16.

168 20 6
                                    

yi-seo powoli uniosła ociężałe powieki i prześlizgnęła wzrokiem po otoczeniu. znajdowała się w swoim pokoju. przez żaluzje przebijały się promienie porannego słońca.

nagle poczuła ból głowy, a wspomnienia wczorajszej nocy zaczęły do niej wracać pod powłoką grubej i gęstej mgły.

była na imprezie. piła. tu urywał jej się film. ktoś musiał ją tu ściągnąć. zaczęła szukać swojego telefonu. leżał spokojnie na stoliku nocnym. chwyciła go do ręki i zajrzała w historie połączeń, a następnie w wiadomości i wszystko stało się jasne.

jungwon.

szepnęła do siebie, uderzając się pięścią w czoło. poczuła się żałośnie. czemu do niego pisała skoro była zła. nigdy więcej już jej usta nie napotkają kropli alkoholu.

w tym samym czasie jungwon krążył między stolikami roznosząc zamówienia. nie mógł się jednak skupić, bo jego głowę zajmowała pewna blondynka. wczoraj gdy odwiózł ją do jej domu zobaczył, że dziewczyna jest całkiem sama w tej ogromnej złotej klatce. dom stał pusty, a pierwszoklasistka pozostawiona na pastwę losu to nie do końca dobry pomysł. w tamtej chwili cieszył się, że nie ma pieniędzy, ale ma za to kochającą babcię. pieniądze nie kupią miłości i poczucia bezpieczeństwa.

jego zamyślenia przerwała osoba, która zakryła mu oczy dłońmi.

- woniś, zgadnij kto to? - piskliwy głos wdarł mu się do ucha.

- joori. - odpowiedział bliski łez.

- zgadłeś. - dziewczyna podskoczyła z ekscytacji.

- jestem aktualnie w pracy. pogadamy później, okej? - zapytał speszony.

- poczekam tu na ciebie, aż skończysz zmianę. - powiedziała, rozsiadając się wygodnie przy jednym ze stolików.

jungwon uśmiechnął się niezręcznie, po czym uciekł na zaplecze. scenariusz z jego najciemniejszych koszmarów. musiał znaleźć sposób na to jak się stąd wydostać.

***

yi-seo dotarła pod kawiarnie, w której pracował jungwon. sama nie wiedziała czemu tu przyszła. była zła na siebie bo uznała to za oznakę słabości. gdy zataczała kolejny okrąg w bezpiecznej odległości od lokalu, dostrzegła jak przez drzwi kawiarni, wychodzi chłopak z jakąś dziewczyną, która oplotła swoje dłonie dookoła jego ramienia.

- jungwon. - szepnęła do siebie, po czym zdecydowanym krokiem podeszła do tej dwójki.

- widzę, że na nic tu przyszłam. - parsknęła blondynka.

- yi-seo? - chłopak się ździwił.

- woniś, to znowu ta wredna dziewczyna. ochronisz mnie, prawda?

- przede mną to cię nawet modlitwy do matki boskiej nie ochronią. - powiedziała yi-seo zbliżając się do dziewczyny z morderczym spojrzeniem.

- yi-seo idź stąd. - powiedział jungwon.

blondynka stanęła jak zamurowana. tego się nie spodziewała. zlustrowała ich wzrokiem. brunet wyglądał tak obco i chłodno. nie biło od niego to mdlące ciepło. yi-seo wyminęła ich, szturchając joo-ri.

zadzwoniła po swojego kierowcę, aby ten zawiózł ją do ji-ho. dawno u niego nie była. straszna z niej przyjaciółka.

potrząsnęła głową.

eight love letters - yang jungwon enhypenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz