dwadzieścia osiem

11.2K 1K 192
                                    

Rowan

Myślałem, że wiem co strach.

Żyłem w przekonaniu, że doznałem wielu strasznych momentów w swoim życiu. Oczywiście z wiekiem one eskalowały, bo gdy byłem mały bałem się dostania złej oceny czy zgubienia się w środku lasu.

Jak byłem nastolatkiem bałem się przechodzić obok łysych kiboli, wmawiając sobie, że mnie zaatakują.

Jak dorosłem, nauczyłem się bać o przyszłość. To towarzyszy chyba każdemu i momentami bywa naprawdę przerażające. Brak pieniędzy, dachu nad głową, samotność... Nasze najgorsze obawy.

Były niczym.

Niczym, gdy siedziałem w wigilijną noc na szpitalnej podłodze, oparty o ścianę, trzymając ramiona owinięte z całych sił wokół kobiety, która jest miłością mojego życia i która płakała tak długo, że zmęczyła się, wykończyło ją to i zasnęła.

Myślałem, że znam ból. Czułem go wyraźnie, dogłębnie w sercu tego wieczoru, gdy dowiedziałem się o śmierci Hugo. Gdy trzymałem roztrzęsioną London, gdy widziałem mętne spojrzenie Sophie, która zamilkła, nie odzywając się do nas ani słowem przez długie dni po tym.

Czułem ten ból, widząc żałobę wokół siebie, pośród moich przyjaciół i rodziny. Czułem go podczas pogrzebu i wciąż go czuję, wiem że będę to robił już zawsze. Wiem, że ból straty mojego przyjaciela zostanie ze mną w sercu i wiem też, że w końcu go zaakceptuję, przyjmę i nauczę się go traktować jak pamiątkę.

Jednak nigdy, przenigdy nie chcę znaleźć w sobie miejsca na jeszcze więcej bólu. Nie przyjmuję tego nawet w żadne „jeśli".

Zamrugałem szybko, próbując odgonić łzy, które zaszły mój widok, ale nie udało mi się to i spłynęły one po moich policzkach. Nie przetarłem ich, bo musiałbym się ruszyć, a to obudziłoby London.

Przekręciłem jednak głowę w bok, spoglądając na Holland, która właśnie wróciła z tanimi kawami z automatu, stawiając je na plastikowym stoliku.

Spojrzałem na zegarek. Trzecia nad ranem.

– Powinniście wrócić do domu – szepnąłem, więc dziewczyna odwróciła się do mnie, a ponad jej ramieniem zerknął na mnie Misha.

Zaraz za nim zrobił to Corbin, na którego ramieniu leżała oparta głowa Florence. Kenya przechadzała się po końcu korytarza, rozmawiając aktualnie przez telefon. Wysłała Jamiego jako kierowcę do domu, aby odwiózł Jimenę i Almę.

Nigdy nie wyobrażałem sobie, aby Alma płakała. Nawet nie przypuszczałem do siebie myśli, że jest do tego zdolna. Jednak dziś widok jej łez ukruszył coś w moim sercu. Mam wrażenie, że już nigdy nie spojrzę na nią tak samo.

Szpital w Albuquerque nie był szpitalem specjalistycznym dla dzieci, więc kroki podjęte tutaj miały charakter pierwszej pomocy. Zdawałem sobie sprawę, że czeka nas długa droga i komplikacje z tym związane, ale nikt nie powiedział tego na głos.

Zresztą, to nie ma znaczenia. Jeśli będzie trzeba to poruszę cały świat, aby pomóc mojej malutkiej wróżce.

Znów poczułem łzy w oczach i znów zamrugałem szybko.

– Nie ma mowy – odpowiedziała Holland, wyglądając na wściekłą, że w ogóle to zaproponowałem.

– Powinnyśmy być z nimi przez ostatnie sześć lat – dodała Kenya, kończąc swoją rozmowę telefoniczną i podchodząc bliżej nas.

London poruszyła się niespokojnie, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Pogłaskałem ostrożnie jej włosy, chcąc dać jej choć odrobinę komfortu.

WICKED NIGHT [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz