Obróciła głowę ze zirytowanym burknięciem. Usłyszała ciężkie kroki, odbijające się kałuże.
Wytężyła wzrok a zarys sylwetki stawał się coraz bardziej wyraźny.
Po chwili przed jej oczami ukazał się umięśniony mężczyzna w czarnym garniturze.– Dobry wieczór, Pani Emerson. – kiwnął głową, po czym skierował się przed drzwi auta.
Stanął przed nimi, składając ręce za plecami. Jego ciemne, przysłaniające oczy okulary błyszczały się w świetle nocy.
– Nie mów tak do mnie, bo przysięgam, że rozpierdole twój łysy łeb o tą szybę. – Odburknęła – I zejdź mi z drogi.
– Pan Emerson kazał mi czuwać przy pani aucie. – Powiedział niemal robotycznym głosem – Aby nie powtórzyła się sytuacja z tej nocy. – Rozumie pani.
Destiny nabrała nosem powietrza i przymykając powieki.
Próbowała powstrzymać się, od zwyzywana Nicolasa w myślach, jednak na próżno. Bo gdy tylko wypuściła z ust znużone westchnienie w jej głowie przeminęły się miliony wyzwisk którymi chciała okrzyknąć Emersona.
Jak do diabła śmiał komuś o tym powiedzieć.
Uśmiechnęła się sztucznie z płonącą w oczach wściekłością.
– Posłuchaj mnie kurwa – szarpnęła za kołnierzyk jego śnieżno białej koszuli przyciągając jego twarz do swojej – Bo nie zamierzam się powtarzać.
Przez plastik okularów dostrzegła jak wytrzeszcza szeroko oczy. Był zdziwiony jej nagłym gestem.
– Albo zejdziesz mi z drogi, albo sam Emerson będzie zgarniał cię z tego betonu.
– Proszę wybaczyć, nie mogę...
Nim zdążył dokończyć, Destiny podeszwą buta wycelowała prost w jego krocze.
Mężczyzna natychmiast zginął się w pół, upadając na kolana. Jęknął z bólu a po chwili leżał już obok auta. Kuląc się z bólu na mokrym betonie.
– Powiedz swojemu szefowi, żeby dał ci za to podwyżkę. – Sarknęła, po czym wyminęła mężczyzna i wsiadła do auta
Jeep ruszył z piskiem opon. Wyjechała z posesji nie zwracając najmniejszej uwagi na zwijającego się z bólu człowieka.
Sięgnęła po telefon leżący na siedzeniu obok.
Przesunęła palcem po ekranie wybierając ikonkę wiadomości.
Do "Beverly"
Będę za pół godziny.
Nim zdążyła postawić kropkę, usunęła nie wysłaną wiadomość.
W jej głowie zawitało wspomnienie z przed miesiąca.
Wzrokiem powędrowała na starsze wiadomości.
Od "Beverly"
Nie przyszłaś na moje urodziny bo zamiast tego wolałaś pracować w firmie i znów pić? Serio Destiny?
Do "Beverly"
Strasznie przepraszam, zapomniałam o nich. Co powiesz na wino dziś wieczorem? Ja stawiam.
Od "Beverly"
Ta pieprzona impreza była bez alkoholowa specjalnie dla ciebie. Jeżeli chcesz upić się poraz kolejny w tym miesiącu, droga wolna. Nie zamierzam przyjeżdżać po ciebie ani tej nocy, ani żadnej kolejnej, rozumiesz?
Nim zdążyła postawić kropkę, usunęła nie wysłaną wiadomość. Nie rozmawiały od dwóch miesięcy.
Wybrała ikonę podpisaną "Grace", jednak jej palce natychmiast powędrowały na strzałkę wyjścia, gdy zdała sobie sprawę z tego, nie przyjechała na lotnisko, gdy Grace wyjeżdżała z kraju.
Po kilku nieudanych próbach znalezienia kogoś, u kogo mogła by spędzić kilka nocy, poddała się.
Opadła zmęczona na fotel, wypuszczając z ust długie westchnienie. Mrugnęła kilka razy, aby zaszklone oczy przybrały poprzednią formę.
Przegapiła urodziny Beverly, bo wino nie mogło zaczekać jednej nocy, nie przyjechała do Grace, gdy ta jej potrzebowała, bo zapewne spała na kanapie w obskurnym barze z tanim piwem, zignorowała Lucy, bo przecież przejście w szpilkach trzystu metrów po kilku drinkach to nielada wyzwanie.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Zamrugała ponownie, gdy obraz lekko się rozmazał. Spojrzała w lustro.
– Jesteś żałosna. – Uśmiechnęła się podle do odbicia w lustrze w lustrze.
Odwróciła wzrok łapiąc za kierownicę.
Przymknęła powieki i zacisnęła zęby, gdy chęć wybuchnięcia płaczem zaczęła przeważać nad zdrowym rozsądkiem.
_______
CZYTASZ
Darkness of the Night[18+]
RomanceKiedy los firmy ojca Destiny wisi na włosku, jeden z jego klientów proponuje interesujący układ. Pan Damour pod presją zgadza się i podpisuję kontrakt pieczętujący przyszłość jego jedynej córki. Destiny ma stać się kartą przetargową tej transakcji...