− Wtedy ci uległam, bo nikogo innego nie było – wypowiadam te słowa będąc do niego odwrócona plecami. Tak jest łatwiej. – A teraz jest Niall. Nie pytaj, kiedy się w nim zakochałam, bo nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. Nie planowałam tego, więc nie zamierzam za nic przepraszać. To się po prostu stało.
− Ja musiałem się namęczyć by cię zdobyć – mówi z wyraźnym wyrzutem. Zupełnie tak jakby z moich słów zrozumiał, że od razu wskoczyłam Niall'owi w ramiona.
− On także, a nawet dużo bardziej od ciebie.
Nagle owija swoje ramiona wokół mojego pasa. Jego głowa spoczywa na moim ramieniu.
Dobrze, że Niall śpi, bo inaczej mogłoby dojść do jakiejś tragedii.
− Nie wierzę, że sama się godzisz na takie życie – szepcze mi do ucha. – To do ciebie nie podobne.
Odpycham go od siebie i gwałtownie go od siebie odpycham.
− Przestań mi wreszcie mówić czego chcę, bo sam nie masz o tym pojęcia. Nigdy nie byłam z tobą tak szczęśliwa jak teraz jestem z Niall'em – warczę w jego stronę, a na jego twarzy pojawia się złość. No cóż skoro nie można po dobroci to trzeba mu to wytłumaczyć w inny sposób.
− Sądziłem, że uda mi się to załatwić w inny sposób, ale Laura jednak miała rację. On ci wyprał mózg – wyciąga z kieszeni niewielką strzykawkę napełnioną jakimś płynem.
Patrzę na niego z nie dowierzaniem, bo akurat po nim to bym się tego nie spodziewała.
Szok jednak szybko mija i zaczynam się z nim szarpać. Nie mogę pozwolić by mnie odurzył.
− Co ty wyprawiasz do cholery? – wrzeszczę i powstrzymuję jego dłoń by mi tego nie wstrzyknął. Mam pewne szanse ze względu na to, że on nadal musi być osłabiony po śpiączce.
− Kiedyś mi za to podziękujesz – oznajmia i wkręca mi rękę, a następnie wbija mi igłę w ramię i opróżnia strzykawkę.
Upuszcza ją na ziemię i bierze mnie w ramiona.
To głupie, może nawet irracjonalne, ale ja i tak nadal staram się go odepchnąć.
Siły jednak zaczynają mnie bardzo szybko opuszczać. Gdyby nie to, że Louis trzyma mnie przy sobie to na pewno już bym leżała na podłodze.
− Zaśnij kochanie – mówi spokojnym tonem głaszcząc mnie po głowie. – Jak się obudzisz to będziemy już daleko stąd.
Nie umiem już mu odpowiedzieć tylko powoli zapadam w sen, którego nie potrafię powstrzymać.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.