dwadzieścia

19K 1.2K 651
                                    

drugi rozdział dziś, więc nie pomylcie się

co złego to nie ja

...

London

Sophie przekazała mi dodatkową słomkę do picia, stojąc za ladą w kinie. Wyglądała na zmęczoną, a czeka ją jeszcze kilka godzin zmiany.

– Może przywieźć ci coś do jedzenia? – zapytałam, na co pokręciła głową. – Dobrze się czujesz?

– Tak – mruknęła. – Tylko... Ostatnio mam takie dziwne paranoje, że coś jest nie tak.

– Co dokładnie?

– Nie wiem. Nie umiem ci tego wyjaśnić – przyznała, opierając się o ladę. – Ale mam złe przeczucia. Jakby coś miało się stać.

– Po prostu się stresujesz rozwodem – odpowiedziałam, na co kiwnęła lekko głową. – Wysłaliście mu już pismo?

– Tak – odparła. – Kilka dni temu. Powinno już do niego dotrzeć, ale to była ta łatwiejsza część odnośnie rozwodu. Jutro mam rozmowę online z prawniczką odnośnie... tej cięższej części, czyli zarzutów wobec Orsona – powiedziała ciszej. – Rozprawa i tak musi się odbyć w Nowym Jorku. Na myśl o powrocie tam aż mnie skręca.

– Polecę z tobą.

– To na pewno trochę potrwa – zauważyła. – Zapewne długo. Zresztą, jeśli zarzucimy mu to wszystko... Będziesz świadkiem i tak będziesz musiała tam przylecieć.

– Dlaczego mówisz to w taki sposób, jakbyś wciąż się wahała? – zapytałam, marszcząc czoło. – Chcesz, żebym ja to zrobiła? Mogę go pozwać. Mam do tego prawo, mocne podstawy.

– Jestem po prostu zmęczona, London. – Przymknęła oczy. – I cholernie się boję.

– Wiem. Dlatego nie ma mowy, że puszczę cię tam samą na... ile? Dwa tygodnie? Trzy?

– Najmniej trzy – zauważyła smutno.

– I tak muszę w końcu załatwić sprawę z mieszkaniem. Uregulować rachunki, zabrać rzeczy. Muszę też poprosić ubezpieczyciela, aby listy przesyłał na nowy adres. Unikam tego od miesięcy – wymieniałam, patrząc w oczy przyjaciółki.

– Nie mam na tyle odwagi, aby pójść do tego budynku.

– Nie pójdziesz – zapewniłem ją. – Zatrzymamy się w motelu. Wyczaję godzinę jak Orsona nie będzie i wtedy pójdę do mieszkania.

Sophie patrzyła na mnie z przerażającą pustką w oczach. Pokręciła głową.

– Nie wierzę, że to się naprawdę dzieje – wyszeptała. – Że to... Koniec.

– To jest początek, Sophie – poprawiłam ją, posyłając w jej stronę uśmiech.

Milczałyśmy przez chwilę, aż ona zapytała:

– A co z Rowanem?

– Co z nim?

– Zostawisz go tutaj?

– To tylko kilka tygodni – odpowiedziałam. – Nie przejmuj się tym. Jadę z tobą, to postanowione.

– Nie chcesz go zabrać?

– Kto zajmie się księgarnią? – spytałam. – Odsapnięcie od siebie dobrze nam zrobi.

– Nie chcę was od siebie oddalać. W końcu jesteś szczęśliwa, London...

– Przecież to nie koniec świata. Co złego może się stać? – zapytałam, unosząc brew. – Zresztą, nie wiem. Może powinnyśmy ich w to wtajemniczyć?

WICKED NIGHT [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz