XV.

116 5 5
                                    


DENISE

Coś się zmieniło.

Nie wiem co ale wciąż doskwierało mi to dziwne poczucie, że o czymś nie wiedziałam. Że coś przeoczyłam. Może to tylko sen? Może tak naprawdę wcale nie istnieję? Może jestem tylko czyimś wymysłem?

Jak mam teraz patrzeć na świat i widzieć w nim dobro? Jak mam nie odwracać się na ulicy ilekroć poczuję przy sobie czyjąś obecność? To budzi we mnie lęk, boję się. Serce wali mi jak dzwon a w głowie zaczyna szumieć. Mroczki wytrącają mnie z równowagi, muszę oprzeć się o ścianę po której chwilę później zjeżdżam plecami, osuwając się na ziemię.

Bycie mną ssie.

* * *

- Kości i mięśnie wyglądają w porządku. Zalecam dużo spacerów by rozchodzić ewentualny dyskomfort oraz lekkie ćwiczenia. Nie nadwyrężać się ani nie biegać na długie dystanse. - polecił mi facet w białym kitlu, znany również jako Dr. Goldberg. Nie był stary, koło pięćdziesiątki najwyżej. Miał obrączkę na palcu i z tego co widziałam tkwiła tam już szmat czasu.

Kiwnęłam głową, przyswając jego słowa i zsuwając się klozetki spowrotem na ziemię. Zgarnęłam swój płaszcz oraz szalik i czekałam aż staruszek wypisze mi receptę. Pismo miał nawet w porządku a przynajmniej tak mi się wydawało bo umiałam odróżnić 'o' od 'a' i 'r' od 'e'.

Szkoda, że nie przyznawają nagrody za rozszyfrowanie pisma lekarskiego.

- Denise? - zapytał tak dla pewności czy jeszcze go słuchałam.

- Hm?

- Pytałem czy wszystko w porządku.

Dr. Goldberg był jedną z tych osób które miały do mnie choć odrobinę cierpliwości. Nie pochwalał ksywek które mu dawałam ani tego w jaki sposób próbowałam wyleczyć swoją kostkę. Lubił mnie tylko dlatego, że wystawiłam mu dobrą opinię w internecie i dałam cztery gwiazdki na pięć.

- Tak, Papciu jest git majonez. - kątem oka zauważyłam jak kręci bezradnie głową. - Daj ten świstek i już mnie nie ma.

- Zaczekaj, dziecko. Śpieszysz się gdzieś?

- Ta, na Marsa. - sarknęłam, wyrywając mu z ręki receptę i pakując ją sobie do kieszeni. - Coś jeszcze?

- Zapiszę Cię do terapeuty, to mój kolega. Wyleczył kilku weteranów. - mówiąc to znowu zaczął skribać swoje hieroglify na kartce ale go powstrzymałam.

- Mam już psychiatrę, dzięki Joel. - powiedziałam, wyciągając dłoń by zatrzymać go od pisania. - Nie musisz się o mnie martwić bo widzimy się po raz ostatni, Papo Smerfie. Wystawiłam Ci zajebiście, poetycko napisaną opinię, czytałeś?

- Masz na myśli Twój komentarz, cytuję: "Dupy nie urywa."?

Uśmiechnęłam się. Stary wiedział jak mnie podejść nawet jeśli znaliśmy się tylko dwa tygodnie.

- Tak, Joel. Właśnie ten.

- Chyba musisz odwiedzić tego psychiatrę.

- Już to zrobiłam. I wiesz, że jej o Tobie powiedziałam?

- Co jej sprzedałaś? Że tak naprawdę jestem Świętym Mikołajem i mam tysiące niewolników-elfów, które robią zabawki dla osmarkanych bachorów?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 02 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Second Chance   t.starkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz