XIII.

103 6 20
                                    

A co gdybym Wam powiedziała, że to wcale nie jest historia ze szczęśliwym zakończeniem?

Patrząc na to z aktualnej strony, jestem przekonana, że tak właśnie jest. Że cały happy end poszedł się jebać a to tylko dlatego, że zaufałam nie tej osobie co trzeba.

Nie ucierpiałam na tym aż tak bardzo ale za to nadszarpnięto moją dumą. Strasznie gówniane uczucie. Tak jakby ktoś Cię spoliczkował ale od środka. I za co to, skoro nawet nie byłam niczemu winna w całej aferze?

Ale z resztą kogo obchodzą happy endy czy moje dygresje.

Po prostu opowiem Wam jak było.

***

Nowy Jork jesienią miał w sobie niepowtarzalny urok a zwłaszcza Central Park, gdzie lubiłam chodzić na spacery. Od takie małe hobby by odwrócić moją uwagę od natrętnych myśli i nałogu.

Tak było też i wtedy gdy po spacerze, zdecydowałam się pojechać do miejsca w którym nie było mnie już od dawna. Zapłaciłam łysemu taksówkarzowi, który dowiózł mnie pod adres, rzucając mi po drodze krzywe spojrzenia.

Wysiadłam, o mało nie wpadając na jakąś starszą panią i ruszyłam przed siebie by zaraz potem przekroczyć próg oraz zamknąć za sobą ciężkie drewniane drzwi. Moje kroki odbijały się echem, roznosząc się dookoła. Byłam sama, a przynajmniej myślałam tak do momentu gdy nie usiadłam w ławce.

Ołtarz katedry wydawał mi się większy niż ostatnio. Może była to wina dekoracji albo nastroju. Nie było mnie tu trzy miesiące a ja wciąż czułam się jak za pierwszym razem.

– Tak myślałem, że tu przyjdziesz.

Obracam głowę by zobaczyć jak John zmierza w moim kierunku leniwym krokiem. Ma ten sam wyraz twarzy co zawsze kiedy mnie widzi ale teraz dostrzegam coś jeszcze.

Obawę.

– Przechodziłam obok i stwierdziłam, że zajdę. – wzruszyłam ramionami, pozwalając by kłamstwo przeszło mi gładko przez usta, domagające się papierosa. – No to jak, dasz mi to rozgrzeszenie?

Uśmiechnął się zajmując miejsce obok mnie. Nie czułam się skrępowana, właściwie to mi go brakowało.

– Najpierw wyznaj swoje grzechy.

– No to lepiej znajdź sobie miejsce do spania bo lista jest zajebiście długa.

– Denise, jesteś w kościele. – upomniał mnie.

– A myślałam, że to tylko taka atrakcja turystyczna a Ty jesteś przewodnikiem. – mój głos ociekał sarkazmem ale jakoś nie mogłam znaleźć w sobie siły by się tym przejąć. – Josie do Ciebie dzwoniła, prawda?

– Można tak powiedzieć. – skinął głową. – Więc, Tony Stark, huh?

– Brzmi jak jakiś żart, no wiem. Ale to niestety prawda. – odparłam, grzebiąc po kieszeniach płaszcza w poszukiwaniu paczki papierosów. – Jest strasznie irytujący, dobrze, że go nie poznałeś.

Jeszcze. – zaznaczył a ja wywróciłam oczami. – On chyba Cię lubi wiesz?

Prychnęłam.

– Nikt jeszcze nie wyszedł na tym dobrze.

– Przestań, wiesz że to nieprawda. Martha-

Second Chance   t.starkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz