Koniec lipca miał to do siebie, że zawsze gdy miałam nadzieję na słoneczną pogodę nagle się rozczarowywałam przez ulewne deszcze, trwające bez końca.
Ostatnie dni były dość wyczerpujące. Klientów nagle się namnożyło jak mrówek więc cały czas musiałśmy być na nogach. Nie mogę nawet zliczyć ile kalorii spaliłam, biegając po całej kawiarni w tę i z powrotem.
Madelaine zrobiła się nad wyraz sukowata, specjalnie jeszcze dokładając mi roboty. Martha się rozchorowała dlatego wszystko teraz było w moich rękach. Ruda oczywiście nie miała zamiaru mi tego ułatwiać, nie robiąc praktycznie nic oprócz podrywania klientów.
W tym i Starka, który w dodatku odpowiadał na jej zaloty.
Za każdym razem czułam zniesmaczenie patrząc jak dosłownie rozbierają się wzrokiem. Sama wizja tego jakby się migdalili, wsadzając sobie języki do gardeł napawała mnie odruchem wymiotnym.
W tym wszystkim byłam tak zabiegana, że nie miałam czasu nawet odpowiadać na jego głupie zaczepki. Dawałam mu jego czarną kawę bez zastanowienia po czym biegłam dalej by obsłużyć resztę lokalu.
To był chyba jedyny plus.
– Dziękuję, do widzenia! – pożegnałam ostatniego klienta wysilając się na uśmiech. Szczęka bolała mnie od ciągłego mówienia oraz uśmiechania się do ludzi. Nigdy nie pomyślałabym, że to może być tak męczące.
Zgasiłam światła i zamknęłam drzwi wejściowe, upewniając się, że wszystko w środku było w swoim porządku. Klucze wsadziłam do swojej torebki, którą zarzuciłam sobie na ramię. Wygładziłam lekko swoją pogiętą koszulę i odpięłam dwa pierwsze guziki, marząc o tym od samego rana.
Ruszyłam przed siebie. Na początku powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Na dworze wciąż było jasno jednak słońce zaczęło już zachodzić za horyzont, chowając tym samy swoje promienie. Przez moment podziwiałam ten widok, póki nie poczułam pierwszej kropli deszczu na swojej głowie.
– Poważnie? Teraz? – zapytałam z wyrzutem w głosie i przyśpieszyłam, obejmując się ramionami.
Nie minęło nawet pięć minut gdy wszystko pogrążyło się w kałużach i wodzie deszczowej, lejącej obficie z nieba. Brida zaczęła drżeć mi z zimna a zęby stukać o siebie nawzajem. Moje ubrania lepiły się do skóry a buty chlupotały pod każdym krokiem.
Zajebiście. Brawo, dziewczyno.
Do domu miałam conajmniej kilka minut drogi a wokół nie było, żadnego orzystanka. Zaczęłam kląć pod nosem, którym ostentacyjnie pociągałam.
– Denise!
Usłyszałam ciche wołanie należące do bruneta. Odwróciłam głowę do boku by zobaczyć go za kierownicą białego Audii, z opuszczoną szybą.
– Wsiadaj.
– Po moim trupie. – odparłam, idąc dalej.
– Nie lubię się powtarzać.
- Więc chyba mamy coś co nas łączy. – mój głos przedziera się przez szum lecącej z nieba wody.
Auto zahamowało lecz ja w dalszym ciągu szłam przed siebie modląc się o jakiś piorun który by we mnie walnął i uratował od tego dupka.
– Jeśli w tej chwili nie wsiądziesz do tego jebanego auta to sam Cię wezmę.
Stanęłam.
A potem odwróciłam się i powoli zmierzyłam w jego stronę. Byłam potwornie zmęczona więc nie myślałam nad innym rozwiązaniem. Spojrzałam na mężczyznę spod przymrużonych powiek po czym złapałam za klamkę i wsiadłam do środka.
CZYTASZ
Second Chance t.stark
FanfictionDenise wciąż myślała, że dzień w którym spotkała Tony'ego był jedynie przypadkiem. Nie wiedziała jednak, że za niepozornym flirtem kryło się coś więcej. | pre avengers (2012) | by: -mavrck