8.

180 16 10
                                    

yi-seo szła obok jungwona analizując jego uśmiechnięty lewy profil. chłopak powiedział, że ma coś do załatwienia i czy to nie będzie problem jeśli po drodze zahaczą o jedno miejsce. dziewczyna nie miała nic przeciwko temu, więc się zgodziła.

po kilkunastu minutach żwawego marszu dotarli przed ogromny budynek. była to biblioteka.

- chcesz zostać przed, czy wejść ze mną? - zapytał.

- nigdy nie byłam w bibliotece, więc... - zaczęła.

- nigdy?! w takim razie tym bardziej chodź ze mną. - jungwon wykorzystał zaskoczenie dziewczyny i złapał ją za dłoń i poprowadził do wejścia.

gdy ich palce się zetknęły, policzki chłopaka zarumieniły się jak dojrzałe maliny. przygryzł wargę i wszedł do budynku.

yi-seo prychnęła cicho na gest ze strony chłopaka. już był jej. pełna satysfakcji nie puściła jego dłoni. jednak chwilę później nadeszło małe rozczarowanie.

jungwon, gdy tylko znaleźli się w środku, puścił jej dłoń i odsunął się.

"czyli jednak nie będzie tak łatwo." - pomyślała marszcząc brwi.

weszli razem do czytelni, a przed nimi rozpostarły się kilku metrowe regały z tonami książek. dookoła roznosił się przyjemny zapach papieru, nowego jak i starego. jungwon udał się w kierunku konkretnego działu. yi-seo przeczytała na tabliczce informacje o tych regałach, do których kierował się chłopak.

- poezja? - zapytała.

- tak jest. - powiedział szczerząc się od ucha do ucha.

- a tobie co z twarzą? - spojrzała na niego krytycznym wzrokiem.

chłopak spoważniał i odwrócił się szybko zmieszany, jednak po chwili ponownie jego twarz zalśniła uśmiechem. chłopak wyjął cieniutką małą książkę, po czym zawrócił do blondynki zadowolony.

- możemy iść. - machnął na nią dłonią.

- oh okej. - dziewczyna schowała dłonie do kieszeni mundurka i podążyła za jungwonem.

młoda bibliotekarka, niewiele starsza od nich, posyłała uśmiechy w stronę chłopaka, na co jungwon oblewał się rumieńcem. yi-seo nie podobało się to, więc szybko podeszła do lady.

- skarbie? masz już wszystko? - chwyciła chłopaka pod ramię i uśmiechnęła się złośliwie w stronę bibliotekarki, której mina zrzedła.

- uh, tak. - jungwon był teraz jak truskawka.

ukłonił się szybko w stronę bibliotekarki, po czym yi-seo wyciągnęła go z budynku. od razu po wyjściu yi-seo go puściła i się otrzepała.

- co to było? - zaśmiał się niezręcznie.

- podrywała cię, więc trzeba cię było ratować. - powiedziała robiąc pewną siebie minę.

- przed czym? - zaśmiał się.

- przed twoim tragicznym wyborem. - prychnęła, jakby to było oczywiste.

yi-seo odwróciła się na pięcie i zeszła szybko po schodach. jungwon od razu pobiegł za nią roześmiany.

całą drogę śmiali się z siebie nawzajem, po czym dotarli do domu ji-ho. stali naprzeciw siebie w ciszy. jungwon spoglądał na swoje buty, przygryzając policzki.

- to ja będę lecieć. - pomachała do niego i już otwierała furtkę, gdy chłopak złapał ją za nadgarstek.

- to dla ciebie. przeczytaj sobie. - położył na jej dłoni książkę, którą wypożyczył w bibliotece.

- dziękuję, ale nie wydaje mi się, by poezja była czymś co mnie kręci. - wzruszyła ramionami i weszła do środka, zostawiając chłopaka samego. jungwon cicho wykonał gest zwycięstwa i skierował się w dół ulicy, szczerząc się do siebie.

gdy dotarł do domu, było już ciemno. przy stole stała jego babcia, rozkładająca miski z ryżem.

- jest i mój lowelas. - uśmiechnęła się i przytuliła wnuka na powitanie.

- babciu! - zarumienił się.

- no co? dobra, siadaj bo ci jedzenie wystygnie. - usiedli przy małym stole i zaczęli jeść.

- to jest ta dziewczyna, do której piszesz listy? - zapytała.

- skąd ty to... babciu! grzebałaś mi w pokoju?! - oburzył się.

- muszę być pewna, że wychowałam dobrego mądrego chłopca. - pogłaskała go po policzku. - ten fragment o gwiazdach bardzo mnie urzekł. twój list bardzo mi przypominał listy, które twój dziadek mi podrzucał gdy byliśmy młodzi. to była prawdziwa miłość. - kobieta rozmarzyła się, patrząc na zdjęcie mężczyzny, stojące na komodzie.

- to prawda. byliście sobie przeznaczeni. - jungwon położył swoją rękę, na dłoni staruszki.

- wiesz co? ty i ta dziewczyna, przypominacie mi mnie i twojego dziadka, gdy byliśmy młodzi. może w to nie uwierzysz, ale byłam buntowniczką, zupełnie jak panna jo. - na to wspomnienie kobieta się zaśmiała, po czym wstała i zaczęła szukać, czegoś w komodzie. - mam tutaj nasze zdjęcie.

pokazała zdjęcie, na którym znajdowała się ona i jej mąż. jungwon roześmiał się na widok babci, która miała mocny makijaż na sobie i krótką fryzurę. następnie jego wzrok padł na mężczyznę obok niej. chae-won też spoglądała na niego, z oczami pełnymi czułości.

- wyglądacie tak samo. - wskazała palcem na twarz mężczyzny.

- nie jestem nawet w połowie tak przystojny jak dziadek. - chłopak się zaśmiał. - au!

złapał się za głowę, w którą uderzyła go babcia.

- nie gadaj bzdur. jesteś jeszcze przystojniejszy od niego i masz najpiękniejszą duszę, jaką kiedykolwiek dane mi było poznać. jesteś jak on, ale jesteś też jungwonem. tym uroczym berbeciem, który zawsze wylizuje mi łyżki gdy robie ciasto czekoladowe. tym słodkim chłopcem, który jest dla każdego miły nie ważne co. - położyła dłoń na policzku chłopaka, który się popłakał. - podoba ci się ta dziewczyna?

- tak. - pociągnął nosem uśmiechając się.

- jesteś pewien, że cię nie zrani? - zapytała z troską w głosie.

- babciu, jaka by była wartość miłości, gdyby nie było tego ryzyka? - spojrzał na nią uśmiechnięty.

- masz rację chłopcze. jesteś jeszcze mądrzejszy niż myślałam. dobra, rozgadaliśmy się. pozmywaj naczynia i leć pisać do niej list. ma być jeszcze lepszy niż ten pierwszy. - z surową miną wypowiedziała ostatnie zdanie.

- tak jest szefowo! - zasalutował jej uśmiechnięty od ucha do ucha.

gdy uporał się z naczyniami, biegiem udał się do swojego pokoju. usiadł przy biurku, i wyciągnął z szuflady czystą kartkę. chwycił pióro i zaczął pisać. co jakiś czas wystawiał język, gdy się skupiał. po północy padł na łóżko z ogromnym uśmiechem na ustach.

chae-won weszła do jego pokoju, gdy zobaczyła, że pali się światło. dostrzegła chłopaka śpiącego z ogromnym uśmiechem na ustach. stanęła przy biurku i przeczytała drugi list. po policzku poleciała jej łza, a usta uśmiechnęły się mimowolnie gdy spojrzała na wnuka. podeszła i przykryła go kocykiem.

- śpij dobrze. - szepnęła i pocałowała go w czoło, po czym wróciła do swojej sypialni.

uklękła przy ołtarzyku i złożyła ręce do modlitwy.

- boże, miej to dziecko w opiece i zadbaj o to by nic złego mu się nie przytrafiło. a jeśli nie dasz rady tego zrobić, to daj mu osobę, która pozwoli mu przezwyciężyć wszystkie trudności. amen. - spojrzała na zdjęcie chłopaka, które stało na jej stoliczku nocnym.

pięciolatek spał na fotelu, a w dłoniach trzymał grubą książkę, którą czytał. kobieta uśmiechnęła się i położyła się spać

⋆ ˚。⋆୨୧˚ ˚୨୧⋆。˚ ⋆

a/n: ponownie się rozchorowałxm, więc możecie liczyć na jakieś rozdziały. dajcie znać koniecznie jak wam się spodobał ten rozdział. trzymajcie się cieplutko.

eight love letters - yang jungwon enhypenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz