12.

198 18 16
                                    

jungwon podrzucił yi-seo do jej domu około południa. pierwszy raz widział posiadłość dziewczyny i był w niemałym szoku. po chwili się jednak otrząsnął.

- yi- seo. - zwrócił się do niej, gdy ta zbliżała się do ogromnej bramy.

- tak?

- jakby coś się działo to dzwoń. nie ważne o jakiej porze. - uśmiechnął się szeroko.

blondynka w odpowiedzi skinęła głową, po czym zniknęła za ogromną czarną bramą.

chłopak stał tam jeszcze przez chwilę, po czym odjechał. yi-seo natomiast musiała stawić czoła ojcu i macosze. położyła dłoń na zimnej klamce. wzięła głęboki oddech, po czym weszła do środka. 

w domu panowała cisza. dźwięk zamykających się drzwi odbił się echem. nie była zaskoczona. powoli zsunęła trampki z stóp, po czym cicho skierowała się po schodach do swojego pokoju.

położyła się na łóżku, twarzą skierowaną w stronę sufitu. leżała w kompletnej ciszy. czuła, że nie jest w stanie stać. jej myśli błąkały się po różnych miejscach. próbowała je uporządkować, jak to miała w zwyczaju.

gdy życie wyślizgiwało jej się spomiędzy palców i nie była w stanie go kontrolować, musiała poukładać wszystko w swojej głowie. ojciec nauczył ją, że kontrola jest najważniejsza. mama zawsze mówiła, że najważniejsze są emocje.

może gdyby żyła, yi-seo nie miałaby tak wyziębionego serca. 

w tej chwili dziewczyna usłyszała dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. weszła pod kołdrę i udawała, że śpi. niedługo później usłyszała ciche kroki na schodach. poznała, że był to jej ojciec. zatrzymał się przy jej pokoju i otworzył drzwi. westchnął z zaskoczenia gdy zobaczył córkę, ale niczego nie powiedział, po czym odszedł. ze zmęczenia w końcu zasnęła.

blondynka pod wieczór obudziła się ze snu. przebrała się w dżinsy i białą koszulkę, a na to założyła oversize'ową dżinsową kurtkę i wyszła z domu. wsiadła na rower i ruszyła przed siebie. 

przez godzinę kręciła się po okolicy, aż w końcu dotarła pod drzewo. to jedno konkretne drzewo. zajrzała do dziupli i ku jej zdziwieniu zastała tam list w błękitnej kopercie. z ekscytacją wyjęła go z drzewa i szybko otworzyła.

droga yi-seo!

pewnie zauważyłaś już kolor koperty. nie była to z mojej strony pochopna decyzja, z reguły nie przepadam za spontanicznymi decyzjami, a jednak całkiem niedawno musiałem złamać własne zasady z pewnych powodów. 

babcia czasami pytała mnie z pretensją w głosie "czy jak ktoś będzie ci kazał skoczyć, to skoczysz?". zawsze odpowiadałem, że nie. nawet dla młodszego mnie była to zbyt raptowna decyzja. jednak teraz, gdy jestem starszy, zaczynam zastanawiać się nad odpowiedzią na to pytanie.

nie sądziłem, że w życiu na kimś będzie mi tak zależeć, by tak odejść od własnych zasad. wprowadziłaś do mojego życia spontaniczność. sprawiłaś, że wychodzę z własnej bańki komfortu i mimo tego, że wystawiam się na zranienie, nie boję się go ,nie analizuje każdego najmniejszego szczegółu. po prostu cieszę się chwilą. gdy widzę te drobne iskierki w twoich oczach, zaczynam się uśmiechać. to takie zaraźliwe.

dzisiaj trochę krótszy oraz, moim zdaniem, słabszy list. wybacz mi to. byłem po prostu bardzo zmęczony. uśmiechaj się częściej.

<3

dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. chłopak z listów zawsze wiedział co napisać by podnieść ją na duchu. jednak po chwili posmutniała. była delikatnie zdezorientowana. wiedziała, że czuła coś do jungwona, ale chłopak od listów też nie opuszczał jej głowy nawet na chwilkę.

zadzwoniła do ji-ho i wsiadła na rower.

piętnaście minut później była pod domem przyjaciela. wyszedł on w samej piżamie, bo było już późno.

- co ty tutaj robisz o tak późnej porze? - zapytał otwierając dziewczynie bramę.

- jaka urocza piżamka. - yi-seo zaśmiała się i połaskotała chłopaka po brzuchu, na co ten się zgiął w pół. 

- co masz do mojej piżamy z zygzakiem?! - udawał urażonego.

- absolutnie nic! - uniosła ręce w geście obronnym. - słuchaj ji-ho, mam do ciebie sprawę.

- zaczynam się bać.

- zdradź mi kto piszę listy, bo mam problem.

- jaki? - zapytał zmartwiony.

- chyba zabujałam się w gościu od listów i kimś jeszcze i nie chcę zranić ani jednego, ani drugiego.

ji-ho stał w szoku z otwartymi ustami i milczał. yi-seo machała mu ręką przed twarzą.

- czy ja dobrze usłyszałem? czy jo yi-seo nie chce kogoś zranić? ja chyba śnie. - przejechał dłonią po twarzy.

- haha bardzo zabawne. serio ji-ho mów! - złożyła ręce w błagalnym geście.

- dobrze wiesz, że nie mogę ci powiedzieć. ile jeszcze ci zostało listów do otrzymania?

- chyba pięć? - policzyła szybko.

- no to jeszcze trochę i się dowiesz. - chłopak szybko czmychnął do swojego domu i zamknął yi-seo drzwi przed nosem, gdy ta chciała go złapać.

robiło się już naprawdę późno, a i tak nie miała nic do roboty, więc wróciła do domu i położyła się do łóżka. założyła słuchawki i włączyła muzykę. w jej głowie zaczęły tworzyć się nierealne scenariusze. po części ją to żenowało, ale lubiła sobie wyobrażać różne możliwe sytuacje.

w jej głowie przewijał się jungwon i listy.

ପ(๑•ᴗ•๑)ଓ ♡

a/n: hejka!! wracam do was po długiej nieobecności. nie jestem zadowolonx z tego rozdziału, za co bardzo was przepraszam! zależy mi na tym, żeby was nie zanudzić, ale ostatnio po prostu nie mam weny i te rozdziały są takie nijakie. za miesiąc postaram się wrócić do regularnego wstawiania rozdziałów. życzę wam powodzenia na egzaminach/maturach, jeśli jeszcze jakieś wam zostały do napisania i trzymajcie się ciepło <3

eight love letters - yang jungwon enhypenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz